Schemat szpiegowania

Prolog: Callyn (1)

PROLOG

CALLYN

To miał być pokojowy protest.

To jedyny powód, dla którego przyszliśmy. Da wciąż nalegał: "Jesteś to winna swojej matce, Callyn. Królowa powinna znać wolę swojego ludu".

Może jestem jej to winna. Może matka chciałaby, żebym ja i Nora tu były. Sięgam w górę i pocieram wisiorek, który wisi nad moim sercem, tak jak robię to za każdym razem, gdy o niej myślę.

To miało być tylko spotkanie podobnie myślących ludzi, którzy sprzeciwiali się magii króla. Bezpieczne. Małe. Da chciał, żebyśmy przyszły z Norą, bo mówił, że trzeba się dobrze pokazać, żeby królowa posłuchała. Próbował nawet przekonać mistrza Ellisa, by przybył wraz ze swoim synem Jaxem, moim najlepszym przyjacielem. Ich kuźnia była jednak zbyt zajęta, żeby wyjechać - a podróżowanie jest trudne dla Jaxa na jego kulach. Ale teraz, kiedy wszyscy tłoczymy się wzdłuż brukowanej drogi prowadzącej do Kryształowego Pałacu, nie wiem, czy ktokolwiek z nas w ogóle potrzebował przyjeżdżać. Są tu setki ludzi. Może tysiące.

Większość jest uzbrojona.

Wszyscy krzyczą.

Nora ściska moją dłoń. "Ci ludzie mają miecze" - mówi, a jej głos niemal ginie pod kakofonią.

Podążam za jej spojrzeniem. Wielu ludzi ma miecze. I topory, i strzały, i młoty. W kilku rękach widzę cegły. Wszystko, co można rozsądnie uznać za broń. Strażnicy stoją przed bramą, próbując zagadywać ludzi, ale jest ich tylko kilkunastu, a ogromna presja ludzi napina się na stalowe kraty. Za strażnikami jest krótki odcinek lśniącego bruku, który kończy się u podstawy schodów prowadzących do pałacu. Letnie słońce wypełnia powietrze żarem, a zapach tylu sprasowanych ze sobą spoconych ciał jest opresyjny. To nie robi nic dobrego dla niczyjego temperamentu.

Krzyczący mężczyzna próbuje przepchnąć się przez tłum, a Nora potyka się o mnie, piszcząc, gdy tupie na jej stopę. W ręku ma sztylet, który niebezpiecznie zbliża się do oka mojej siostry. Szarpię ją z drogi.

"To tylko dziecko!" Pstrykam na niego.

On wykonuje mi niegrzeczny gest przez ramię.

Tak spokojnie. Brzydzę się. Nora ma tylko dwanaście lat. Nie powinno jej tu być. Nie jestem do końca pewna, czy ja powinnam. Rozkładam ramiona. "Da."

On nawet nie zwraca na to uwagi. Skanduje z tłumem. Przyprowadźcie nam królową! Przyprowadźcie nam królową!

"Da!" Krzyczę ponad hałasem. "Tato, musimy zabrać stąd Norę".

Nie patrzy na mnie. "Królowa Lia Mara będzie musiała słuchać, Callyn. Jest nas tu tak wielu. Królowa musi wiedzieć: robimy to dla niej."

Nora ściska moje ramię. Po raz pierwszy widzi Kryształowy Pałac i w każdy inny dzień wpatrywałaby się w masywną, lśniącą strukturę z otwartymi ustami. Pytałaby, czy myślałem, że mamy szansę zobaczyć królową, albo czy uliczni sprzedawcy w Kryształowym Mieście robią lepsze paszteciki z mięsem niż to, co sprzedajemy w piekarni.

W tej chwili grzebie w moim boku, odsuwając się od mężczyzny, który ma rękę na spuście kuszy.

"Da," mówię ponownie. "Da, proszę-"

Mój głos zostaje pochłonięty przez nagły hałas. Wśród ludzi rozlega się potężny wiwat i w pierwszej chwili nie jestem pewien, co się stało. Myślę, że może krzyk naprawdę zrobił różnicę i wpatruję się w te lśniące schody, zastanawiając się, czy królowa pojawi się na szczycie.

Nie. Tłum przedarł się przez bramę. Widzę, jak strażnik podnosi miecz i równie szybko znika pod nagłym naporem tłumu. Bez ostrzeżenia zostajemy popchnięci do przodu, a Nora i ja nie mamy wyboru - musimy się ruszyć albo sami zostaniemy stratowani.

Trzymam siostrę za rękę, a ona trzyma się mojej. Prawie natychmiast tracę z oczu Da i wołam. "Da! Da!"

"Rusz się, dziewczyno!" krzyczy mężczyzna po mojej lewej stronie, a ja przyjmuję łokieć w żebra. Potykam się o Norę i prawie upadamy. Na szczęście tłum jest tak gęsty, że wszystkie odbijamy się od innej kobiety. Jesteśmy niesione do przodu wraz z tłumem. Broń błyszczy w świetle słońca. Słyszę kilka krzyków w tłumie, gdy inni muszą być wciągani pod ziemię, ale to szybki wybuch dźwięku, a potem już go nie ma.

Serce wali mi tak mocno, że nie mogę oddychać. Moja dłoń stała się śliska, ale trzymam mocno rękę Nory. Nie mogę stracić siostry. Nie mogę.

Nie czuję kroków, ale poruszamy się w górę. Nie widzę nic poza jasnym światłem słonecznym nad głową, góry za pałacem przecinają linię nieba. Szkło się roztrzaskuje i wydaje się, że nadal będzie się roztrzaskiwać. Rozlegają się kolejne krzyki. Masywne drzwi do pałacu zostały zniszczone, pozostawiając dziurę, przez którą wszyscy mogą się przedostać.

Przyprowadźcie nam królową! Przyprowadźcie nam królową!

Krzyki są tak głośne i wydają się dochodzić z każdego kierunku. Moje stopy chrzęszczą na rozbitym szkle i zdaję sobie sprawę, że zaraz zostaniemy wciągnięci do środka pałacu.

Nie. Moje serce zacina się i buntuje. Nie chcę tego. Nie jestem tu, by brać udział w ataku na rodzinę królewską.

Przez chwilę nie wiem, co robić. Nora teraz płacze. Coś musiało ją uderzyć w twarz, bo z nosa płynie jej krew.

Tam. Po mojej prawej stronie kobieta upada, zostawiając lukę w fali ludzi. Kawałki szkła błyszczą wzdłuż kamiennego chodnika prowadzącego do drzwi. Mocno szarpię ramię Nory i wyrywamy się z tłumu ludzi, gdy wewnątrz pałacu rozlega się kolejny okrzyk radości.

"Znaleźli króla i królową!" krzyczy jakiś mężczyzna. Wiwatowanie staje się coraz głośniejsze.

"Co się dzieje?" Nora gazuje między szlochami. "Co oni zamierzają zrobić?"

Ludzie wciąż przepychają się obok nas. Zupełnie straciłam ojca z oczu. "Nie wiem." Dotykam dłonią mojego wisiorka, wciskając ciepłą stal w moją skórę. Chciałabym, żeby matka była tu teraz. Rozważam kroki, szybki strumień ludzi i cieszę się, że Jax do nas nie dołączył.

Żołnierze pędzą teraz po schodach, wyciągnięte miecze, a ja ciągnę siostrę dalej. Niektórzy z protestujących zwrócili się do walki, a zgrzyt stali o stal sprawia, że dzwonią mi uszy. Matka byłaby w domu w środku bitwy, ale ja jestem w domu tylko w piekarni. Nigdy nie chciałem być żołnierzem.




Prolog: Callyn (2)

Mężczyzna przyjmuje miecz prosto przez brzuch. Kaszle krwią na chodnik.

Klepię dłonią oczy Nory, ale ona łapie mnie za rękę i próbuje widzieć, jej usta są szerokie z przerażenia.

Z cienia przy drzwiach odzywa się mężczyzna. "To dziecko! Zabierzcie ją stąd."

Nie mogę stwierdzić, czy to żołnierz, czy protestujący. Jest za dużo hałasu, za dużo walki. Ale nie ma go w walce, więc nie może być żołnierzem.

"Próbuję!" krzyczę z powrotem.

"Zejdź na dół bocznymi schodami!" krzyczy, akurat gdy żołnierz nas zauważa.

Wciągam oddech, ale nie mam czasu na reakcję. Ostrze wymachuje w naszym kierunku. Nora krzyczy, a ja przesuwam się, by osłonić ją swoim ciałem. Przygotowuję się na uderzenie.

Nigdy nie nadchodzi. Tylko łoskot stali, gdy miecz spotyka się z mieczem. Dostrzegam czarną zbroję, błysk rudych włosów.

"Idź!" krzyczy mężczyzna.

Pociągam Norę. Biegniemy, na wpół potykając się po kamiennych schodach. Wiwaty w zamku stały się głośniejsze, przenosząc się na odgłosy walki. Krzyki rozbrzmiewają z każdej strony. Nagle okazuje się, że nie tylko my zbiegamy po schodach.

"Magia!" krzyczy jakaś kobieta. "Król zamierza użyć swojej..."

Grzmot trzaska za nami, tak głośno, że znów prawie się potykam. Odwracam się, by zobaczyć, jak przez każde okno pałacu przebija się podmuch światła, jaśniejszy niż słońce, jak milion błyskawic naraz.

Wszystkie odgłosy walki ustają. Jest puls nagłej, absolutnej ciszy - a potem krzyk. Mężczyzna płonie, potykając się o drzwi pałacu. Potem kolejny. I trzeci. Żołnierze na szczycie schodów przestali walczyć i wpatrują się z przerażeniem.

Ja też.

Nora pociąga mnie za rękę. "Gdzie jest Da?" Jej głos jest wysoki i spanikowany. "Co się stało z Da?"

Nie wiem. Nie wiem.

Kobieta krzyczy ze szczytu schodów. "On zabił ich wszystkich", woła. "Magia króla zabiła ich wszystkich!"

Zaczyna przybywać więcej strażników. Panika wciąż wypełnia moją klatkę piersiową, ale jestem na tyle świadomy, by wiedzieć, że sprawy nie potoczą się dobrze dla każdego, kto tu pozostał.

"Chodź," mówię do Nory. Ciągnę ją w stronę ulic i wślizgujemy się do miasta w momencie, gdy strażnicy zaczynają ustawiać się w kolejce, by zablokować upadłą bramę.

Chcę uciekać, ale strażnicy mogą teraz szukać protestujących, więc trzymam się mocno trzęsącej się ręki Nory i kieruję się w stronę tawerny, idąc spokojnie. Trzymam oczy zamknięte przed sobą i skupiam się na oddychaniu. Na poruszaniu się do przodu. Wszyscy inni pędzą w stronę pałacu, więc nikt nie zwraca na nas uwagi.

Słońce jest tak jasne i ciepłe, a to wydaje się okrutnym żartem, jakby słońce nie miało prawa świecić. Moja klatka piersiowa czuje się pusta.

W końcu Nora przestaje płakać i patrzy na mnie. "Czy to była prawda?" szepcze, a przerażenie w jej głosie odbija się echem tego, co czuję w sercu. "Czy magia króla zabiła ich wszystkich?"

"Nie wiem," mówię.

Ale naciskam dłonią na ten wisiorek, bo wiem. Widziałem ten błysk światła. Słyszałam te krzyki. Widziałem płomienie.

Magia króla ukradła kiedyś moją matkę.

A teraz skradła też mojego ojca.




Rozdział 1: Callyn (1)

ROZDZIAŁ 1

CALLYN

Od wielu godzin wpatruję się w noc, wyzywając świt, by zachował dystans, ale i tak wzdłuż grzbietu góry pojawia się pierwsza nuta purpury. Kiedy byłam małą dziewczynką, moja matka mawiała, że jeśli rzucisz kamień wystarczająco wysoko, przeleci on ponad szczytami gór i wyląduje w Emberfall.

Mówiła też, że jeśli będziesz miał szczęście, wyląduje on na głowie jednego z ich żołnierzy i zmiażdży mu czaszkę, ale to było wtedy, gdy Emberfall było wrogiem Syhl Shallow.

Próbowałem i próbowałem, kiedy byłem dzieckiem, ale nigdy nie rzuciłem kamieniem przez górę. Nawet wtedy, gdy wściekłość z powodu śmierci mojej matki wyrzuciła skały wysoko w niebo.

Pocieram dłonią o jej wisiorek. Nie wiem, dlaczego myślę o matce. Ona nie żyje od lat.

Jakikolwiek ukryty gniew powinien być skierowany na mojego ojca, tak czy inaczej. To on zostawił nas z tym bałaganem. Minęło pół roku i nie ma powrotu z martwych. Z tego co słyszałem, nawet straszliwa magia króla nie jest w stanie tego dokonać.

Księżyc wisi wysoko nad drzewami, sprawiając, że zamarznięte gałęzie lśnią, zmieniając ziemię między domem a stodołą w szeroki pokos krystalicznej bieli. Kilka centymetrów śniegu spadło wczoraj wieczorem o zmierzchu, powstrzymując klientów, których Nora i ja mogłyśmy mieć w piekarni.

Pogoda nie powstrzymała poborcy podatkowego.

Spoglądam na na wpół zmięty papier z kwotą, jaką jesteśmy winni, wydrukowaną starannie na dole. Mam ochotę wrzucić go do paleniska. Kobieta przyjechała powozem, szybko stąpając po zimowej brei, żeby wejść do piekarni, która tak naprawdę jest głównym poziomem naszego domu. Jej warga skrzywiła się, gdy drzwi się zacięły, ale nie zdążyłam jeszcze wymienić zawiasów. Powiedziała, że mamy tydzień na zapłacenie pierwszej ćwiartki tego, co jesteśmy winni, albo nasze gospodarstwa zostaną zajęte przez królową. Jakby królowa Lia Mara potrzebowała podupadłej farmy na obrzeżach Syhl Shallow. Byłbym zaskoczony, gdyby wiedziała o istnieniu miasta Briarlock.

Tydzień na zapłacenie dwudziestu pięciu srebrników. Trzy miesiące na zapłacenie całej należnej kwoty: stu srebrników.

Podczas najlepszych tygodni w piekarni moja siostra i ja mamy szczęście, jeśli zarobimy dziesięć.

Jeśli poborca podatkowy szyderczo spojrzał na drzwi piekarni, mogę sobie tylko wyobrazić jego reakcję na resztę nieruchomości. To chyba dobra kolej rzeczy, że nie chciała zobaczyć stodoły. Widzę stąd wiszący krzywo drewniany panel, śnieg wirujący przez szczelinę. Metaloplastyka jest zardzewiała i pogięta. Jax powiedział, że spróbuje to naprawić, kiedy będzie miał czas, ale ma płacących klientów, a on nigdy nie lubi zostawiać kuźni na długo.

Jax jest dobrym przyjacielem, ale ma swoje własne problemy.

Jak zwykle żałuję, że Da nie dokonał innego wyboru. Mógł nadal nienawidzić króla, nie ryzykując wszystkiego, co mamy. Mógł wziąć udział w proteście, nie dając buntownikom każdej monety, jaką mieliśmy. Teraz, mała stodoła i piekarnia są prawie niemożliwe do prowadzenia przeze mnie. Nora pomaga w każdy możliwy sposób, ale mając dwanaście lat, jest ledwie więcej niż dziewczynką. Rozumiem pragnienie mojego ojca, by się zemścić, ale to na pewno nie zapewniło mi jedzenia na stole.

Ale gdyby Da był tutaj, pomógłby? Czy może byłby jak ojciec Jaxa, topiąc swoje smutki w piwie każdej nocy?

Czasami nie wiem, czy powinnam zazdrościć Jaxowi, czy też współczuć mu. Przynajmniej on i jego ojciec mają monety.

Mógłbym sprzedać krowę. Dostałbym za nią co najmniej dziesięć srebrników. Kury są dobrymi nioskami i poszłyby za srebro za sztukę.

Ale jeśli stracę dostęp do jaj i mleka, będę musiał zamknąć piekarnię.

Matka kazałaby mi sprzedać cały majątek i zaciągnąć się do wojska. Tak właśnie by zrobiła. To właśnie zawsze przewidywała dla mnie. To Da chciał utrzymać piekarnię, Da nauczył mnie, jak mierzyć, ugniatać i mieszać. Matka kochała żołnierkę, ale Da kochał sztukę karmienia ludzi. Pokłócili się o to przed bitwami z Emberfall. Ona wyruszała na wojnę, domagając się informacji, dlaczego on też się nie zaciągnął. Czy nie zależy mu na swoim kraju?

Da odparłby, że nie chce zostawić dzieci w sierocińcu tylko po to, by samemu zginąć na polu bitwy.

Matka powiedziała, że dramatyzuje, ale oczywiście na tym się skończyło.

I to nie tak, że w końcu zrobił coś lepszego.

Mimo to mogę sobie wyobrazić matkę wpatrującą się w dół w to zawiadomienie podatkowe, rozglądającą się po piekarni i potrzebnych naprawach domu i stodoły. "Powinieneś był zaciągnąć się sześć miesięcy temu" - powiedziałaby surowo.

A gdybym to zrobiła, Nora ... poszłaby gdzie dokładnie? Jest zbyt młoda, by zostać żołnierzem. I tak by tego nienawidziła. Blanszuje się na widok krwi i boi się ciemności. Wciąż włazi ze mną do łóżka, po tym jak ma kolejny koszmar o powstaniu.

"Cally-cal", szepcze sennie, moje przezwisko z dzieciństwa miękkie na jej ustach, gdy wplata palce w moje długie włosy. Tylko ona potrafi sprawić, że imię takie jak Callyn brzmi kapryśnie.

Gdyby miała szczęście, trafiłaby do sierocińca.

Zostanie umieszczona w sierocińcu, jeśli nie będę w stanie zapłacić tych podatków. Albo będziemy żebrać na ulicach.

Moje oczy płoną, a ja mrugam. Nie płakałam, gdy matka zginęła w wojnie z Emberfall. Nie płakałem, gdy zginął tata i musieliśmy błagać o powrót do Briarlocka.

Nie będę płakać teraz.

W stodole kury zaczynają gdakać, a Muddy May, stara krowa, muczy. Drzwi grzechoczą o drewnianą ścianę. Ta słaba nuta purpury nad górami zaczyna się różować. Za kilka godzin lśniący śnieg znów stanie się breją i błotem, a Nora i ja będziemy opatulone, wciskając rękę pod kury, żeby znaleźć jajka, sprzeczając się o to, kto ma siedzieć na mrozie, żeby wydoić May.

Ale te kury wciąż gdaczą, a spod skrzypiących drzwi stodoły nagle wydobywa się nikły pomarańczowy blask.

Siedzę prosto, serce mi wali. Minęło pół roku, ale wydarzenia w Kryształowym Pałacu wciąż są świeże w mojej pamięci. Grzmot, błysk światła.




Rozdział 1: Callyn (2)

Ale oczywiście nie ma tu żadnej magii. Czy to może być ogień?

Pod moim rozbłyskiem paniki pojawia się myśl, że powinienem po prostu pozwolić temu wszystkiemu spłonąć doszczętnie.

Ale nie. Zwierzęta na to nie zasługują. Chwytam za buty, szarpiąc je na stopy, nie czekając na zasznurowanie. Skradam się korytarzem obok pokoju Nory, stąpając lekko, żeby nie sprawić, że podłoga zacznie skrzypieć. Jeśli nie chciałem, żeby zobaczyła notatkę od poborcy podatkowego, to na pewno nie chcę, żeby zobaczyła płonącą stodołę.

Udaje mi się dotrzeć do schodów prowadzących do piekarni, ale potykam się o luźne sznurówki i prawie wpadam twarzą w ceglaną podłogę na dole. Przewracam stołek, na którym siedzę, by przyjmować zamówienia, a on z hukiem spada na ziemię, tocząc się chaotycznie na półki. Metalowa miska grzechocze o cegły, a za nią porcelanowe naczynie, którego używam do dużych chlebów. To się rozbija, wszędzie walają się kawałki.

Niesamowite.

Czekam, zastygając w miejscu. Moja noga jest ustawiona pod niewygodnym kątem, ale wstrzymuję oddech.

Z góry nie dochodzi żaden dźwięk.

To dobrze.

Zimno uderza mnie w twarz, kiedy wysuwam się przez drzwi, ale znów słyszę krowę, więc śpieszę przez zamarznięte błoto. Na strychu mam kilka tygodni siana i słomy, ale zawsze dobrze układam je z dala od ścian. Niektóre i tak musiały spleśnieć, a spleśniałe siano zawsze może wywołać pożar. Te głupie drzwi trzeba naprawić.

Jakby sprawne drzwi miały znaczenie, gdy stodoła jest kupą popiołu.

W połowie drogi przez mroźne podwórze, zdaję sobie sprawę, że mały blask nie rozprzestrzenił się.

I nie czuję dymu.

Muddy May znowu muczy i słyszę niski szmer męskiego głosu.

Zamarzam z zupełnie nowego powodu. Moje tętno wzrasta trzykrotnie, świat staje się coraz bardziej wyraźny.

To nie ogień. Złodziej.

Zaciskam zęby i zmieniam kurs, podążając przez podwórko do małej szopy, w której trzymamy narzędzia. Stara broń matki jest zawinięta pod moim łóżkiem, ale nie mam zbyt wiele praktyki z mieczem. Siekiera wisi gotowa, wślizgując się w moją rękę jak stary przyjaciel. Potrafię rozłupać drewno na opał bez pocenia się, więc nie mam wątpliwości, że mogę sprawić, że złodziej pożałuje swoich wyborów. Wymachuję siekierą w figurze ósemki, rozgrzewając ramię. Kiedy docieram do wyłamanych drzwi, chwytam i szarpię.

Drzwi skrzypią i jęczą, bo poruszają się szybciej niż zawiasy są na to gotowe. Cień mężczyzny przesuwa się za krową. Niedaleko stoi płonąca latarnia - źródło pomarańczowego blasku.

Obracam siekierę, pozwalając, by płaska strona uderzyła w drewniany słup. Kury oszalały od gdakania, a May spłoszyła się, szarpiąc linę, którą jest związana i przewracając wiadro.

"Wynoś się z mojej stodoły", krzyczę.

May znów się boi, jej kopyta szurają po ziemi, gdy odsuwa się ode mnie, i musi uderzyć w mężczyznę, bo ten chrząka i upada, zaplątując się w długość swojego płaszcza. Drewno łopocze na ziemię obok niego, a ja słyszę pęknięcie, gdy ustępuje.

"Chmury nad nami, Cal!" pstryka, szarpiąc kaptur swojej peleryny z powrotem. "To tylko ja!"

Zbyt późno rozpoznaję jasne, orzechowe oczy zerkające na mnie spod rozsypanych ciemnych włosów. "Aha." Opuszczam topór i marszczę czoło. "To ty."

Jax klnie pod nosem i sięga po swoje kule, przeciągając je przez słomę. Jego oddech chmurzy się w mroźnym powietrzu. "Dla ciebie też dzień dobry".

Zaoferowałbym mu pomoc, ale on nie lubi pomocy, chyba że sam o nią poprosi. I tak rzadko jej potrzebuje. Przetacza się na nogę gładko, jeśli nie zwinnie. Dostaje jedną kulę pod lewą rękę, ale druga zatrzasnęła się na końcu i jest teraz za krótka.

Spogląda na poszarpany koniec, wzdycha i odrzuca go na bok, a następnie przełącza dobrą kulę na prawą stronę, aby zrekompensować brak prawej stopy. "Myślałem, że będziesz spał. Nie zdawałem sobie sprawy, że przychodząc tutaj wezmę życie w swoje ręce."

Próbuję się zorientować, czy to ja jestem tu winny, czy on. "Chcesz, żebym pobiegł z powrotem do kuźni po jakieś narzędzia?" oferuję. Kiedyś robił swoje kule ze stali, ale jego ojciec zawsze mówił, że to marnowanie dobrego żelaza. Teraz jest dobrze wyćwiczony w robieniu ich z drewna.

"Nie." Wyprostowuje swój płaszcz, a następnie balansuje na jednej nodze, podczas gdy używa dobrej kuli, aby wyprostować stołek do dojenia. "Możesz jednak złapać wiadro." Opada na stołek, a następnie dmucha na opuszki palców, aby je rozgrzać. Kładzie rękę na boczku krowy. Jego głos łagodnieje w sposób, który zdarza się tylko wtedy, gdy rozmawia ze zwierzętami, nigdy z ludźmi. "Spokojnie, May."

Krowa odruchowo bierze do ust garść siana i macha ogonem, ale wzdycha.

Chwytam zimne wiadro i podaję mu je. "Ty ... przyszedłeś w środku nocy, żeby wydoić krowę?".

"To nie jest środek nocy. Już prawie świt." Z ćwiczebną łatwością chwyta za strzyk, a strumień mleka grzechocze do blaszanego wiadra. "Nie chciałem cię obudzić, rozpalając kuźnię." Waha się, a powietrze jest ciężkie od ciężaru niewypowiedzianych słów.

Ostatecznie nic nie mówi, a oddech uchodzi z niego długim strumieniem zmąconego powietrza.

Studiuje wiadro. Ja studiuję jego.

Większość jego włosów jest związana w węzeł z tyłu głowy, ale wystarczająco dużo się rozsypało, by obramować jego twarz, rzucając cień na oczy. Jest chudy i trochę krępy, ale lata pracy w kuźni i używania rąk do utrzymania ciężaru ciała dały mu dużo siły. Znamy się od zawsze, od czasów, gdy byliśmy dziećmi, gdy wszystko w naszym życiu wydawało się pewne i pewne, aż do teraz, gdy nic nie jest pewne. On pamięta moją matkę, siedział ze mną i Norą, kiedy nie wróciła z wojny. Siedział ze mną ponownie, gdy Da umarła.

Nie zna własnej matki, ale to dlatego, że zmarła, gdy się urodził. Kiedy jego ojciec jest pijany, słyszałem, jak mówi, że to było pierwsze znamię nieszczęścia, jakie Jax sprowadził na rodzinę.

Drugie piętno przyszło pięć lat temu, kiedy Jax miał trzynaście lat. Próbował pomóc ojcu naprawić oś wozu. Przewróciła się ona na jego nogę i zmiażdżyła mu stopę.

Chyba trzecie znamię prawie przyszło dzięki uprzejmości mojej siekiery. "Przepraszam, że prawie odciąłem ci głowę" - mówię.




Rozdział 1: Callyn (3)

"Nie skarżyłbym się".

Jax jest jednym z tych, którzy się broją, ale zazwyczaj nie jest tak ponury. "Co to znaczy?"

Puszcza strzyknięcie, by wepchnąć rękę pod swój płaszcz, po czym rzuca w moją stronę kawałek pergaminu. Upuszczam siekierę w słomę, aby po nią sięgnąć.

Kiedy rozkładam papier, widzę dokładnie taki sam napis, jaki był na pergaminie od poborcy podatkowego, na kartce, która wciąż leży w mojej sypialni.

Numer na jego jest dwa razy większy.

"Jax," szepczę.

"Poborca podatkowy przyszedł do kuźni," mówi. "Twierdziła, że nie płaciliśmy od dwóch lat".

"Ale-ale kuźnia ma tylu klientów. Widziałem ich. Ty - zarabiasz na przyzwoite życie ..." Widzę jego wyraz twarzy i mój głos się ślimaczy.

"Najwyraźniej kiedy mój ojciec wychodzi, aby zapłacić podatki co kwartał, w rzeczywistości ich nie płaci". Jax unika teraz mojego spojrzenia.

Zastanawiam się, czy to oznacza, że jego ojciec przegrał pieniądze w hazardzie - czy też je przepił.

Nie żeby to miało znaczenie. Obie opcje są okropne.

Mleko May wciąż rytmicznie pryska do wiadra. Chwytam z kąta drugi stołek do dojenia i kładę go obok niego. Jax nie patrzy na mnie, ale odwraca twarz, żeby odrzucić włosy z oczu.

Obserwuję, jak jego ręce poruszają się z wyćwiczoną sprawnością. Jego palce są czerwone od zimna, poznaczone tu i ówdzie bliznami po oparzeniach w kuźni.

Chciałbym wiedzieć, jak mu pomóc. Ledwie wiem, jak pomóc sobie.

Moje północne zmartwienia wydają się nagle tak samolubne, kiedy mam opcje. Nie są to opcje, których chcę, ale są to opcje, które mam. Mogę sprzedać farmę. Mogę się zaciągnąć. Pewnie nigdy nie uda mi się przejść przez stopień kadeta, nie z plamą ojca na naszej rodzinie, ale mogę to zrobić. Nora może trafić do sierocińca - albo mógłbym wykorzystać część emerytury żołnierskiej, żeby opłacić jej opiekuna.

Jax nie może zrobić żadnej z tych rzeczy. Jego ojciec ledwie utrzymuje trzeźwość na tyle długo, by móc teraz pracować. Jax jest tym, który utrzymuje kuźnię na rynku. Nie może być żołnierzem. Z brakującą stopą, niewielu ludzi zdecydowałoby się na Jaxa jako robotnika - lub cokolwiek innego.

Gdyby stracili kuźnię, straciliby wszystko.

Kładę mu rękę na nadgarstku, a on nieruchomieje. "Nie musisz doić krowy", mówię cicho.

Odwraca się, żeby na mnie spojrzeć. Na jego szczęce jest cień i zastanawiam się, czy dostał siniaka, kiedy May go przewróciła - czy zrobił to jego ojciec. Mieszkają całą drogę w dół uliczki, ale kiedy się kłócą, często słyszę to stąd.

Musi zauważyć, że patrzę, bo odwraca się - co mówi wystarczająco dużo.

Puszczam jego nadgarstek.

On nie przestaje doić.

"Jesteśmy winni sto", szepczę tak cicho, że nie sądzę, aby to usłyszał.

Ale on to robi, oczywiście, że tak, bo odwraca się, by znów na mnie spojrzeć. Nasz oddech chmurzy się w powietrzu między nami. On zawsze słabo pachnie dymem z kuźni, a zapach jest ostry w zimnym powietrzu.

Kiedy byliśmy młodsi, po tym jak stracił stopę, codziennie przynosiłam mu posłodzone kawałki ciasta z piekarni, razem z książkami z biblioteki mojej matki. Uwielbialiśmy opowieści o romansach i historii, ale naszymi ulubionymi książkami były historie o wietrze, niebie i magii od skrzydlatych stworzeń z lodowych lasów na zachód od Syhl Shallow.

Pamiętam dzień, w którym moja matka mnie zatrzymała. Kręciłam się po kuchni, chętna do odwiedzenia mojego przyjaciela.

Nie będzie dobrym mężem, powiedziała, a uczucie jej dezaprobaty było tak gęste w powietrzu, że czułam się, jakby mnie spoliczkowała.

Nie pozwoliła mi odejść. Nie widziałam go przez kilka tygodni, aż znalazł kule i powłóczył się po uliczce do naszej piekarni.

Nigdy nie powiedziałam mu, co powiedziała.

To nie miało znaczenia, bo nigdy nie powiedział ani nie zrobił nic, co wskazywałoby na to, że w ogóle widzi mnie w ten sposób.

Ale są takie chwile jak ta, kiedy jest zimno i ciemno, a cały świat czuje się, jakby zapadał się pod ziemię, i zastanawiam się, tylko przez chwilę, jak by to było, gdybyśmy z Jaxem byli kimś więcej niż przyjaciółmi. Gdybyśmy byli w tym razem.

"Callyn?" Zmartwiony głos Nory woła z zewnątrz na dziedzińcu, wysoki i przestraszony. "Callyn?"

Szarpię się do tyłu i gwałtownie wdycham. "W stodole!" wołam. "Jestem tutaj!" Patrzę na Jaxa. "Ona nie wie", szepczę zawzięcie.

On kiwa głową.

Drzwi grzechoczą i skrzypią, gdy próbuje je odsunąć na bok. Jest w śpiącej zmianie, ma bose stopy. Jej włosy to dzika plątanina sięgająca do pasa, a ona sama dziko drży. Łzy wydają się niemal zamarzać na jej policzkach.

"Nora!" wykrzykuję. Wyciągam mój własny płaszcz wolny. "Zamarzniesz na śmierć. Musisz wrócić do domu!"

"I-I was worried-"

"Wiem. Chodź."

Przy drzwiach stodoły zatrzymuję się i spoglądam na Jaxa. Ku mojemu zaskoczeniu, patrzy na mnie.

Chciałabym wiedzieć, co powiedzieć.

On chyba też nie, bo daje mi kuksańca, dmucha na palce jeszcze raz i odwraca się z powrotem do wiadra.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Schemat szpiegowania"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści