Bitwa, o której nic nie wiesz

Rozdział pierwszy (1)

==========

JEDNOSTKA

==========

30 CZERWCA

Od godziny jestem gotowa do wyjścia, ale to nie znaczy, że chcę. Nie spałem. Leżałam w łóżku całą noc, patrząc jak świecące czerwone cyfry na moim budziku mrugają w dół godzin.

Po raz setny prostuję kołdrę, którą dała mi babcia.

Mój telefon brzęczy, zaskakując mnie.

Tutaj. Jestem wcześnie, więc nie spiesz się.

Podnoszę plecak i torebkę i rozglądam się po raz ostatni po moim pokoju, żeby upewnić się, że mam wszystko.

Zamykam drzwi i kieruję się w dół schodów, przesuwając dłonią po poręczy wytartej na gładko od siedemnastu lat dotykania. Upewniam się, że omijam skrzypiący stopień, który tata zawsze obiecuje naprawić, ale nigdy tego nie robi.

W kuchni biorę szklankę wody i przełykam ją. Lodówka szumi, zegar w holu tyka, klimatyzacja wydaje ten dziwny dźwięk, którego żaden elektryk nie potrafi rozgryźć. To dziwne rzeczy, które zauważasz, gdy naprawdę zwracasz uwagę. Zdjęcia rodzinne na ścianie w jadalni naprzeciwko mnie wisiały tam przez całe moje życie. Jest tam oficjalny portret mojej babci i mamy, obie w pudrowo niebieskich sukienkach, stojące obok siebie. Obok znajduje się kolaż mojego brata i mnie od przedszkola do klasy maturalnej, od dziecięcych uśmiechów do niezręcznych aparatów ortodontycznych, puste miejsce zarezerwowane dla mojego zdjęcia maturalnego. A potem są moi rodzice w dniu ślubu. Tata w swoim wypożyczonym smokingu, mama w swojej błyszczącej sukni i puszystym welonie. Trzyma ogromny bukiet lilii.

Piszę notatkę dla rodziców, rysuję na niej serce i przypinam ją do tablicy ogłoszeń. Wrzucam kilka bananów, dwa batoniki i butelkę Sprite'a do plastikowej torby, wkładam stopy do moich Chucksów i otwieram drzwi.

Słońce dopiero zaczyna wschodzić, ale już jest gorąco. Gazeciarz pojawia się na wzgórzu; jego załadowana torba, skrzyżowana na piersi, ciągnie go w bok. Zatrzymuję się i patrzę, jak miota złożonymi gazetami w stronę domów. Wszystkie upadają krótko, lądując na trawnikach. Ale następna grzmi na ganku mojego sąsiada, a chłopiec pompuje pięść w powietrze.

Annabelle, widząc mnie, wyskakuje z samochodu i otwiera drzwi pasażera.

Siedzenia samochodowe Annabelle pokryte są czarnymi polarowymi pokrowcami na siedzenia z wyhaftowanym napisem Black Cherry nad zagłówkami. Kobaltowo-niebieskie złe oko kołysze się z jej lusterka wstecznego za skórzany pasek. Podłoga jest zaśmiecona spłaszczonymi piankowymi kubkami po kawie. Ostrożnie stawiam stopy między kubkiem Giddyup a Sonic.

Annabelle ma w uchwytach na kubki dwa pomarańczowe plastikowe go-cupy z kawą. Zapach kawy sprawia, że czuję mdłości i głód jednocześnie. Wsiada po stronie kierowcy i zamyka drzwi. "Przepraszam, że samochód jest w takim bałaganie. Nie miałam czasu, żeby ją wytrzepać." Wskazuje na filiżanki z kawą. "Przyniosłam jednak nektar bogów. I miałam na sobie moją nową ulubioną koszulkę".

Patrzę na nią. I STAND WITH WENDY DAVIS, czytamy. A pod napisem jest para różowych trampek.

"Pomyślałem, że przydałoby się nam trochę odwagi Wendy. Kawa i odwaga, czego więcej nam trzeba?" Zatrzymuje się na chwilę, badając mnie. "Wszystko w porządku?"

Potrząsam głową. "Nie, nie bardzo."

"Nie musimy tego robić, jeśli nie chcesz", mówi Annabelle. "Możemy zawrócić w każdym momencie. Wystarczy powiedzieć słowo."

"Robię", blurt out, trochę trudniejsze niż mam na myśli. "To znaczy... chcę to zrobić".

"Wszystko będzie dobrze, Camille."

Annabelle chwyta jedną z kaw z uchwytu na kubek, bierze łyk, wrzuca bieg do swojego samochodu i odjeżdża.

"Czy nie miałaś wcześniej Buga? Pamiętam, że jeździłaś żółtym Volkswagenem", mówię.

"Sprzedałem ją przed wyjazdem do Anglii. Kupiłem Buzzi na czas, gdy będę w domu".

"Buzzi?"

"Tak nazwałem ten samochód - po Ruth Buzzi. Słyszałeś o niej?"

Potrząsam głową.

"To taka komiczka z lat sześćdziesiątych. Mieszka niedaleko Stephenville na wielkim ranczu dla koni i wraz z mężem kolekcjonuje te wszystkie fajne zabytkowe samochody. Kiedyś często występowała na Ulicy Sezamkowej. W każdym razie, chciałabym kiedyś mieć takie zabytkowe samochody jak ona". Annabelle poklepuje kierownicę. "Buzzi nie jest zbyt dobrym samochodem, ale się stara".

"Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby ktoś nazwał samochód".

"Musisz nazwać swój samochód! To jedyny sposób, aby naprawdę go poznać. W przeciwnym razie to tylko kawał metalu i koła." Uśmiecha się i naciska na zmianę biegów.

Annabelle wygląda tak fajnie zmieniając biegi, jakby była kierowcą wyścigowym. Po zmianie biegów zostawia rękę na gałce zmiany biegów, jej palce obejmują jej dolną część. Podoba mi się, jak to wygląda. Trochę twardo. Jakbyś naprawdę wiedział, co robisz i nie obchodziło cię, co ktoś o tym myśli.

"Czy trudno jest prowadzić samochód z ręczną skrzynią biegów?"

"Na początku jest. Ale potem jest łatwo, gdy się to opanuje. Mój kuzyn mnie nauczył, bo mój ojciec nie mógł się męczyć."

Sięgam po batonik granolowy, żeby uspokoić żołądek. Jem go, obserwując przez okno, jak mijają mnie znajome punkty orientacyjne mojego miasta: Holler Up, Jess's Jewelers, Giddyup.

"Boże, tak się cieszę, że wyjeżdżam z Johnson Creek" - mówi Annabelle.

"Nawet jeśli jest to gówniany powód, dlaczego", mówię. Moje ramiona są tak spięte, że bolą mnie mięśnie.

"Więc, słuchaj. Bea zadzwoniła do mnie wczoraj wieczorem".

"Co? Boże, ona nigdy się nie poddaje". Powinienem był wiedzieć, że Bea będzie szukać obejścia. "Czy próbowała cię przekonać, żebyś mnie nie brał?"

"Nie. Ona chce przyjść."

"Cóż, nie może."

Biorę łyk kawy, ale jej smak sprawia, że czuję się pukey. Wsuwam kubek z powrotem do uchwytu i chwytam plastikową torbę. Wysypuję zawartość na tylne siedzenie i kładę torbę na kolanach, tak na wszelki wypadek. Otwieram Sprite'a i biorę łyk.

"Czy potrzebujesz, żebym się zatrzymał?" Annabelle pyta, rzucając nerwowe spojrzenie w moją stronę. "To znaczy, nie będę cię nienawidzić, jeśli będziesz rzygać, ale wolałbym, żebyś nie".

"Nie. Nic mi nie jest".

"Powiedziałam jej, że cię zapytam, ale nie gwarantuję tego".

"Nie wiem, dlaczego miałaby chcieć."

"Powiedziała mi, że chce cię wspierać".




Rozdział pierwszy (2)

Docieramy do YMCA. Paczka chłopców biega po bieżni na zewnątrz. Zatrzymujemy się na światłach przy ogrodzeniu z siatki, które graniczy z bieżnią. Gdy paczka się zbliża, widzę jak ich mięśnie ramion napinają się podczas biegu. Ich oczy są intensywne, a ich koszulki są przesiąknięte potem.

Chłopaki mogą pobiegać na świeżym powietrzu, a potem prawdopodobnie spędzić czas ze swoimi dziewczynami lub kumplami, podczas gdy ja będę podróżować do niemalże Meksyku, by uganiać się za jakimiś pigułkami.

Annabelle bierze napój ze swojej kawy i patrzy na biegaczy nad swoim go-cupem. "Nie wyobrażam sobie takiego biegania po torze o świcie."

"Ja też."

Annabelle opuszcza okno i wystawia głowę na zewnątrz. "Hej, dupki!" krzyczy. Jeden z chłopców z tyłu paczki odwraca głowę.

Nie mogę nic na to poradzić. Wybucham śmiechem.

Ona patrzy na mnie i szczerzy się. "Więc, co chcesz zrobić?"

Jeśli powiem Bea "nie" po tym, jak próbowała wyciągnąć rękę, to całkiem kończę naszą przyjaźń. Nie mogę znieść myśli o tym. Ale nie mogę też znieść myśli o słuchaniu jej próbującej mnie przekonać do zmiany zdania. Wzdycham. "Ona może przyjść."

Kieruję Annabelle do domu Bea. Ona już czeka na stopniu ganku. Ogromna torba duffel, poduszka i torba spożywcza spoczywają u jej stóp. "Przepakowana jak zwykle" - mruczę.

Bea wstaje i idzie w stronę samochodu. Pani Delgado macha do nas z drzwi. Jest tuż po siódmej, a mimo to jest już w pełni ubrana w białe spodnie, koszulę w paski i perły. Jej włosy są zebrane w kok.

Annabelle wysiada i idzie na spacer, żeby pomóc Bei. Ja zostaję w samochodzie, wpatrując się prosto przed siebie. Drzwi kierowcy otwierają się i Bea wdrapuje się na tył.

Nie odwracam się. Nie patrzę na nią. "Powiesz jedną rzecz, aby spróbować zmusić mnie do zmiany zdania, Beatrice Delgado, a przysięgam, że wyrzucimy cię na poboczu drogi".

"Wiem," mówi Bea. Kładzie rękę na siedzeniu przy moim ramieniu. "Obiecuję, że tego nie zrobię".

Annabelle wsuwa się, zapina pas i odjeżdża.

"Dlaczego w ogóle chcesz przyjść?" pytam.

Ona zabiera swoją rękę. "Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i powinnam być tu z tobą".

Trudno uwierzyć, że jeszcze dziesięć dni temu moje życie było dokładnie takie, jak chciałam, żeby było. Zmierzałam do Willow, superkonkurencyjnego obozu teatralnego, i grałam wymarzoną rolę Ofelii na letniej produkcji Hamleta w Globe Southwest Youth Theater. Aktor, który grał Hamleta - bardzo marzycielski chłopak z Francji - polubił mnie. I ten sam chłopiec, Léo, miał być na wspomnianym obozie bez opieki rodziców przez cały tydzień.

Wpatruję się w okno i mam nadzieję, że nikt nie widzi łez w moich oczach.




Rozdział drugi (1)

==========

DWA

==========

21 CZERWCA

Czuję klepnięcie w ramię.

"Czy chcesz zatańczyć?"

Odwracam się i Léo jest tam, całe sześć stóp wspaniałości, i przysięgam, że przysięgam po francusku.

"Tańczę", mówię, mimo że stoję w miejscu.

On robi minę. "Cóż, to bardzo smutne, bo miałem nadzieję, że zatańczysz ze mną".

"Nie chcę cię zasmucać".

Zaczyna grać stara piosenka z lat osiemdziesiątych, "Time After Time".

Jeśli upadniesz, złapię cię, będę czekać. Time after time...

On podchodzi do mnie i kładzie swoje ręce na mojej talii, a ja swoje kładę na jego ramionach. Nie wiem, jak dzieci tańczą w jego kraju. Mam nadzieję, że nie zacznie walca czy coś w tym stylu. Ale robimy wszechobecny licealny wolny taniec, tasując się w kółko, kołysząc się w przód i w tył. Bea, tańcząca z Mateo, rzuca mi spojrzenie, które mówi: a nie mówiłam? Piosenka się kończy, a ja zdejmuję ręce z ramion Léo, mimo że naprawdę nie chcę przestać go dotykać.

"Chcesz wyjść na zewnątrz?" pyta Léo.

Wszędzie bym z tobą poszła, prawie wykrztuszam, ale łapię się za głowę. "Jasne", mówię tak swobodnie, jak tylko potrafię. Léo bierze mnie za rękę i prowadzi przez tłum. Trzymałam się z nim za ręce na scenie wiele razy, ale to nie to samo. Podoba mi się sposób, w jaki trzyma moją dłoń - od dłoni do dłoni, zamiast przewlekać swoje palce przez moje.

"Nienawidzę wieczoru zamknięcia," mówię. "Nienawidzę żegnać się z moją postacią".

"Ja też," mówi. Rzuca na mnie spojrzenie, nieśmiałe, a może niepewne. "Bardzo się cieszę, że idziesz do Willow".

"Ja też się cieszę, że idziesz do Willow". Zastanawiam się, jak długo będzie trzymał mnie za rękę, czy powinnam ją upuścić, czy pozwolić mu zdecydować.

Jesteśmy kawałek drogi od teatru, kiedy się zatrzymuje. "Podobają mi się twoje włosy w takim stanie," mówi, delikatnie tarmosząc mój warkocz.

"To włosy Ofelii," mówię. "Ja je tylko pożyczyłam".

"Jestem pewien, że nie ma nic przeciwko temu, żeby ci je pożyczyć".

"Nie, nie sądzę, że przewraca się w grobie".

"I ten kwiatek, który masz na sobie. Pachniesz jak pixie."

"To jest jakaś linia. Wąchałeś już kiedyś pixie?" mówię.

"Oczywiście", mówi. "Czy nie wszyscy?"

"Nie, że wiem o", mówię, śmiejąc się. "To musi być francuska rzecz".

On wzrusza ramionami. "Być może."

Stoimy tam przez chwilę, a ja próbuję znaleźć coś innego do powiedzenia. "Um, czy chcesz zobaczyć potok?" pytam.

Stuka palcem w brodę, udając, że myśli. "A 'creek'?"

"To coś jak strumień. Albo strumyk. Mała rzeka."

"Ah, oui. Un ruisseau. Chciałbym zobaczyć potok, tak."

Podąża za mną ścieżką. Potok biegnie za teatrem, granicząc z pasmem lasu. Jest tam stroma ścieżka i nigdy nie widziałem tam nikogo poza mną.

Ścieżka otwiera się w dół małego wzniesienia i na brzeg potoku. Wiatr faluje gałęziami drzew dookoła, a potok pędzi przez wiązkę patyków i kłód zakleszczonych na brzegu, wydając ten szum, który wszyscy kochają. Powietrze z dnia zmieszane z powietrzem z nocy tworzy dziwne kieszenie ciepła i chłodu.

"Camille! C'est très formidable" - mówi Léo, rozglądając się dookoła. "To jak woda Ofelii, w której się utopiła".

Podoba mi się, jak Léo wypowiada moje imię. Jego akcent sprawia, że brzmi ono romantycznie. Wyjątkowe. Jego twarz lśni w świetle księżyca.

Siedzimy na skrawku trawy na brzegu. Chłodna bryza przecina bawełnę mojej sukienki, a ja szturcham nieco bliżej Léo.

"Gdzie mieszkasz we Francji?" pytam.

"Mieszkam w Dordogne, na południowym zachodzie Francji. Mamy tam mieszkania troglodytów i malowidła jaskiniowe oraz katedrę, w której kamienne stopnie są zużyte w środku od pielgrzymów wspinających się na kolana."

"To brzmi boleśnie", mówię. "Czy wspinałeś się po schodach na kolanach?".

"Nie. Tylko na nogach".

"Co to jest mieszkanie troglodytów?"

"Miejsce, gdzie mieszkają troglodyci".

Popycham go, a on upada do tyłu na brzeg i zwija się w kłębek, udając, że jęczy z bólu.

Zrywam trochę trawy i rzucam w niego garścią. "Poważnie, co to jest?"

Siedzi i przebiega dłońmi przez włosy, sprawiając, że stają. Śmieje się. "Już ci mówiłem."

Klaszczę brud z moich rąk i wyciągam telefon z kieszeni sukienki. "Brzmi to tak, jakbyś nie wiedział, więc po prostu wygoogluję to". Idę szturchnąć Léo ramieniem, ale on odwraca się w moją stronę i kończę przy jego klatce piersiowej. Zostaję tam, jakby to było zupełnie normalne, i zaczynam szukać w sieci mieszkań troglodytów.

On kładzie rękę na moim telefonie. "Powiem ci. To domy, które są wbudowane we fronty jaskiń". Léo owija swoje ramię wokół moich ramion. Wszędzie, gdzie jego ręka dotyka, czuje się jak pocałunek. Trzyma mnie blisko. Słyszę jego oddech, czuję jak jego klatka piersiowa podnosi się i opada pod moim policzkiem, słyszę uderzenia jego serca. Zastanawiam się, czy to właśnie jest uczucie zakochania - komfort, bezpieczeństwo, podniecenie i pożądanie tej jednej osoby, wszystko razem.

"Opowiedz mi historię o swoim domu", mówię.

Léo myśli przez chwilę. "Opowiem ci o jaskini w dolinie Vézère zwanej Grotte de Rouffignac".

"Dobrze, opowiedz mi o Grotte de, o czym mówiłeś".

"Wchodzi się do niej małą elektryczną kolejką. Na początku jaskini widzisz zagłębienia z gliny wystarczająco duże dla słonia, ale to są nory niedźwiedzi jaskiniowych."

"Niedźwiedzie jaskiniowe? To brzmi jak zmyślone".

"A potem są obrazki mamutów wrysowane w gliniane ściany palcami, i odciski dłoni wciśnięte w ścianę ponad trzynaście tysięcy lat temu. Pociąg jedzie, a ciemność ogarnia tak, że nie widać nawet ręki przed twarzą. A potem nagle pociąg się zatrzymuje, zapala się światło i patrzysz w górę." Pstryka palcami. "I tam na dachu jaskini widzisz je - setki rysunków mamutów, ibexów, nosorożców wełnistych i koni pomalowanych na czerwono, opaleniznę i czarno".

"Kto je namalował?"

Czuję, że Léo potrząsa głową. "Nikt nie wie."

"Chcę je zobaczyć".




Rozdział drugi (2)

Léo bawi się kosmykiem moich włosów. "Zabiorę cię".

Wyobrażam sobie, że robię rzeczy we Francji z Léo jak postacie w komedii romantycznej. Nosimy balony, jemy croissanty w kawiarni i całujemy się na mostach, podczas gdy w tle gra francuska muzyka akordeonowa.

Jego palce dotykają mojego policzka. "Bardzo chciałbym cię pocałować, Camille" - szepcze. Czuję jego oddech na mojej twarzy, jego nos dotyka mojego.

"Bardzo chciałbym, żebyś mnie pocałowała". Mówię to z francuskim akcentem, a potem natychmiast tego żałuję, mając nadzieję, że nie pomyśli, że się z niego nabijam. Ale on się uśmiecha. A potem mnie całuje.

Jego usta są miękkie, jego pocałunek delikatny. Nie przyciska mnie do siebie ani nie wpycha swoich ust na moje z całym językiem i rozbijającymi się wargami, jak to robią niektórzy chłopcy.

Léo przestaje mnie całować, ale nie odsuwa się. Trzyma swoje czoło przy moim, jego palce lekko opierają się o mój policzek. Moje serce rozpływa się w kałużę. "Pocałuj mnie jeszcze raz", mówię. On to robi, a ja nigdy nie chcę, żeby to się skończyło. Chcę zostać na brzegu na zawsze, Léo trzymając mnie, nie słysząc nic poza jego oddechem, szumem potoku i szumem wiatru w drzewach.

I wtedy dopadają mnie mdłości. Mój żołądek zaczyna czuć się jak kartka papieru zgnieciona w kulkę i odrywam się od niego.

"Camille?" Léo próbuje wziąć mnie za rękę, ale potrząsam nim luźno. Biegnę sprintem do drzewa i rzucam się na trawę, rzygając do granic możliwości łzami. Léo jest tam u mojego boku, poklepując mnie po plecach.

"Nic mi nie jest", mówię. "Przepraszam." Jestem bardzo zawstydzona. Nigdy nie rzygam, nigdy. Nawet kiedy jestem chory.

"Myślę, że powinniśmy iść do ... kliniki ... jak to się mówi? Szpitala?"

"Nie, nie, nic mi nie jest", mówię. Dosłownie prawie po prostu zwymiotowałem w ustach tego francuskiego chłopca. "Musiałem zjeść coś złego na imprezie. Mam naprawdę wrażliwy żołądek."

Léo nie wygląda na przekonanego. "Mimo to uważam, że powinienem cię wziąć, Camille".

"Jeśli to się powtórzy, obiecuję, że pójdę do lekarza". Staram się jak mogę, żeby brzmieć swobodnie.

Chwyta moje ręce i pociera je między swoimi. "Co mogę zrobić?"

"Ojej, nie wiem? Co ma zrobić facet po tym, jak dziewczyna rzyga zaraz po tym, jak ją pocałuje?" Próbuję żartować, ale to spada płasko i Léo nie śmieje się. "Um, możesz mnie odprowadzić?"

Próbuję udawać, że to nic wielkiego. Jak hej, to się dzieje cały czas, to amerykańska rzecz. Ale jeśli można umrzeć z zażenowania, to nie mam już wiele czasu na życie.




Rozdział trzeci

==========

TRZY

==========

Kiedy wracamy na imprezę, Bea i Mateo są gotowi do wyjazdu. Léo i ja siedzimy z tyłu samochodu Mateo, a Léo trzyma mnie za rękę przez całą drogę. Kiedy Mateo podjeżdża pod dom rodziców Léo, szybko mnie przytula. "Do zobaczenia w Willow", mówi. Wysiada z samochodu i zamyka drzwi, lekko machając przez okno. Stoi na dysku z rękami w kieszeniach, gdy się wycofujemy. Patrzę, dopóki nie skręcimy za róg i już go nie widzę.

Bea obraca się na swoim miejscu. "Ktoś ma chłopaka," mówi śpiewnym głosem.

"Właściwie, nie jestem tego taka pewna", mówię. "Tak jakby zwymiotowałam po tym, jak mnie pocałował".

"Co?" mówi Mateo. Zaczyna się śmiać. "Tylko ty, Camille."

"Tak, dzięki, Mateo," mówię. "Jesteś takim dobrym przyjacielem".

"Co się stało?" Bea pyta, zaniepokojona. "Czy wszystko w porządku? Czy powinnam powiedzieć mojej mamie? Ona będzie wiedziała, co robić."

"Nie, nie," mówię. "Czuję się teraz dobrze. Twoja mama zrobi z tego wielką sprawę, a ja jestem wystarczająco zakłopotany, jak jest."

"Nie żartuj," mówi Mateo.

Bea uderza go w ramię. "Przestań. Camille nie czuje się dobrze. Miej trochę współczucia."

"Więc co się stało?" pyta Mateo. "To znaczy po tym, jak na niego zwymiotowałaś".

"Nie zwymiotowała na niego!" mówi Bea.

"Byłam zbyt umorusana, żeby zrobić cokolwiek poza żartami na ten temat. Myślę, że zobaczę go w Willow? Może się umówimy czy coś. Przynajmniej mam nadzieję, że tak się stanie."

"Będzie," mówi Bea. "Nie wspominaj o tym. Udawaj, że to się nigdy nie wydarzyło i wszystko będzie dobrze".

Mam nadzieję, że ma rację, ale chciałbym wiedzieć, jak dziewczyna może wrócić z rzygania przed facetem, w którym się zadurzyła.

Jest późno. Kiedy docieramy do domu Bea, wpadamy do łóżka od razu, Bea na jej podwójnym łóżku pod oknem, a ja na dopasowanym łóżku, które Bea nazwała moim, odkąd po raz pierwszy zaczęliśmy mieć sleepovers w czwartej klasie.

"Więc zauważyłam, że twoi rodzice nie przyszli", mówi Bea.

"Nope," mówię, jakbym nie dawał latającego pieprzenia. "Najwyraźniej mama musiała zabrać Chrisa na jakąś naukę, a mój tata zasnął".

"Gosh, Camille, przepraszam." Bea wie, jacy są moi rodzice i denerwuje ją, że nie traktują mnie tak poważnie jak Chrisa.

Wzruszam ramionami. "Nieważne."

"Cóż, jestem podekscytowana, że dostaniesz do spędzenia cały tydzień z Léo w Willow!" mówi Bea.

"On jest taki słodki, prawda? Chciałabym, żebyś też poszła", mówię.

"Nie ma mowy. Nigdy nie będę w elicie", mówi Bea. "Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek chcę być. To jest, jakby, za dużo pracy i wątpię, że będę miała czas, zwłaszcza teraz, gdy jestem duszpasterzem młodzieży i w ogóle."

"Nie każdy może robić wszystko," mówię.

"True dat," mówi ona.

Cisza.

"Um. Czy właśnie powiedziałaś true dat?"

"Tak", mówi, a potem wybucha śmiechem.

Rozlega się pukanie do naszych drzwi. "Dziewczyny, idźcie spać", mówi tata Bea.

"Dobranoc, Camille", szepcze Bea. Jej sprężyny łóżka skrzypią, gdy się przewraca.

"Dobranoc, Bea", szepczę z powrotem.

Kolejny ból brzucha budzi mnie i muszę pobiec do łazienki. Klęczę przed toaletą i zwieszam nad nią głowę, ale tym razem nie wymiotuję. Po minucie mdłości ustają i wracam do łóżka. Leżę w kulce i trzymam się za brzuch. Oddech Bei i te małe mamrotania, które wydaje, gdy śpi, wydają się głośniejsze niż zwykle, a ja nie mogę zasnąć. Nie wiem, co to może być. Grypa żołądkowa nie trwa tak długo i nie sądzę, że zjadłam coś, co sprawiło, że tak bardzo wymiotuję. Sięgam pod poduszkę, wyciągam telefon i wstukuję w pasek wyszukiwania powody wymiotów. Na stronie Doctors.com pojawia się mnóstwo odpowiedzi: wysokie ciśnienie krwi, zatrucie pokarmowe, grypa, zapalenie wyrostka robaczkowego, coś, co nazywa się omdleniem... ciąża.

Serce mi wali, a ręce zaczynają się pocić. Zaczynam liczyć wstecz w kalendarzu mojego telefonu. W maju nie dostałam okresu, a powinnam zacząć kilka dni temu. Zaczynam się robić zimna. Naprawdę, naprawdę zimno.

Nie, nie, nie, nie, nie.

Siadam. To nie może być prawda. Nikt nie zachodzi w ciążę za pierwszym razem. A może jednak? Sprawdzam w google.

Owszem, zachodzą.

Wystarczy jeden chętny plemnik, by trafić w jajo.

Jest taki film, który każą wszystkim oglądać na zajęciach zdrowotnych, który pokazuje kreskówkę gromady plemników przemierzających drogę w kierunku szyjki macicy, przez macicę i w górę jajowodów, ścigających się w maratonie płodności, by jako pierwsi dotrzeć do jajeczka. W kółko w mojej głowie przewijam ten film. Czy to właśnie dzieje się w moim ciele? Jeśli tak, to jestem w co najmniej drugim miesiącu ciąży.

Wstaję i na palcach zmierzam do łazienki Bea. Ściągam spodenki od piżamy i siadam na toalecie. Słyszę, jak tata Bea kaszle, co sprawia, że podskakuję. Klimatyzator się włącza, a zimne powietrze wylatuje z rejestru podłogowego i wieje na moje bose stopy. Krzyżuję ramiona i mocno się przytulam. Ostatni raz czułam taki strach przed swoim ciałem, kiedy dwa lata temu zaczęłam miesiączkować.

Może mój okres zacznie się jutro, teraz, gdy stres związany ze spektaklem już minął. Chyba nie wytrzymam tak długiego czekania. Nieśmiało przyciskam pięści do brzucha, a potem naciskam, zwiększając nacisk. Naprawdę nie wiem, dlaczego to robię, jakbym w jakiś sposób miała "aktywować" swój okres, ugniatając swój abs? Następnie wciskam lekko palec wskazujący do pochwy, żeby sprawdzić, czy coś z niej wypływa. Mój wzrok przykuwa oprawione zdjęcie Bea z czwartej klasy, wiszące tuż obok drzwi. Nad nim widnieje wyszyty przez Beę w siódmej klasie haft krzyżykowy z napisem HE IS RISEN. Nagle zdaję sobie sprawę, że jestem w łazience mojej najlepszej przyjaciółki z palcem w pochwie. Mojej najlepszej przyjaciółki, która nigdy, pod żadnym pozorem nie mówi o swoim okresie. Wyciągam palec, ale nie ma tam żadnej krwi.

Nagle rozlega się pukanie do drzwi. Krzyk, który wydostaje się z moich ust z pewnością obudził cały dom.

"Camille, wszystko w porządku?" Bea mówi przez drzwi.

"Um, yeah! Zaraz wyjdę!" Spłukuję toaletę i szybko myję ręce. Robię punkt, aby nie patrzeć na siebie w lustrze.

Kiedy otwieram drzwi, Bea stoi tam z wyrazem troski na twarzy. "Jesteś pewna, że wszystko w porządku?"

"Och, tak. Myślałam, że zaczęłam miesiączkę i nie chciałam mieć krwi na twoich prześcieradłach". To nie są słowa, które kiedykolwiek mówię do Bea.

Twarz Bea ściąga się w grymasie. "Camille, ew."

Wpełzamy z powrotem do łóżka, a kilka minut później mogę powiedzieć, że Bea zasnęła.

Leżę bezsennie przez resztę nocy.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Bitwa, o której nic nie wiesz"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści