Dwie bohaterki

Kwiecień 1995 r.

==========

KWIECIEŃ 1995 R.

==========

----------

FÜRSTENBERG, NIEMCY

----------

Jak mogłam pomyśleć, że powrót do tego miejsca to dobry pomysł?

Z dwustu pięćdziesięciu kobiet w tym ostatnim transporcie do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, tylko sześćdziesiąt wyszło z niego żywych. Jeszcze mniej jest w tym autobusie ze mną. Powiedziałyśmy, że spotkamy się tu po wojnie, aby spalić obóz, ale po spaleniu tysięcy kobiet, naziści spalili obóz zanim zdążyłyśmy, niszcząc wszystkie akta każdej więźniarki, próbując nas wymazać.

Moja miłość przestrzegała mnie przed powrotem, ale kiedy kiedykolwiek byłam mu posłuszna?

"Jesteś w stanie się uśmiechnąć", mówi moja towarzyszka.

"Czy byłam?" pytam, obracając moją obrączkę. "Nie mogę nic na to poradzić, kiedy myślę o moim mężu".

"Szczęście," mówi. "Kiedy myślę o moim, chcę pluć".

"Który?"

Śmiejemy się, owijając nasze pomarszczone ramiona wokół siebie nieco ciaśniej. Myślę o tym, kiedy nasze ramiona były gładkie i młode. Teraz mamy więcej wyściółki, a skóra od naszych przedramion do knykci wygląda jak korzenie starego drzewa, które przetrwało wiele burz, aby utrzymać pień w pionie. Trudno jest pogodzić więdnące ciało, które zamieszkuję, z kobietą, którą jestem w myślach, zwłaszcza że kiedyś wystarczyły chęci i troska, by mnie wskrzesić. Z wieku nie da się zmartwychwstać.

"Tam", mówi moja towarzyszka.

Widok ciążącego muru z cegły jest ciosem, a ja czuję się, jakbym została uderzona plonem. Podnosi się fala mdłości. Słyszę, jak wokół mnie oddech zwiększa tempo, i płacz. Zaciskam mocno oczy. Nie pozwolę na łzy. Nie pozwoli na to również mój towarzysz. Zwykło się mówić, że ci, którzy płaczą, nie przeżywają nocy.

Czy byłem głupi, myśląc, że będę w stanie stanąć na wysokości zadania, zmierzyć się z miejscem - o którym przez te wszystkie lata nie powiedziałem ani słowa - które prawie mnie zniszczyło? Łatwo jest mówić o sukcesach, emocjach i przygodach, ale konsekwencje to już inna historia. Zamknąłem te wspomnienia głęboko w pudełku na dnie mojego serca, zakopane razem z kobietami, których wspomnienie zbyt mocno boli.

Choć mam ze sobą mojego przyjaciela, nie wiem, czy uda mi się wysiąść z autobusu na uroczystość upamiętniającą. Jeśli jest jakaś nadzieja, muszę się skomponować w jedyny sposób, jaki znam. Otwieram oczy i opieram głowę o okno autobusu, patrząc w niebo, mając nadzieję, że moja miłość widzi to samo niebo. Moje serce unosi się, gdy dostrzegam ćwierćksiężyc na tle świtu. Mogę prawie zobaczyć się w czasie do pulchnego palca mojego dziecka wskazującego na księżyc, zaskoczony, aby zobaczyć go w ciągu dnia.

Księżyc dzienny nazywany jest księżycem dziecięcym, ponieważ mogą go dostrzec tylko młode, świeże oczy. Pomimo mojego zaawansowanego wieku, wciąż mogę zobaczyć dzienny księżyc.

Jestem jednym z jedynych, którzy go widzą.




Część I: 1940-41

==========

I

==========

==========

1940-41

==========

Niektórzy sugerują, że nie powinniśmy byli w ogóle wysyłać kobiet na te misje. Nie mogę się z tym zgodzić. Kobiety są tak samo odważne i odpowiedzialne jak mężczyźni, a często nawet bardziej. Mają prawo do udziału w obronie swoich przekonań nie mniej niż mężczyźni. . . . Odmawiając ich zatrudnienia, zawiódłbym swój obowiązek wobec działań wojennych.




Rozdział 1

==========

1

==========

----------

PONT-REMY, FRANCJA

----------

VIOLETTE

VIOLETTE JEST OBUDZONA, twarz Tante Marguerite o dzikich oczach jest o centymetry od niej.

"Réveille-toi!"

Zdezorientowana, Violette czuje ukłucie paniki. Czy Tante odkryła, co Violette robiła zeszłej nocy?

"Dlaczego tak wcześnie?" Violette pyta ciotkę, utrzymując swój głos tak niewinny, jak to tylko możliwe.

"Choć raz w swoich osiemnastu latach, Vi, bądź posłuszna" - odpowiada Tante. "Pakuj się!"

Tante Marguerite pospiesznie budzi ośmioletniego brata Violette, Dickie'ego.

Z ciężkim uczuciem Violette uświadamia sobie, że nadszedł dzień, którego się obawiała. Ona i jej młodszy brat zostają odesłani do Londynu.

Rodzeństwo przebywało we Francji u siostry matki, aby dać Maman przestrzeń do opłakiwania ich najmniejszego brata, Harry'ego, który zmarł w zeszłym roku na dyfteryt. Violette i reszta rodziny opłakiwała Harry'ego mocno i szybko, ale nawet po upływie miesięcy Maman ledwo mogła się poruszać.

Mimo wojny wzniecającej ogień na francuskim horyzoncie, Violette nie ma ochoty wracać do Londynu. Francja to dom jej matki i najdroższa miłość Violette. Spędziła tu każde lato swojego życia i połowę lat szkolnych i wie, że to miejsce, do którego należy.

"Nie chcę wyjeżdżać" - mówi.

Ignorując ją, Tante każe Dickiemu natychmiast się ubrać.

Violette ma zamiar się kłócić, ale wyraz czystego przerażenia na twarzy Tante ucisza Violette. Jej ciotka nie należy do osób, które histeryzują.

Violette wygląda przez okno i widzi, że na ulicy panuje ruch. Przechodzą uchodźcy z kuframi i walizkami oraz przerażone dzieci załadowane na wozy, na grzbiety kóz i co tylko się da. Odległy huk wzywa Violette do działania. Odrzuca prześcieradło i wyciąga z szafy ich walizki. Upycha do niej swoje ubrania, kosmetyki i czasopisma. Gdy kieruje się do szuflad Dickiego, by spakować jego walizkę, Tante chwyta Violette za ramię.

"Une valise. I wasze paszporty. Szybko!"

Violette przewraca oczami, ale jest posłuszna, wkładając swoje i Dickie'ego rzeczy pierwszej potrzeby do jednej walizki i ubierając się tak szybko, jak to możliwe. Podczas gdy Tante zostawia ich i krząta się po kuchni, mrucząc o tym, że ktoś dostał się do szafki, Violette wymyka się z domu i do szopy. Rozsuwa drzwi i szuka swojego pilota, ale jego już nie ma. Pomyślałaby, że go śniła, gdyby nie serce, które narysował dla niej na brudnej podłodze.

Ostatniej nocy Violette wymknęła się na przejażdżkę rowerową o północy, kiedy to natknęła się na śpiącego wzdłuż wąwozu belgijskiego pilota. Obudziła go - strasząc go na śmierć - a kiedy się uspokoił, wyjaśnił, że został zestrzelony i stracił załogę. Próbował przedostać się do Hiszpanii, aby móc dostać się do Londynu i wrócić do walki z nazistami. Violette ułożyła go w szopie Tante z kocem, połową bochenka chleba, wskazówkami na południe i modlitwami o bezpieczną podróż.

Violette dotyka piersi i wzdycha. Rozstrzygnięta, spieszy z powrotem do domu. Po odstawieniu Dickiego bezpiecznie do Londynu i złożeniu go w ramionach matki, Violette znajdzie sposób, by wrócić do Francji i zrobić wszystko, co w jej mocy, by walczyć z nazistami.

-

JEŚLI VIOLETTE wpatruje się w mewy szybujące nad głową, potrafi odciąć się od chaosu. Wyobraża sobie, że patrzy na dok w Calais z dużej wysokości, z nieba.

Czy wygląda to na ładny, wietrzny dzień, pojedynczy statek stojący na nabrzeżu, kolejka wesołych podróżnych czekających na wejście na pokład? myśli. Czy tak to wygląda dla Boga? Czy to dlatego nie pomaga?

Pocąca się dłoń Dickiego szarpnęła Violette z powrotem do miejsca, gdzie stoją wśród masy zmęczonych, rozgorączkowanych podróżnych. Szlocha tak mocno, że aż drży o oddech. Płacze, odkąd wywlekli go z domu i wepchnęli do zatłoczonego pociągu. Ostatni kilometr podróży musieli przejść pieszo, bo tory zostały wysadzone przez Luftwaffe.

Zaczyna się straszliwy warczący dźwięk. Violette znów podnosi oczy ku niebu. To nie są nadlatujące mewy, ale bombowce Heinkel, lecące tak nisko, że widzi pilotów. Jak tylko znajdą się nad głową, zaczyna się strzelanina. Wielkie pluski wybuchają z wody, zbliżając się coraz bardziej, aż pierwszy wybuch uderza w tłum wzdłuż doku. Bagaże i kończyny wybuchają w czerwonej mgle ognia i krwi. Violette patrzy w szoku, a jej spojrzenie znajduje leżącą w piasku małą dziewczynkę w wieku nie więcej niż pięciu lat, której martwe, szkliste spojrzenie pokrywa się ze spojrzeniem lalki w jej ramionach.

Violette czuje się tak, jakby w jej głowie wybuchł pistolet. Chociaż Dickie jest prawie tak wysoki jak ona, podnosi swojego młodszego brata na rękach i biegnie w stronę doku. Z Tante u stóp Violette, przedzierają się przez tłumy francuskich, belgijskich i holenderskich uchodźców, aby zdążyć na ostatni statek o pierwszej. Violette i Dickie będą mieli pierwszeństwo ze względu na swoje brytyjskie obywatelstwo, ale muszą najpierw dostać się na niszczyciel Royal Navy. Jeśli spóźnią się na statek, Maman nigdy nie odzyska przytomności.

Tante nadąża za Violette, torując sobie drogę przez tłum z walizką. Pot przesiąka przez sukienkę Violette aż do jej kurtki. Głosy wokół nich są wściekłe, przerażone i mówią w wielu językach. Marynarze wyglądają na spanikowanych. Przestali sprawdzać paszporty. Mając do pokonania zaledwie kilka metrów, żandarm z francuskiej policji zamyka bramy i blokuje je.

"Nie!" krzyczy Tante.

Przy barykadzie Tante wali w kraty, błagając, podczas gdy Violette przeszukuje ogrodzenie w poszukiwaniu otworu, przez który mogłaby wcisnąć Dickiego.

Gdy nadciąga kolejna fala bombowców, tłum opada na ziemię. Tante nadal błaga z kolan. Kiedy Violette widzi, że samoloty celują dalej w doki, staje z Dickiem i rusza w stronę żandarma i pozostałego marynarza. Dickie przestał płakać i wpatruje się przed siebie obojętnie. Tante dołącza do Violette.

"Proszę" - mówi Tante, chwytając Violette za policzki. "Spójrz na moją piękną, brytyjską siostrzenicę. Czy zostawisz ją na pastwę brudnych bochenków? Czy wiesz, co oni jej zrobią?"

Podczas gdy marynarze ściągają liny, żandarm patrzy od Violette do Dickiego do pozostałego marynarza i z powrotem. Violette wie, że potrafi zadbać o siebie, ale Dickie jest bezbronny. Violette patrzy w górę, błagając mężczyzn swoimi dużymi, fioletowymi oczami, tymi, które zainspirowały jej imię.

Proszę.

Żandarm spogląda z powrotem na marynarza i otrzymuje kurtuazyjne skinienie głowy. Odblokowuje bramę i przepuszcza Violette i Dickie.

Wśród płaczu i życzeń Tante oraz gniewnych okrzyków tłumu Violette biegnie z Dickiem na statek. Zapomniała ich walizki, ale nie ma czasu na powrót. Marynarz pomaga im wejść na pokład, a kiedy ten z bramy podąża za nimi i odpychają się, Violette całuje go w oba policzki.

Pasażerowie otrzymują polecenie zejścia pod pokład, ale Violette odmawia. Nie pozwoli, by zostali uwięzieni, jeśli statek zostanie trafiony. W razie potrzeby popłynie z bratem do brzegu.

Niszczyciel przyspiesza. Wody szumią i burzą się. Wiatr wieje. Nie płyną prosto, lecz ostrymi zygzakami, jak żaglówka na halsówce.

Gdy bombowce wracają, Violette przykrywa ciało brata swoim własnym i modli się jak nigdy dotąd.




Rozdział 2 (1)

==========

2

==========

----------

LE PERRAY-EN-YVELINES, FRANCJA

----------

VIRGINIA

O świcie, dudniący dźwięk wyciąga Amerykankę i jej francuskiego męża z łóżka, do okna. Autobusy przejeżdżają obok domu, w którym para została zakwaterowana. Na pierwszy rzut oka autobusy wydają się puste, ale przy bliższym spojrzeniu widać sylwetki wielu małych głów.

"Paryż odsyła swoje dzieci" - mówi Virginia, dotykając brzucha.

Nie powiedziała jeszcze Philippe'owi o swoich podejrzeniach i nie wie, jak i kiedy to zrobi. Jej cykl, który zwykle przebiega jak w zegarku, spóźnia się o cztery dni. Tęsknili za dzieckiem od chwili ślubu, czyli od trzech lat, ale wiedząc, że Philippe ma dołączyć do walki, Virginia sądzi, że będzie zdruzgotany zmartwieniem. Mało tego, w obliczu wybuchu wojny jej matka błaga Virginię o powrót do rodzinnego domu na Florydzie, ale ona odmawia. Skoro spodziewa się, wie, że jej kłótnia schudnie.

Philippe podchodzi za żoną, otulając ją swoimi wielkimi ramionami.

"Biedne bébés", mówi. "Jak do tego doszło?"

Uchodźcy od kilku dni maszerują przez wioskę, w której stacjonuje oddział kawalerii Philippe'a. Para przebywa w uroczym domu przy głównej ulicy, gdzie żona oficera utrzymuje ich w zestawie pięknych, dobrze wyposażonych pokoi. Virginia śledzi Philippe'a i jego ludzi jak baranek od miasta do miasta, skradając się w kierunku frontu. Oboje wiedzą, że będzie mogła zajść tylko tak daleko, ale nie chcą spojrzeć prawdzie w oczy. Dopóki nie zaczęła płynąć rzeka zmęczonych uchodźców, Virginia mogła udawać, że ona i Philippe są w drugim miesiącu miodowym, zwiedzają francuskie wioski, cieszą się sobą w rosnącym cieple i wydłużających się dniach wiosny. Słusznie czy nie, postanowili żyć tylko chwilą. Nie ma innego sposobu na życie w czasie wojny.

Virginia odwraca się od sceny za oknem i staje na palcach, żeby pocałować Philippe'a. Zmarły ojciec Philippe'a był Francuzem, ale jego matka jest Brytyjką i to z tej strony rodziny czerpie swój wzrost. Virginia przyciska się do Philippe'a, zauważając przez koszulę nocną bolesność swoich piersi, zastanawiając się, czy powinna mu powiedzieć. W końcu to jego trzydzieste pierwsze urodziny. Słowa są na jej ustach, by podzielić się nowiną, gdy walenie w drzwi do salonu poza sypialnią sprawia, że podskakują.

"Sierżancie!" dobiega głos. "Maréchal d'Albert-Lake?"

"Czy to już nawet szósta rano?" szepcze Virginia.

Philippe pośpiesznie wciąga swój mundur. Podczas gdy on zapina koszulę, Virginia bierze z szafki nocnej swoją niebieską czapkę z czerwonym paskiem. Philippe podchodzi do niej, żeby mogła go objąć, całuje ją w czoło i wychodzi z pokoju, zostawiając w pośpiechu lekko uchylone drzwi. Virginia skrada się po podłodze i podsłuchuje z cienia.

"Dlaczego twoi ludzie nie zgłosili się do służby?"

Virginia szczerzy się, patrząc przez szparę, by zobaczyć, kto beszta jej męża.

"Przepraszam", mówi Philippe do zmęczonego generała. "Nie powiedziano nam, że mamy się pana spodziewać".

"Wszystko się rozpada. Ludzie porzucają stanowiska. Za mało mundurów i broni. To pandemonium."

Virginia jest przepełniona zgrozą.

"Najpierw Polska", mówi generał. "Teraz Dania, Norwegia, Belgia, Holandia, Luksemburg. My jesteśmy następni."

Philippe wychodzi, a Virginia spieszy z powrotem do okna, by obserwować, jak eskortuje swojego przełożonego do domu, w którym przebywa dowódca regionu. Wkrótce znikają i, co pewne, w powoli przemieszczającej się fali uchodźców pojawia się posypka żołnierzy. Brudni, zszokowani pociskami, zdezorientowani mężczyźni mieszają się w całym tłumie, oddalając się od akcji.

"Nie", szepcze.

Dokąd oni idą? Jeśli nie walczą z wrogiem, co to może oznaczać?

Virginia myśli o babci Philippe'a w rodzinnej posiadłości w Pleurtuit, niedaleko Saint-Malo. Jego matce w Paryżu. Ich własne paryskie mieszkanie i wiejski dom, który właśnie wybudowali, trzydzieści mil na północ od stolicy. Swoje małe miłosne gniazdko nazywają Les Baumées - balsamem, wytchnieniem, schronieniem przed światem - ich szczęściem. Czy Les Baumées będą bezpieczni przed nazistami? Czy któreś z nich?

Pomyślała, że to najlepszy moment na zajście w ciążę.

Biegnie do łazienki i robi się jej niedobrze.

-

ZAPALAJĄC CYGARETKĘ, Virginia wymusza uśmiech, usilnie starając się zwrócić uwagę na słowa Philippe'a.

On aktualizuje jej wiadomości o żołnierzach wplecionych w gobelin uchodźców. Mieszkańcy wioski przez cały dzień rzucali im boczne spojrzenia i zimne ramiona, ale Philippe zapewnia ją, że mężczyźni nie są dezerterami - nie do końca. Zgubili się w chaosie odwrotu. Ich dowódcy ich porzucili, a oni próbują znaleźć jednostki, do których mogliby dołączyć. Philippe dobrze trzyma swoich ludzi tutaj i będzie w stanie zasymilować nowo przybyłych. Virginia słyszy to z ulgą, ale jej umysł nie jest całkowicie skupiony na wojnie.

"Honeybee", mówi Filip, umieszczając swoją dużą rękę nad jej małą, gdzie jej palce bębnią o stół. "Czy wszystko w porządku? Nie tknęłaś nawet kęsa".

Obchodzą urodziny Philippe'a w Au Coq de Bruyère, uroczej restauracji z miejscami do siedzenia na zewnątrz w miejskim hotelu. Kamienne ściany są gęste od pnączy, a ich talerze pełne są pieczonego kurczaka, cytrynowo-rozmarynowych ziemniaków i szparagów, na które wydali pieniądze wiedząc, że dni takiego jedzenia prawdopodobnie dobiegają końca. Światło zachodzącego słońca nasyca wieś lawendą, ale piękno i spokój tej sceny pozostają poza zasięgiem Virginii. Ma wrażenie, że jest czarno-białym obrazem na namalowanym płótnie. Philippe wpatruje się w nią jeszcze przez chwilę. Potem ustawia swoje brązowe oczy tak surowo, jak nigdy ich nie widziała, i rzuca serwetkę na stół.

"To jest to", mówi. "Jako twój mąż, nakazuję ci powrót na Florydę".

Virginia nie może się powstrzymać od chichotu. Robi to po raz pierwszy od wielu dni i uwalnia to nieopisane tony ciśnienia z jej piersi. Szarpnął się do tyłu, jakby go spoliczkowała.




Rozdział 2 (2)

"Zbyt długo pozwalałem, by ta twoja amerykańska wolna wola szalała" - kontynuował.

Jej chichot zmienił się w śmiech.

"We Francji kobiety są posłuszne swoim mężom," mówi.

Wśród jej rozbawienia, wyrzuca w górę ręce, a następnie krzyżuje ramiona na piersi, ale grymas wkrótce łamie faux kamienny fornir, który próbował nałożyć na twarz. Virginia gasi papierosa i kładzie rękę na ramieniu Philippe'a.

"To było urocze," mówi.

"Starałem się." On wzrusza ramionami.

"To był dobry wysiłek. Ale to nie wojna zrobiła ze mnie kłębek nerwów."

"Więc co to jest? Po raz pierwszy jest między nami coś, do czego nie mam dostępu."

Nie będzie dłużej ukrywać tej tajemnicy przed Filipem. Poza tym, może ta wiadomość natchnie go jeszcze większą wolą powrotu do niej, o ile można takich rzeczy chcieć na wojnie. W gardle tworzy się jej guzek, uniemożliwiający wypowiedzenie słów, więc bierze jego rękę i opuszcza ją na swój brzuch. Dopiero po chwili zaczyna rozumieć. Odsuwa się od stołu i podnosi ją w ramiona.

-

VIRGINIA żałuje, że powiedziała Filipowi o swoim podejrzanym stanie. Już wcześniej martwił się ich zbliżającą się separacją; teraz jest w agonii.

Wczoraj widział Wirginię zrywającą kwiaty w ogrodzie i błagał ją, żeby się położyła. Potem zobaczył Wirginię polerującą srebra Madame i poprosił ją, żeby usiadła, gdy będzie zajmować się obowiązkami. Virginia nie czuje się wcale zmęczona i nie zachorowała od dnia, w którym generał przybył, aby ostrzec Filipa. Wręcz przeciwnie, czuje się ożywiona. Ma nowy cel - coś, czego może bronić i o co walczyć. To nie jest tak, że poproszono ją o prowadzenie karetek, jak kobiety w mundurach zmierzające na front. Teraz martwi się, że Philippe będzie za bardzo skupiony na niej i dziecku, żeby zająć się swoimi obowiązkami.

Wieczorem Virginia, Philippe i Madame jedzą swoją szynkową kolację, ale niekończące się kroki i skrzypienie kół wozów wzdłuż drogi uciszają ich rozmowę. Virginia powoli przeżuwa każdy kęs, delektując się słonym mięsem, na które miała ochotę przez cały dzień. Philippe wciąż patrzy między swoim talerzem a oknem. Madame przesuwa swoje jedzenie, nie jedząc go. Virginia wkłada do ust kolejny kęs, myśląc: To dla dziecka, ale bez względu na to, jak mocno żuje, trudno jej przełknąć. Musi zmusić jedzenie do wypicia kawy.

Widząc, że pozostali przestali jeść, Virginia napotyka spojrzenie Madame, a potem Philippe'a. Bez słowa wstają i niosą swoje niedokończone talerze do kuchni. Philippe wyciąga stół na zewnątrz, podczas gdy Madame i Virginia przenoszą szynkę i marchewki z talerzy z powrotem do dużego naczynia. Napełniają tyle filiżanek, ile się da, małymi porcjami kawy i zanoszą prowiant.

Zbiera się rój. Philippe robi porządek, ustawiając kolejkę, podczas gdy Virginia rozdaje uchodźcom szynkę i marchewki. Widzi tylko wiele rąk - młodych i starych, eleganckich i szorstkich, męskich i kobiecych - chwytających mięso i warzywa, podnoszących kęsy do ust. Połykają tak szybko, że smak może nawet nie dotknąć ich języków. Stary człowiek odmawia jedzenia, ale jest wdzięczny za kawę. Młoda matka bierze kawałek szynki, ale odchodząc, rozrywa go, by dać swoim dzieciom kolejną porcję. Starsza kobieta przychodzi po ostatni kawałek, ale nalega, by Virginia przedarła małą porcję na pół, by osoba stojąca za nią mogła się poczęstować. Virginia podziwia, że nie mieli zbyt wiele do rozdania, a jednak, jak w przypadku rozmnożenia chleba i ryb, nakarmili więcej niż powinni.

Może wystarczy wyciągnąć puste ręce, aby Bóg je napełnił, myśli.

Virginia i Madame wracają do domu, by pozmywać naczynia, podczas gdy Philippe zostaje na poboczu drogi, zatrzymując tych, którzy mają szczęście mieć jeszcze samochody z paliwem, przypominając im o przyciemnieniu świateł, by nie stali się celem na drodze uchodźców. Kiedy kobiety kończą i Madame odchodzi na emeryturę, Virginia dołącza do Philippe'a. Czuje się dziwnie czujna, jakby wyszarpnięto ją z długiego snu. Nocne powietrze jest gęste od zapachu kozich odchodów i ostatnich litrów benzyny palących się w samochodach, które będą musiały zostać porzucone, gdy wyschną. Na lśniącej niebieskiej masce ich Fiata - drogiego małego samochodu, który nazywają "blue baby" - Virginia dostrzega mrugające światło księżyca.

"Jutro jadę po mamę", mówi Virginia.

"Nie", mówi Filip. "Nie mam dobrych przeczuć".

Krążyły wokół tego, że Virginia wybierze się na jednodniową wycieczkę do Paryża, aby odebrać część swoich rzeczy z mieszkania, a matka Philippe'a ze swojego, ale nie mogą się zgodzić co do terminu. Paryż jest tylko około czterdziestu kilometrów od Le Perray. Dojazd tam to pestka. Poruszanie się z ruchem ulicznym w drodze powrotnej może zająć trochę czasu, ale trzeba to zrobić.

"Teraz jest czas", mówi Virginia.

"Niemcy posuwają się do przodu zbyt szybko".

"W takim razie powinienem był pojechać dzisiaj".

Philippe przeciera oczy. Virginia prowadzi go za rękę do domu. Narysowała mu kąpiel, pomagając wyczerpanemu mężowi zdjąć mundur i nalegając, by wszedł do wanny. Wylewa ciepłą wodę na jego głowę i używa szmatki i delikatnego francuskiego mydła, aby umyć jego plecy i ramiona.

"Powinienem to robić dla ciebie", mówi Philippe.

"Zrób to dla mnie w moje urodziny" - odpowiada Virginia. Za dwa dni skończy trzydzieści lat.

Kiedy ona kontynuuje mycie i masaż Philippe'a, on pozwala sobie na relaks. Podkłada mu ręcznik pod szyję i cieszy się z uśmiechu, który dostaje, gdy jej ręce sięgają głęboko pod błoto.

Jak długo będziemy mieli prąd i ciepłą bieżącą wodę? Virginia zastanawia się. Szynkę, i kawę, i papierosy? Jak długo będziemy mieli siebie nawzajem?

Wkrótce czuje się tak zmęczona, jak wygląda Philippe.

Po tym jak Virginia położyła Philippe'a do łóżka, wróciła do łazienki, żeby wziąć prysznic, co jest na wskroś nowoczesnym luksusem. Stara się cieszyć każdym doświadczeniem w zwykłym życiu - jeśli można to nazwać zwykłym - tak jakby to miało być jej ostatnie przez długi czas. Choć wie, że powinna zwrócić uwagę na tych, którzy są w gorszej sytuacji niż ona, Virginia nie może pozbyć się pretensji do nazistów za to, że zakłócają jej życie.

Ona i Philippe spędzili urocze trzy lata, tańcząc między mieszkaniami, ciesząc się Francją i wszystkim, co ma do zaoferowania. Kręgi ich przyjaciół ulegają rozerwaniu, ponieważ mężczyźni są wysyłani do walki. Jej droga teściowa - owdowiała zaledwie w zeszłym roku - wciąż próbuje poradzić sobie z życiem bez ukochanego, a do tego dochodzi jeszcze stres wojenny. Każde lato Virginia spędziła we Francji w rodzinnej posiadłości na wybrzeżu Bretanii. Czy w tym roku uda im się tam dotrzeć? A jeśli tak, to jak Virginia może cieszyć się wodą, słońcem, długimi spacerami i wieczorami gier, wiedząc, że Philippe walczy?

A dziecko - czy będzie miało w ogóle szansę dorastać z tatą?

Jej zmartwienie przeradza się w rozpacz. Virginia opiera czoło o kafelki, nie mogąc się ruszyć, dopóki gorąca woda nie wystygnie.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Dwie bohaterki"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści