Ustawienie

Rozdział 1 (1)

==========

1

==========

Nie powinno mnie tu być.

Gdyby mój ojciec wiedział...

Ale podjąłbym to ryzyko, by być świadkiem tej walki. Tego zawodnika.

Muzyka rozbrzmiała z głośnika obok mnie, a tłum zrobił się głośniejszy. Bardziej szalony i niecierpliwy. Adrenalina pulsowała w moich żyłach, popychając moje własne podniecenie do takiego poziomu, że ledwo mogłem pozostać w miejscu. Zacząłem lekko podskakiwać na kulach u nóg, żeby nie krzyknąć, nie zemdleć czy coś.

Grill wykrzywił moje usta i skinąłem głową na znajomą melodię. "Kliszowy wybór, ale mogło być gorzej" - mruknęłam pod nosem. "Bodies" Drowning Pool nadal szalało, a ja wypchnęłam się na palce, próbując złapać spojrzenie na jeden z powodów, dla których pominęliśmy naszą gównianą imprezę Halloween.

"MK, nie rozumiem tego", moja najlepsza przyjaciółka, Bree, jęczała obok mnie. Jej ręce zakryły uszy, a jej delikatna twarz była wykręcona, jakby odczuwała fizyczny ból. "Dlaczego my tu w ogóle jesteśmy? To jest tak daleko od naszej strony miasta, że jest przerażające. Jak, legit przerażające. Możemy już iść?"

"Co?" Wykrzyknąłem, marszcząc się na nią i myśląc, że na pewno właśnie usłyszałem ją źle. "Nie możemy wyjść teraz; walka nawet nie zaczęła się jeszcze!" Musiałem krzyczeć, żeby mnie usłyszała, a ona znowu skrzywiła się. Miała ku temu powody. W tłumie zdominowanym w większości przez mężczyzn - dużych mężczyzn - Bree i ja staliśmy zero szans nawet na zobaczenie oktagonu, nie mówiąc już o walczących. Albo, jeśli miałbym być szczery, jednego zawodnika w szczególności. Więc wspięliśmy się na jeden z masywnych generatorów przemysłowych, aby uzyskać lepszy widok.

Tak się złożyło, że ten, który wybraliśmy, miał również głośnik na nim, a głośność muzyki była po prostu ogłuszająca.

"Kochanie, jesteśmy tu od ponad godziny", skarżyła się Bree. "Jestem zmęczona i trzeźwa, bolą mnie stopy i pocę się jak suka. Czy możemy już iść?" Próbowała się na mnie glajtować, ale cały efekt psuł fakt, że wciąż miała koci nos i wąsiska narysowane na twarzy - nie wspominając o puszystym ogonie przypiętym do tyłka.

Nie żebym mogła to ocenić. Mój kostium był "seksowną czarownicą", ale przynajmniej udało mi się pozbyć mojego spiczastego kapelusza. Teraz miałam na sobie tylko skąpą, czarną koronkową minidreskę i skórzane buty na szpilkach.

Było już po północy trzydziestego pierwszego października, a my miałyśmy być na corocznej imprezie Halloweenowej naszej przyjaciółki Veroniki. Jednak Bree i ja zdecydowałyśmy, że lepszym pomysłem będzie wymknięcie się z imprezy, aby wziąć udział w wysoce nielegalnej walce mieszanych sztuk walki. Jeszcze lepszym pomysłem było to, że odbywała się ona w wielkim szczycie dawno opuszczonego parku rozrywki zwanego Śmiejącym się Klaunem.

Jakby to nie był nieskończenie lepszy sposób na spędzenie nocy niż bycie podrywanym przez chłopaka z Rolexem, a potem spędzenie z nim trzech minut na tylnym siedzeniu jego Bentleya.

Tak, wszystkie imprezy Veroniki kończyły się w ten sam sposób, a ja miałam to już za sobą.

"Bree, nie zmuszałam cię do pójścia ze mną", odpowiedziałam, zirytowana jej złośliwością. "Sama chciałaś przyjść. Pamiętasz?"

Jej usta opadły otwarte w oburzeniu. "Uh tak, więc nie zostałabyś okradziona lub zamordowana czy coś, próbując autostopem pokonać drogę nad przepaścią! MK, uratowałem twój zgrabny tyłek, i wiesz o tym."

Przewróciłem oczami na jej dramaturgię. "Miałem zamiar Uber, a nie autostop. A West Shadow Grove nie jest dokładnie siódmym kręgiem piekła."

Jej oczy zaokrągliły się, gdy spojrzała na tłum zebrany, by oglądać walki. "Równie dobrze może być. Wiesz ile osób ginie codziennie w West Shadow Grove?"

Zwęziłem oczy i nazwałem jej faktyczny blef. "Właściwie to nie wiem. Ilu?"

"Ja też nie wiem", przyznała, "ale to dużo". Kiwnęła na mnie głową, jakby to uczyniło jej oświadczenie bardziej przekonującym, a ja się roześmiałem.

Cokolwiek innego planowała powiedzieć, aby przekonać mnie do wyjścia, zostało zagłuszone przez komentatora walki. Moja uwaga błyskawicznie opuściła Bree i wytężyłem wzrok, żeby zobaczyć oktagon. Nawet stojąc na skrzyni generatora dla zwiększenia wysokości, wciąż byliśmy na tyle daleko, że widok był gówniany.

Moje podekscytowanie wzrosło, bulgocząc przeze mnie jak szampan, gdy obracałam moje spocone dłonie w rozciągliwym materiale mojej sukienki. Komentator wymieniał teraz jego statystyki.

Sześć stóp cztery, dwieście dwa funty, dwadzieścia trzy zwycięstwa, zero remisów, zero porażek.

Zero strat. Ten facet urodził się dla MMA.

To nie była oficjalna walka - wręcz przeciwnie. Więc nie rozwodzili się nad tym bardziej. Nie było wzmianki o jego wieku, mieście rodzinnym, klubie treningowym... nic. Nawet jego imienia. Jedynie...

"...proszę o wybaczenie" - komentator zrobił dramatyczną pauzę, doprowadzając tłum do szału - "tajemniczy, niepokonany, The Archer!". Wykrzyknął pseudonim zawodnika, a tłum oszalał. Myelf included.

"Paranoid" I Prevail leciało z głośnika obok nas i zanim wysoka, zakapturzona postać przedostała się przez tłum ze swoją drużyną, moje gardło było suche i drapiące od krzyku. Nawet z tej odległości, drżałam z niecierpliwości i przypadkowo wyobrażałam sobie, jak by to było wspiąć się na niego jak na drzewo. Tyle że nago.

"Mam zamiar zgadnąć, że to dlatego przyszliśmy?" Bree zapytała suchym głosem, marszcząc nos i sprawiając, że jej kocie wąsiska drgały. Jej kostium nie był tak absurdalny, jak mógłby być, ponieważ większość członków tłumu była w jakiejś formie kostiumu na Halloween. Nawet fighterzy nosili dziś maski na całą twarz, a komentator był przebrany za Ponurego Żniwiarza.

"Wiesz, że tak jest," odparłem, nie odrywając wzroku od oktagonu nawet na sekundę. Ledwo odważyłem się mrugnąć w obawie, że coś przegapię.

Jeden z jego wsparcia - facet tylko o ułamek niższy, o podobnej do wojownika budowie ciała i czapce z daszkiem nisko naciągniętej na twarz - zdjął szatę z jego ramion, a mnie oddech uwiązł w gardle. Jego plecy były zwrócone do nas, ale każda twarda powierzchnia była ozdobiona atramentem. Byliśmy zbyt daleko, by dostrzec szczegóły, ale wiedziałem - z mojego graniczącego z obsesją prześladowania - że największy tatuaż na jego plecach przedstawiał geometrycznego jelenia ostrzeliwanego strzałami. W ten sposób zyskał swój przydomek. Jeleń reprezentował jego znak gwiezdny Strzelec - łucznik.




Rozdział 1 (2)

"Ho-ly shit," Bree gasped, a ja wiedziałem bez patrzenia na nią, że nagle odkryła miłość do MMA.

"Mówią, że jest skautowany do UFC," wybełkotałem do niej, "z tym, że powiedzieli, że musi zatrzymać wszystkie podziemne mecze w klatce, i najwyraźniej powiedział im, żeby to wypchali".

Bree wydała dźwięk uznania, ale znając ją, nie wiedziała nawet, co to jest UFC, nie mówiąc już o zrozumieniu, jakie to było niesamowite osiągnięcie dla młodego zawodnika.

"Ciii," powiedziałem, mimo że nie mówiła. "Zaczyna się."

W prowizorycznym oktagonie, The Archer i jego przeciwnik - obaj mający na sobie tylko szorty i zwykłą maskę - stuknęli się rękawicami, a walka oficjalnie się rozpoczęła.

Całkowicie zafascynowany potencjałem walki w głównym wydarzeniu, czekałem z niecierpliwością, aby zobaczyć jak to wszystko się potoczy. Czy będzie to wyrównany pojedynek umiejętności i siły, obejmujący wszystkie pięć rund? Czy też będzie to całkowita dominacja jednego zawodnika? Mogłem tylko trzymać kciuki i mieć nadzieję, że The Archer nie stał się zarozumiały dzięki swoim ostatnim sukcesom i nie został znokautowany w trzydzieści sekund jak Rhonda Rousey.

Ten drugi uderzył pierwszy, niecierpliwy i porywczy. Obserwując sposób, w jaki The Archer blokował jego atak, a następnie odpowiadał złośliwymi uderzeniami w twarz i kolanami w bok, mogłem już powiedzieć, że będzie po wszystkim przed końcem pierwszej rundy.

"Cholera, jest szybki" - skomentowałem, podczas gdy mój wybrany wojownik robił uniki i machał, nie pozwalając na żaden kontakt ze strony przeciwnika. Każde uderzenie, które zablokował lub uniknął, odwdzięczał się potrójnie, aż w końcu miał tego drugiego faceta na zakrwawionej macie.

"Czy to już koniec?" zapytała Bree, chwytając mnie za ramię.

Potrząsnąłem głową. "Nie, dopóki jeden z nich nie taps out lub, wiesz"-wzruszyłem ramionami-"zostanie znokautowany".

"Brutalne," odetchnęła, ale w jej oczach była iskra, która mówiła, że dobrze się bawi.

Przeciwnik Łuczniczki miotał się jak ryba na haczyku, ledwo powstrzymując rękę, która groziła mu wejściem pod brodę. Gdy większy, wytatuowany wojownik wbije tam swoje przedramię, będzie po wszystkim dla faceta, którego ksywki nawet nie słuchałem.

"Chodź, chodź", ponaglałam, odbijając się lekko w moich głupio wysokich obcasach. "No dalej, Archer. Wykończ go!"

Szamotanina trwała jeszcze przez kilka chwil, po czym jakiś wielkogłowy dupek przesunął się na linię mojego wzroku. Coś się stało, a tłum ryknął. Mogłem sobie tylko wyobrazić, że Archer zablokował swój chwyt duszący.

"Tak!" krzyknąłem, wyginając szyję, by spróbować zobaczyć. "Oh come on, move!" To było skierowane do faceta blokującego mi widok. Nie żeby mnie słyszał.

Komentator zaczął liczyć. Wszystko skończy się za 10 sekund, jeśli ten drugi nie odklepie wcześniej.

"...trzy...cztery...pięć..."

Frustracja wbiła we mnie szpony, których nie mogłem dostrzec.

"...sześć...siedem..."

Bang!

Zaskoczony i zdezorientowany, zwróciłem swoją uwagę na Bree przy tym głośnym dźwięku. Czy samochód wlasnie wystrzelil w powietrze? Wewnetrzny big top? Jak do diabła to było możliwe?

"Co to było?" Próbowałem zapytać, ale nie mogłem usłyszeć własnego głosu. Moje uszy dzwoniły wysokim dźwiękiem, a wszystko inne było wyciszone.

Bree mówiła coś i chwytała mnie za ramię, ale nie mogłem jej usłyszeć.

Co się, kurwa, dzieje?

"MK, daj spokój!" Jej słowa w końcu przeniknęły przez dzwonienie w moich uszach, a ja potknąłem się, gdy ściągnęła mnie z naszej podwyższonej pozycji i do chaosu poniżej.

Potrząsnąłem głową, wciąż zdezorientowany jak cholera, aż zatopił mnie spanikowany krzyk Bree.

"Ktoś właśnie został postrzelony," powiedziała mi. "Musimy się stąd wydostać. Teraz."

Kilka kolejnych strzałów - bo cholera jasna, miała rację - rozległo się w zatłoczonej przestrzeni, a ludzie rozpierzchli się jak kręgle.

Bree i ja chwyciłyśmy się za ręce, przykucnęłyśmy nisko i jak najszybciej skierowałyśmy się do wyjścia, ale szybko zdałyśmy sobie sprawę, że dzieje się o wiele więcej niż samotny strzelec. Między nami a drzwiami trwała bójka, w której co najmniej trzydzieści osób wymachiwało ciosami i kopniakami. Krew i cholera wie co jeszcze latało wszędzie, a ja ledwo odciągnąłem Bree z drogi, gdy zwalisty facet w skórzanej kurtce potknął się po ciosie w twarz i byłby ją przewrócił.

"Musimy znaleźć inne wyjście," powiedziałem jej, stwierdzając oczywiste, jak szukałem wokół innego wyjścia. To był cholerny big top, i musiało tam być prawie pięćset osób oglądających nielegalną noc walki MMA. Miejsce to musiało mieć mnóstwo innych wyjść. "Tędy!" Krzyknąłem, ciągnąc ją za sobą, jak ducked i taved przez gwałtowny tłum.

"MK," krzyknął mój przyjaciel, ciągnąc mnie za rękę. "Spójrz!"

Podążyłam za jej drżącym palcem i zobaczyłam kałużę czerwieni w poprzek wypolerowanej betonowej podłogi. Rozsypane bladoblond włosy - tego samego koloru byłyby moje, gdybym nie przefarbowała ich na gorący róż dla tego kostiumu - i pozbawioną życia rękę z odpryśniętym lakierem do paznokci.

"Nie patrz", pstryknęłam do Bree, szarpiąc ją ponownie za rękę, żeby się ruszyła. Jedna dziewczyna była już martwa, a ja na pewno jak cholera nie chciałam do niej dołączyć.

Minęło jeszcze tylko kilka minut, zanim udało mi się uwolnić od gwałtownego bałaganu wewnątrz big topu. Nocne powietrze trzymało mróz, a moje zęby szczękały, gdy Bree i ja śpieszyliśmy się przez ciemny park rozrywki.

"To było..." Bree jąkała się nad swoimi słowami, a ja zwolniłem tylko na tyle, by sprawdzić, czy nic jej nie jest. Jej oczy były szerokie i nawiedzone, jej twarz blada. Nie załamała się jeszcze histerycznym płaczem, więc może szok choć raz zadziałał po naszej stronie.

Jeśli nic innego, to miejmy nadzieję, że powstrzyma ją to od wspominania, dlaczego byłem tak pozornie niewzruszony widokiem martwego ciała i całej tej przemocy. Cały ten rozlew krwi.

Zamknęłam wspomnienia o ostatnim martwym ciele, które widziałam, wrzucając je z powrotem do małego mentalnego pudełka, w którym były przez dokładnie sześć lat. Halloween było rocznicą morderstwa mojej mamy.

"Bądź cicho", szepnąłem do niej, moja uwaga na cienie wokół nas. "Musimy wrócić do twojego samochodu i z dala od tego miejsca".




Rozdział 1 (3)

Mój najlepszy przyjaciel, za wszystkie swoje niesamowite cechy, miał zero pojęcia, jak bardzo byliśmy w niebezpieczeństwie.

"Co się dzieje, MK?" zażądała, jej głos pitched sposób zbyt głośno dla mojego gustu.

"Ciii!" Umieściłem rękę nad jej ustami, aby podkreślić mój punkt. Byliśmy schowani w cieniu obok zniszczonej budki sideshow, a ja gorączkowo szukałem wokół nas, aby sprawdzić, czy byliśmy sami. "Bree, musisz mi zaufać. To nie był przypadkowy akt przemocy. Czy nie widziałaś tatuaży na tych awanturujących się facetach? Naszywek na ich kurtkach?" Jej oczy stały się jeszcze szersze nad moją dłonią, a jej oddech przyszedł w szarpanych, spanikowanych gazach. Przytaknąłem, potwierdzając to, czego właśnie się domyśliła. "Tak. Dokładnie. Jesteśmy po szyję w środku wojny gangów, i jeśli szybko się stąd nie wyniesiemy..." urwałem. Wiedziała, co mam na myśli. Jeśli któryś z gangów - Wraiths lub Żniwiarze - złapie nas, to konsekwencje nie dawały do myślenia. Powiedzmy, że śmierć byłaby łatwym wyjściem. Bree prawdopodobnie zostałaby wykupiona z powrotem do swojej brudnej, bogatej rodziny, ale ja nie miałbym tyle szczęścia. Nie dlatego, że mój ojciec nie mógłby zapłacić, ale dlatego, że w jakiś sposób zrobiłby sobie wroga z przywódcy Żniwiarzy.

Głosy pochodziły z pobliskich, śmiejących się facetów, a ja pociągnąłem Bree dalej w cień, aż nas minęli.

"Chodźmy", powiedziałem miękko, kiedy ich gadka zamarła.

Bree była tuż za mną, gdy zacząłem spieszyć się z powrotem w kierunku, gdzie zaparkowaliśmy. Coraz więcej ludzi wylewało się teraz z big topu, więc trzymaliśmy głowy w dół i próbowaliśmy wtopić się w grupę w kostiumach. Pomogło to, że Bree wciąż była w swoim seksownym stroju kota, a moje sięgające pasa włosy były w kolorze gorącego różu. Wyglądałyśmy po prostu jak zwykłe dziewczyny wychodzące na imprezę Halloweenową.

Prawie pozwoliłam, by napięcie opadło z moich ramion, gdy dotarłyśmy do połowy parku, ale nie mogłyśmy wiecznie ukrywać się w tłumie. Zaparkowaliśmy samochód Bree w szopie za południową bramą, a wszyscy inni płynęli w kierunku zachodniej.

Po cichu pociągnąłem ją za rękę i nasza dwójka oderwała się od tłumu, natychmiast nabierając tempa i spiesząc się obok rozbitych samochodzików.

"To był zły pomysł" - mamrotała Bree, ale trzymała się blisko mnie, gdy biegłyśmy na obcasach przez straszny jak cholera park. Dlaczego to wszystko wydawało się tak cholernie ekscytujące, kiedy przyjechaliśmy? Nagle poczułam się tak, jakbyśmy utknęły w horrorze i w każdej chwili ktoś mógł wyskoczyć z nożem, piłą łańcuchową czy czymś podobnym.

Adrenalina pompowała w moich żyłach, zaokrągliłem róg bez uprzedniego sprawdzenia i wpadłem prosto na plecy faceta w pełnym kostiumie Beetlejuice'a.

"Cholera, przepraszam", krzyknęłam, łapiąc równowagę na moich szpilkach w stylu striptizera.

Zrobiłem, aby przejść obok niego, ale ogromna ręka okrążyła moje górne ramię. Zatrzymał mnie w moich śladach w tym samym czasie, gdy zobaczyłam faceta, z którym rozmawiał... i dużą, otwartą torbę z gotówką na ziemi między nimi.

"Uh..." Oblizałem wargi i przeleciałem spojrzeniem od Beetlejuice'a do drugiego mężczyzny. "Przepraszam, zejdziemy ci z drogi."

Pociągnąłem za rękę Bree, ignorując chwyt Beetlejuice'a na moim ramieniu, gdy ponaglałem ją obok mnie na zewnątrz, z dala od Beetlejuice'a noszącego skórzaną kurtkę przyjaciela. Było na tyle ciemno, że nie mogłem stwierdzić, jaką łatkę nosił, ale to nie miało znaczenia. Obaj byli złymi, pieprzonymi wiadomościami.

"Co słyszałeś?" Beetlejuice zażądał, potrząsając mną lekko i wstając na twarz. Jego przyjaciel tylko się przyglądał. Nieobojętny.

"Nic," trzasnąłem z powrotem na niego. "Właśnie się stąd wynosiliśmy. Jakieś złe gówno dzieje się w Big Topie".

Beetlejuice prychnął, a koleś w skórzanej kurtce parsknął. Jakby już wiedzieli i byli z tego zadowoleni.

"Puśćcie mnie", powiedziałem, mój głos był stanowczy. "Nic nie widzieliśmy ani nie słyszeliśmy i szczerze mówiąc nie obchodzi nas to. W tym parku jest już jedna martwa dziewczyna i cała tona świadków. To miejsce będzie roiło się od policjantów w każdej sekundzie".

Beetlejuice zwęził na mnie oczy, jego spojrzenie było podejrzane, zanim szarpnął kiwnięciem głowy. "Nic nie widziałaś" - warknął, ostrzeżenie było jasne, gdy uwolnił mnie z łopotem. "Głupie suki." To zostało wymamrotane do jego przyjaciela, gdy oddalił nas od swojej obecności.

Przeszedłem kilka kroków, nie chcąc biec, gdy mogli mnie zobaczyć, ale dałem Bree spojrzenie, które praktycznie krzyczało pospiesz swój tyłek!

"Czekaj." To jedno słowo uderzyło mnie jak błyskawica, a całe moje ciało napięło się, moja stopa zamarła w powietrzu. "Czy ja cię nie znam?"

To był ten drugi facet mówiący, a jego głęboki znajomy głos wysłał dreszcze w dół mojego kręgosłupa. Był teraz bliżej; czułem jego onieśmielającą obecność wyrastającą za mną. Był na tyle blisko, że czułam zapach skóry jego kurtki. Gdyby chciał, mógłby po prostu wyciągnąć rękę i skręcić mi kark.

Spanikowana, podjęłam błyskawiczną decyzję.

"Bree, cokolwiek zrobisz, nie zatrzymuj się, dopóki nie dotrzesz do samochodu. Spotkamy się tam." Powiedziałam to pod nosem, ale spojrzenie, którym ją obdarzyłam, uciszyło wszelkie jej protesty. "Mówię poważnie," zapewniłem ją. "Kurwa, uciekaj."

Dała mi ciasne skinienie, jej oczy wypełnione strachem i determinacją, po czym kopnęła obcasy i zniknęła w nocy.

"Pieprzyć to", trzasnął Beetlejuice, a jego ślady szybko zamarły w przeciwnym kierunku. Ale tylko jego. Mój przerażający cień nie ruszył się ani o cal.

"Tak," mruknął, jego oddech mieszając gorące różowe pasma moich włosów. "Myślałem, że rozpoznałem ten tyłek. A teraz co taka dziewczyna jak ty robi w West Shadow Grove, Madison Kate Danvers?".

Nie pobiegłam za Bree, bo nie byłam pieprzoną idiotką. Nie było mowy, żebym wyprzedziła tego faceta w tym, co miałam na sobie. A teraz, kiedy wiedział, kim jestem, nie stałby po prostu z tyłu, gdybym odeszła.

Zamiast tego, zrobiłem jedyną rzecz, która przyszła mi do głowy.

Obróciłem się i uderzyłem go prosto w twarz.




Rozdział 2 (1)

==========

2

==========

Ból eksplodował w mojej dłoni, a ja zdusiłem krzyk, gdy facet upadł do tyłu z osłupiałym wyrazem twarzy. Drugiej takiej okazji już nie dostanę, więc cholernie dobrze, że jej nie zmarnowałem.

"Co jest kurwa!" ryknął facet, ale krzyczał na cienie, bo mnie już dawno nie było.

Moje obcasy stuknęły o chodnik, gdy biegłam, a ja po raz tysięczny przeklinałam w głowie swój wybór obuwia. Bree była sprytna, by zdjąć swoje, ale moje buty wymagałyby ode mnie utraty cennych sekund na rozpięcie ich i uwolnienie stóp.

Kroki rozległy się gdzieś za mną, a ja wstrzymałam oddech, chowając się do wnętrza domu uciech, a potem zamarłam. Byłam bezpieczniejsza pozostając w ukryciu, pozostając w ciszy, niż przypadkowy sprint przez park.

"Poddaj się, mała księżniczko" - krzyknął mój prześladowca gdzieś z daleka, zbyt blisko. "Nie uciekniesz tak łatwo".

Furia podkreślała jego głos, a strach zapadł w moje kości. Uciekłam, bo miałam element zaskoczenia, ale drugi raz nie miałabym tyle szczęścia.

"Madison Kate," zawołał ponownie, bliżej. "Nie utrudniaj tego bardziej niż trzeba".

Milczałam, zamrożona w martwym punkcie.

Jego buty skrzypiały na martwych liściach, a ja wstrzymałam oddech. Był tak blisko. Tak cholernie blisko.

W każdej sekundzie mógłby mnie znaleźć. Znalazłby mnie i zaciągnął z powrotem do klubokawiarni Żniwiarza i...

Panika zalała mój system, a ja podjęłam głupią decyzję.

Mój mózg krzyczał, żebym się nie ruszała, nie zdradzała swojej kryjówki i miała nadzieję, że przywódca Żniwiarzy z Shadow Grove mnie nie znajdzie.

Ale moje ciało zareagowało jak zaskoczony królik, więc pobiegłam.

Zza pleców dobiegło mnie wykrzyczane przekleństwo, ale nie szczędziłem sekundy, by się obejrzeć. Wiedziałem, kto to jest, wiedziałem, że mnie goni, więc po co, do kurwy nędzy, miałem się oglądać?

W głąb domu uciech wbiegłem, kacząc się i lawirując między przeszkodami i groteskowo postarzonymi manekinami, ale wciąż te ciężkie buty podążały za mną.

Coś poruszyło się przed nami w cieniu, a ja przełknąłem krzyk przerażenia chwytający mnie za gardło, gdy sprężynujący klaun wyskoczył mi przed twarz. Ukryłem się pod nim i szedłem dalej, rozpaczliwie próbując zlokalizować gdzieś kryjówkę, gdzieś, gdzie Zane D'Ath nie mógłby mnie znaleźć.

Silne ręce chwyciły mnie w cieniu, a z mojego gardła wydobył się mrożący krew w żyłach krzyk, który został stłumiony przez dłoń zaciśniętą na moich ustach.

Instynkt dał o sobie znać i trzasnąłem łokciem w tył tak mocno, jak tylko mogłem, sprawiając, że mój porywacz chrząknął z bólu, ale jego uścisk nie osłabł, gdy wciągnął mnie w cień. Rzucałam się, walcząc z nim, ale przerwałam, gdy znów usłyszałam jego głos. Zane.

"Nie mam na to czasu ani cierpliwości, Madison Kate," krzyczał, jego głos odbijał się echem, ale... nie dochodził zza pleców. Kto, do cholery, trzymał mnie w niewoli?

Moje przerażenie wzrosło, gdy zdałam sobie sprawę, że w tym domu uciech czai się więcej niż jedna osoba i mocno tupnęłam w podbródek mojego porywacza, próbując się uwolnić. Kiedy to nie zadziałało, próbowałem wbić moją piętę w jego pachwinę - tylko po to, by zamiast tego uwięzić moją kostkę między nogami.

"Co jest, kurwa?" Jego przekleństwo było stłumionym szeptem, a zamiast się rozluźnić, jego uchwyt wokół mojej talii i nad moimi ustami zacisnął się.

"Zamknij to", ktoś inny szepnął, a ja cholernie blisko wyskoczył z mojej skóry. Nawet jeśli dźwięk był miękki, to wyraźnie pochodził od mężczyzny. Więc to było trzech. Trzech mężczyzn, wszyscy bez wątpienia dużo więksi i wredniejsi ode mnie.

Miałam przejebane.

"Ucisz ją," odetchnął drugi mężczyzna, jego oddech był ciepły na moim policzku od tego, jak kurewsko blisko stał. Zaciągnęli mnie do obszaru domu uciech, który był czarny jak smoła. Nie mogłem nic, kurwa, zobaczyć, a każdy centymetr mojej samokontroli zajmował się powstrzymywaniem trzęsącego się strachu, który mnie ogarniał.

Co za idiota chowa się w domu uciech, kiedy boi się małych, ciemnych przestrzeni?

"Łatwiej powiedzieć niż zrobić", szepnął trzymający mnie facet, jego głos był równie cichy. Nie było mowy, żeby Zane ich usłyszał, a ja nie byłam pewna, czy tego chciałam. Jak dotąd ci dwaj nie zrobili mi krzywdy... Tego samego nie można było powiedzieć o Zane D'Ath. "Pieprzona suka właśnie próbowała wbić mi gwoździe w jaja".

Buty skrobały po pustych drewnianych podłogach dalej w głąb domu uciech, a ja szarpnąłem się z chwytem mojego porywacza. Cokolwiek chcieli, to nie było bezpieczne odprowadzenie mnie do samochodu Bree. Zaryzykuję z obłąkanymi, przeżartymi przez mole klaunami i gównem.

"Przestań" - warknął facet przede mną, a ja odniosłem wyraźne wrażenie, że górował nade mną. Kurwa, nienawidziłam, kiedy faceci tak robili. Jakby ich wysokość automatycznie czyniła ich tak zastraszającymi.

"Pierdol się", próbowałem warknąć, ale to tylko wyszło jako kilka stłumionych dźwięków, które służyły tylko do oburzenia mnie. To było dobre. Złość była dobra. O wiele bardziej przydatny niż strach.

"Madison Kate," zawołał ponownie Zane, wyraźnie nie poddając się tak łatwo, "Wiem, że wciąż tu jesteś. Praktycznie czuję zapach twojego strachu. Gdzie się ukrywasz, mała myszko?".

Mój gniew wyssał się w jednej chwili i praktycznie skuliłam się w trzymającego mnie chłopaka. Zmieniłam zdanie. Każdy musiał być lepszy niż Zane D'Ath. To nie był przypadek, że jego nazwisko dosłownie wymawiało śmierć.

"Zaknebluj ją czy coś" - powiedział szefujący mi facet, jego głos wciąż był na tyle miękki, że nikt poza mną, moim porywaczem i szkieletami nie mógł go usłyszeć. "Po prostu zrób wszystko, co trzeba, żeby była cicho i poza zasięgiem pieprzonego wzroku".

Nagłe przemieszczenie powietrza i chłodny powiew powiedział mi, że oddalił się od nas. Sekundy później, małe drzwi otworzyły się, oświetlając maleńką przestrzeń, w której się znajdowaliśmy, a szeroki w ramionach facet w bluzie z kapturem przecisnął się na zewnątrz, z powrotem do głównego domu uciech.

Nie zamknął za sobą drzwi do końca, a światło wystarczyło, żebym się zorientował. Chwytające ręce wciągnęły mnie do obszaru, który musiał być używany przez personel i aktorów, a małe drzwi musiały być fałszywym panelem w lustrzanym labiryncie.

Przez chwilę wszystko było nieruchome. Trzymający mnie facet zdawał się wyczuwać, że nie zamierzam ponownie sięgnąć po jego jaja, a jego chwyt rozluźnił się tylko odrobinę, pozwalając mi postawić stopę na podłodze dla równowagi.




Rozdział 2 (2)

"Nie będziesz krzyczeć, prawda?" zapytał mnie, szepcząc słowa bezpośrednio do mojego ucha. "Jeśli będziesz krzyczeć, nie będziemy mogli ci pomóc. Jesteś zdana na siebie."

Mój kręgosłup zesztywniał, szczerząc się na sugestię, że potrzebuję ich pomocy. Ale... Potrzebowałam. A on właśnie powiedział, że próbują mi pomóc...

Cień przemknął przed pękniętymi drzwiami, a ja wciągnęłam gaz, połykając dźwięk, nawet zanim mój towarzysz zacisnął dłoń na moich ustach.

"Po prostu, kurwa, wyluzuj, Madison Kate" - powiedział, brzmiąc na zirytowanego jak wszystkie pierdoły.

Kim on do cholery był? Czy on mnie znał? A może po prostu powtarzał moje imię z drwin Zane'a?

Wewnątrz lustrzanego labiryntu cienie zdawały się roić po pomieszczeniu, choć wiedziałam, że to tylko odbicia tego pierwszego. A może teraz były dwa? Pieprzony dom uciech. Dlaczego zdecydowałem się ukryć w pieprzonym domu uciech?

"Co ty tu kurwa robisz?" warknął Zane, zwracając się do cienia pierwszego. Albo dwóch. Albo... kurwa, nie miałem pojęcia. Tak samo wystraszony, jak byłem, utrzymywałem swoje skupienie na pokoju labiryntowym. Albo to, albo uznać maleńką przestrzeń, w której byłem trzymany. A jeśli to zrobię...

"Whoa, calm the fuck down," mój porywacz syczał mi do ucha. Nawet nie zauważyłem, że mój oddech wzrósł do poziomu hiperwentylacji. Ale tak właśnie działały na mnie małe, ciemne pomieszczenia.

Kurwa.

Próbowałem skupić się na tej małej szczelinie światła, małej obietnicy, że nie utknąłem, pomimo trzymającego mnie wysokiego, silnego faceta. Ale to nie wystarczyło. Bez rozproszenia w postaci ucieczki o moje pieprzone życie, ściany zamknęły się na mnie, a przerażenie chwyciło mnie za gardło. Moje drogi oddechowe zaczęły się zwężać, a oddech przychodził w poszarpanych gazach przez moje nozdrza.

"Cholera", przeklinał mój porywacz. "Hej, hej, przestań; zamierzasz nas wydać. Poważnie, kochanie, uspokój się, kurwa." Coś w jego lekko szaleńczym tonie odebrało najostrzejszą krawędź z mojej paniki. Działo się tu coś więcej.

Odwracając głowę na bok, oparłam brodę o ramię i oderwałam jego rękę na tyle, że mogłam wypowiedzieć dwa słowa.

"Mam klaustrofobię" - szepnęłam, mój ściszony głos oblany strachem i błaganiem.

Z tymi dwoma słowami, jego ręka spadła z dala od mojej twarzy tak szybko, że było tak, jakbym wyobraził sobie całą rzecz. Z wyjątkiem jego muskularnego przedramienia wciąż był twardy przez mój środek z palcami tej ręki ciasno wokół obu moich nadgarstków spiętych razem. Nie było żadnej pomyłki, że nadal byłem jego niewolnikiem.

"Kurwa, przepraszam", powiedział mi, brzmiąc autentycznie przepraszająco. "Po prostu bądź cicho jeszcze kilka chwil. Tylko do czasu, aż Zane odejdzie." Jego głos był nadal tak cichy, jego usta szczotkujące moje ucho, gdy mówił. "Zaufaj mi, nie chcesz, żeby cię dogonił. Nie dziś wieczorem."

Dałam szarpane skinienie głową. "Wiem. Jak myślisz, dlaczego kurwa biegałem?"

Dla wszystkich steely sass w moim głosie, byłem fizycznie trzęsąc. Drgawki wstrząsały całym moim ciałem, i chociaż udało mi się uspokoić oddech, odkąd moja twarz była wolna... Nadal byłem w małej jak pieprz szafie.

Głębokie głosy dudniły z wnętrza lustrzanego labiryntu, zbyt stłumione i ciche, by wyłowić ich słowa, ale to był Zane i ten drugi facet. Szefowy kutas. Brzmiały niemal... przyjaźnie? Znajomi w każdym razie.

"Kim jesteś?" Szepnąłem do faceta za mną, próbując się rozproszyć, gdy czekaliśmy. "Czy my się znamy?"

Facet skulił mały śmiech, jego oddech ogrzewający mój policzek. Przesunął swój chwyt na mnie, i chociaż nadal byłem mocno skrępowany, mogłem prawie udawać, że to był uścisk. W rzeczywistości oparłam się o niego o ułamek, szukając trochę siły tam, gdzie moja własna zawodziła.

"Wszyscy cię znają, Madison Kate", powiedział mi, brzmiąc na rozbawionego i tylko w połowie odpowiadając na moje pytanie. "Podobają mi się nowe włosy, tak przy okazji. Bardzo przyciągające wzrok. Edgy."

Przewróciłam oczami w ciemności, ale nie byłam zaskoczona jego odpowiedzią. Wszyscy cię znają, Madison Kate. Historia mojego pieprzonego życia, dzięki mojemu ojcu. Główny inwestor i deweloper w Shadow Grove, a także całkowicie pretensjonalny dupek, Samuel Danvers Czwarty zmusił mnie do stania obok niego na niezliczonych imprezach, przyjęciach i uroczystościach - idealna, posłuszna córka zastępująca tragicznie zmarłą matkę. Co za gówno.

"To tymczasowe", mruknęłam, odnosząc się do moich gorących różowych włosów. Planowałam nosić perukę do mojego seksownego kostiumu czarownicy, ale swędziała mnie, więc użyłam zamiast niej farby do włosów z drogerii.

Facet trzymający mnie wydał z siebie mały dźwięk rozbawienia. "Oczywiście, że tak."

Ten protekcjonalny komentarz mnie zirytował, ale nic nie powiedziałam. Wdawanie się w kłótnię z tym przypadkowym kolesiem na tyłach domu uciech, podczas gdy prawdziwy, szczery do bólu morderca polował na mnie... po prostu nie brzmiało jak dobry pomysł.

"Wszystko w porządku?" wyszeptał po kilku chwilach ciszy. Odgłosy Zane'a i tego drugiego faceta ucichły, a ja pozwoliłam sobie na małą dawkę nadziei, że wyjdę z tego żywa.

Potrząsnęłam głową, zaciskając zęby. Samo pytanie o to, czy wszystko w porządku, przypomniało mi, gdzie jesteśmy. Z Zane'em D'Ath gdzieś tam, po drugiej stronie drzwi, też... To było tak bliskie moim koszmarom, jak to tylko możliwe.

Trzymający mnie facet znów przesunął swój uścisk, tym razem trzymając mnie przy sobie tylko jedną ręką.

"To już nie potrwa długo" - zapewnił mnie, jego głos był miękki. Swoją drugą ręką, tą, która już nie spinała moich nadgarstków razem, przejechał palcami po moim nagim górnym ramieniu. "Po prostu skup się na czymś innym". Moja skóra żwirowała pod jego lekkim jak piórko dotykiem, taki wyraźny kontrast z tym, jak trzymał moje nadgarstki. Dotarł do mojego łokcia, a potem zaczął ponownie od ramienia.

Zadrżałam, ale tym razem nie ze strachu. "To jest twój pomysł na odwrócenie uwagi?" szepnąłem z powrotem, próbując i nie udając się nie reagować. Mój głos był zdyszany i nie sądziłem, że to całkowicie od mojego bliskiego ataku paniki. Więc tak, to działało.

Nie odpowiedział od razu, bo jego palce znów zaczęły dotykać mojego ramienia, tym razem bawiąc się pasmem moich długich różowych włosów. Jego usta dotknęły boku mojej szyi, tak lekko, a ja cholernie prawie wyskoczyłam z moich butów do striptizu.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Ustawienie"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści