Walcz o tego, którego kochasz

Prolog (1)

Prolog

Całkowite zaćmienie serca.

Emily

2015

Uśmiech na mojej twarzy złagodniał, gdy powoli przechadzałam się po kuchni, mopując, gdy szłam, i nucąc razem z Paulem Anką. Grał na odtwarzaczu płytowym i coś w lekkim trzasku za muzyką przeniosło mnie z powrotem do innego czasu.

"Put Your Head on my Shoulder" było moim ulubionym utworem. Nie mieliśmy radia. Nanna mówiła, że piosenki tej generacji przyprawiają ją o ból głowy i ja to rozumiałem. Kiedykolwiek miałem okazję usłyszeć coś nowego w centrum handlowym, dezorientowało mnie to. W połowie przypadków piosenki były zbyt głośne, zbyt zuchwałe i sprawiały wrażenie, jakby nazywanie kobiet sukami było czymś romantycznym.

Tak więc Paul Anka nadal grał w naszym domu, co mi odpowiadało. Piosenki z epoki były strasznie romantyczne, a ja byłam fanką romantyzmu w każdej postaci.

Mop sunął po kafelkach, a ja zamykałam oczy, wyobrażając sobie, jak przystojny chłopak goni mnie tylko po to, by dać mi kwiatek i powiedzieć, że jestem piękna.

Zastanawiałam się, jak by to było zakochać się naprawdę.

Moim ciałem wstrząsnęło lekkie drżenie, gdy z osłupienia wyrwał mnie kurczowy dzwonek telefonu. Zatrzymując się w połowie kroku, moje oczy zerknęły na cyfrowy zegar na kuchence. Przesuwając okulary wyżej na mostek nosa, zobaczyłem godzinę i zmarszczyłem usta.

Robiło się późno. Nanna powinna była już wrócić.

Telefon nadal dzwonił, a ja odstawiłam mopa na bok, wycierając ręce o dżinsy. Odsuwając na bok nagły niepokój, który czułam, odebrałam. "Halo?"

"Czy to Emily Aldrich?"

Kobieta na drugiej linii brzmiała surowo. "Tak, to ja. Mogę zapytać, kto dzwoni?"

"To jest Susan Kelly. Jestem funkcjonariuszką Departamentu Policji w Pasadenie."

Moje serce stanęło, ale "Put Your Head on my Shoulder" nadal grało.

Słuchałem tego, co mówiła, ale trudno było usłyszeć wiele ponad nagłe walenie w mojej głowie.

"Czy nadal tam jesteś?"

Przeczyściłem gardło i w sumie wykrztusiłem: "Jestem".

Oficer brzmiał współczująco. "Będziemy potrzebowali cię na posterunku, Emily".

Śpiew Paula Anki szybko zniknął w tle.

Mój głos był niewiele ponad szept. "Dobrze."

"Tylko tutaj," wskazałem, a kiedy samochód się zatrzymał, wyszedłem pospiesznie, "Dzięki, Jim. Nie powinniśmy być długo."

Moje serce zaczęło się ścigać w momencie, gdy wkroczyłam do środka departamentu policji. Skanując otoczenie, spanikowałem, gdy nigdzie nie widziałem Nanny. Moje policzki zarumieniły się ze zmartwienia, a moje tempo zaczęło przyspieszać. Podbiegając do recepcji, przełknęłam ciężko, po czym wypowiedziałam gorączkowe: "Cześć, jestem tu po moją nianię, Fay Aldrich".

Oficer za ladą spojrzał na mnie z góry. "Emily?"

"Tak, to ja".

"Będę musiał zobaczyć jakieś dokumenty".

"Oczywiście." Zdjęłam plecak, położyłam go na podłodze i zaczęłam grzebać w nim drżącymi rękami. W końcu miałem w rękach mały, pokryty plastikiem studencki I.D. i przetrząsnąłem go przez szczelinę. Oficer podniósł go i przestudiował, zanim wsunął go z powrotem i otworzył dla mnie boczne drzwi. "Jestem oficer Kelly. Rozmawialiśmy przez telefon. Proszę przejść."

Zrobiłem jak prosiła, ale mój głos się wahał. "Gdzie ona jest? Czy wszystko z nią w porządku?"

"Jest z tyłu i nic jej nie jest poza ładnym guzem na skroni". Na moje spojrzenie czystego przerażenia, uśmiechnęła się uprzejmie. "Kazałam ją przejrzeć. Jest w porządku, naprawdę. Ona po prostu wzięła upadek."

"Nadal nie rozumiem." Moja brew się obniżyła. "Gdzie powiedziałeś, że ją znalazłeś?"

"Na północ od autostrady".

Co?

Moje serce się zacinało. To nie miało sensu. To nie był dobry obszar. To było również daleko od miejsca, w którym powinna być.

Oficer Kelly otworzył zamknięte drzwi i w sekundzie, gdy zobaczyłem moją Nannę, osiadła we mnie mała iskra ulgi. Pośpieszyłem do pokoju, upuszczając plecak i przesuwając się, aby uklęknąć przed małą, wątłą kobietą. "Czy wszystko w porządku?"

Nanna zmrużyła na mnie oczy na chwilę, zanim uśmiechnęła się czule, a następnie pomachała mi. "Nic mi nie jest." Spojrzała na zwalisty męski oficer siedzący przy stole. "Oficer Grant, to jest mój czerwcowy robal." Nanna spojrzała na mnie słodko. "Przywitaj się z oficerem Grantem, June. Był tak miły, dotrzymując mi towarzystwa."

"Nanna...." June to było imię mojej matki.

Mojej martwej matki.

Dobrze. Co tu się dzieje?

Mój niepokój wzrósł.

Odwróciłam się do tyłu, patrząc na oficer Kelly przez ramię. Wyglądała na równie zdezorientowaną jak ja. Wymagało to trochę pracy, ale stłumiłam spanikowany wyraz twarzy, zanim zwróciłam się z powrotem do babci. Zamiast tego wkleiłam uśmiech, który nie do końca się tłumaczył. Byłam pewna, że jest zniekształcony. Czułem się słaby i sztuczny. "Nanna, zamierzam tylko porozmawiać z oficerem Kelly chwilę, dobrze?".

Urocza kobieta, która mnie wychowała, zerknęła na mnie z delikatnym uśmiechem. "Dobrze, kochanie."

Nanna siedziała cicho z torebką na kolanach, a ja wstałam, wychodząc z pokoju. Oficer Kelly poszła za mną, zamykając za sobą drzwi.

Pacerowałam chwilę, a oficer Kelly pozwoliła mi na to, najwyraźniej wyczuwając moje wewnętrzne zamieszanie. Mój oddech zaczął być ciężki. Im więcej chodziłem, tym bardziej moje ruchy stawały się nieregularne. Krótki szum opuścił mnie, gdy alarm, który czułem, doszedł do głosu. Zakrywając usta rękami, szedłem dalej.

Nagle moje stopy zatrzymały się i jakoś znalazłem siłę, by wyszeptać: "Coś jest nie tak". W chwili, gdy wypowiedziałam te słowa, znajome ukłucie łez zaatakowało moje oczy. Zamrugałam gwałtownie. Mój głos się załamał: "Coś jest nie tak".

Oficer Kelly pocieszał mnie, gdy trzymałam głowę w dłoniach i płakałam, kładąc delikatną dłoń na moim ramieniu.

Tak, coś było nie tak.

Po długiej pogawędce z Officerem Kelly, Nanna została zwolniona pod moją opiekę i oferując jej swoje ramię, odprowadziłem ją do samochodu, gdzie nasz sąsiad Jim czekał cierpliwie. Czułam się okropnie. "Tak mi przykro, Jim. Nie miałem pojęcia, że to potrwa tak długo".

Jim uśmiechnął się życzliwie. "Nie ma problemu, Em. Nie tak, jakbym miał dziś wiele do zrobienia. To była dla mnie mała przygoda." Potem uśmiechnął się do Nanny. "Fay, kochanie, wpadasz w kłopoty, jak widzę?".




Prolog (2)

Nanna spojrzała na Jima, obezwładniona zamieszaniem. "Czy to Bert?" Roześmiała się. "Dlaczego, nie widziałam cię od wieków".

Jim się uśmiechnął. Patrzył na nią przez długą chwilę, zanim wymieniliśmy spojrzenie.

Zaniepokojone spojrzenie.

Jim był naszym sąsiadem od zawsze. On i Nanna tak dobrze się dogadywali. Byli mniej więcej w tym samym wieku. Oboje uwielbiali pielęgnować swoje ogrody wiosną, a pod ich przyjaźnią miałem wrażenie, że Jim potajemnie kocha się w Nannie.

Nie wiedziałam, kim jest Bert.

Moje brwi ściągnęły się i wargi jednocześnie.

Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że Nanna wie, kim jest Bert.

Po wejściu do samochodu jechałyśmy w kompletnej ciszy. Potem znikąd, Nanna przemówiła, a kiedy to zrobiła, zrobiła to cicho. "Gdzie jedziemy, Emily?"

Obróciłem się w moim siedzeniu, z ulgą słysząc jej powrót do tu i teraz. Kiedy zobaczyłam całkowite zakłopotanie na jej twarzy, moje serce pękło. "Jedziemy do domu".

"Och," wypowiedziała, jej brwi knując miękko. "Oczywiście."

Jim i ja wymieniliśmy to samo spojrzenie, które mieliśmy wcześniej.

Tak.

Coś było zdecydowanie nie tak.

***

2017

Obudziłam się na widok zapachu spalenizny i dźwięku głośno bijącego alarmu dymnego.

Moje ciało zrobiło się zimne i zgasiłam, szeroko otwierając oczy. Przerażony, zwlokłem się z łóżka tak szybko, jak mogłem i zapędziłem się z mojego pokoju. "Nanna!"

Ale nie było żadnej odpowiedzi.

Strach we mnie wzrósł do zupełnie nowego poziomu.

Trzęsące się ręce, zawołałem ponownie, tym razem głośniej. "Nanna!"

Moje pokryte skarpetkami stopy ślizgały się na kafelkach, a kiedy dotarłam do kuchni, moje oczy rozszerzyły się. Dym unosił się z pieca i tego, co się na nim topiło.

Opary unoszące się do sufitu były okropne, gęste i tliły się. Pośpiesznie wzięłam ścierkę do naczyń i zakryłam nią usta i nos, głośno kaszląc. Chwiejnymi palcami wyłączyłam kuchenkę i wzięłam rękawicę do piekarnika, próbując podnieść...

O, Jezu. Czy ty sobie żartujesz?

Czajnik elektryczny wtopił się prosto w rozgrzany do czerwoności element.

Wspaniale. Po prostu świetnie.

Wzdychając we frustracji, próbowałem zrobić z nim co się da. Kiedy już udało mi się podnieść cały element z kuchenki i wrzucić go do zlewu, włączyłam zimną wodę, pozostawiając ją włączoną, gdy przeszukiwałam dom, otwierając okna, gdy szłam.

Różowo obrysowane chmury w oddali mówiły mi, że szybko zbliża się świt, a im dłużej patrzyłam, tym bardziej stawałam się spięta.

O Boże. Gdzie ona jest?

Zawołałam ostrożnie: "Nanna?".

Ostre pukanie zabrzmiało w drzwiach wejściowych. Dźwięk uderzył mnie prosto w klatkę piersiową. Zmęczony i na krawędzi, zatrzymałem się na sekundę. Mrugając w nicość, przejechałem ręką po czole, zanim poszedłem odpowiedzieć.

Nanna stała tam w swojej koszuli nocnej. Jim stacjonował za nią w swoim brązowym plaidowym szlafroku, a jego warga przechylona w ostrożny uśmiech, uśmiechnął się smutno. "Szukasz kogoś?"

Moje oczy rozszerzyły się, a potem zamknęły i odetchnęłam: "Nanny". Delikatnymi rękami wprowadziłam ją do środka, a Jim podążył za nią, gdy lekko ją zbeształam: "Gdzie byłaś? Tak się martwiłam."

Była wtedy taka wątła, jeszcze bardziej niż zwykle. Jej ręce trzęsły się z zimna. "Poszłam do Berta." Wziąłem jej małe dłonie między swoje i potarłem je delikatnie, próbując je ogrzać. I gdy to robiłem, przez mój umysł przeszła jedna myśl.

To zaczyna wymykać się spod kontroli.

Tak, tak było.

Ale co mogłem zrobić?

Jim wszedł do kuchni, badając zniszczenia. Kiedy położył ręce na biodrach i wypuścił długi, przeciągły oddech, wiedziałem, że jest źle. A co gorsza, nie wiedziałem, czy mamy pieniądze na naprawy.

Byliśmy oszczędni, Nanna i ja. Nie pracowałem, bo opieka nad Nanną była pracą na cały etat. Dostawałem zasiłek opiekuńczy, ale między tym a marną emeryturą Nanny, nie było zbyt wiele pieniędzy do spalenia.

Nie mieliśmy pieniędzy zaoszczędzonych na deszczowe dni, a nasze deszczowe dni stawały się coraz częstsze.

Czułam się bezradna, bezużyteczna i podczas gdy Jim pracował w kuchni, ja posadziłam Nannę przed telewizorem z kocem i gorącą herbatą rumiankową. W chwili, gdy weszłam z powrotem do kuchni, Jim przekręcił się, by zerknąć na mnie, zanim kontynuował swoją pracę. Mówił uprzejmie, ale do rzeczy. "Jak długo to potrwa, kochanie?"

Wiedziałem, że Jim ma tylko najlepsze intencje, więc nie wiem, dlaczego moje hackles wzrosła jak oni. Byłem po prostu tak zmęczony. "Znasz naszą sytuację."

Co więcej mogłem powiedzieć? Zostawiłem to na tym.

"Wiem", powiedział delikatnie, próbując usunąć roztopiony plastik z płyty kuchennej. "Wiem też, że twoja Nanna nie jest tą kobietą, którą kiedyś była". Zrobił pauzę, zanim oderwał kawałek plastiku i wrzucił go do zlewu. Wylądował z brzękiem. "I prawie spaliła ten dom. Z tobą w nim." Zmarszczył brwi w dół na kuchenkę. "Postawiła plastikowy czajnik na piecu, a potem odeszła. Ona traci sens." Stał wysoki, wpatrując się we mnie. "Nie mów mi, że myślisz, że to się nie powtórzy. Oboje wiemy, że tak będzie." Jego oczy zmiękły nieznacznie, gdy wyszeptał: "Jest z nią coraz gorzej, Em".

Było. Było z nią gorzej niż chciałam przyznać.

Jim był jak dziadek, którego nigdy nie miałam, a jego poświęcenie dla naszej maleńkiej rodziny było większe, niż na to zasługiwaliśmy. Był dobrym człowiekiem. Wspaniałym człowiekiem.

Nagle przytłoczona, moja warga zaczęła drżeć. "Co mogę zrobić?" Zabrzmiał niski jęk, gdy wyciągnęłam krzesło przy małym stole jadalnym. Siedząc, spoliczkowałam dłonie na uda i przemówiłam stanowczo, ale cicho: "Nie stać mnie na oddanie jej do domu dziecka". Kiedy Jim otworzył usta, żeby się odezwać, poprawiłam: "Dobry dom. Nie do domu państwowego. Jezu, czy ty widziałeś takie miejsca, Jim?".

Mój nos się zacisnął.

Nie.

Były okropne. Nie zrobiłbym tego Nannie. Nie po tym wszystkim, co dla mnie zrobiła.

Jim obserwował mnie uważnie, wyczuwając moje strapienie. Podszedł, wyciągając krzesło obok mojego i usiadł. "Kochanie, kocham Fay, ale ona ma demencję". Pochylił się, a jego oczy przeszukały moje. "Ona nie ma zamiaru się poprawić. Od tego miejsca będzie tylko gorzej. I-" Wydawało się, że żałuje tego, co miał powiedzieć. "-Większość czasu, ona nawet nie rozpoznaje cię."




Prolog (3)

Klatka piersiowa bolała mnie boleśnie.

Wiedziałem o tym. Uwierz mi, wiedziałem.

To było całkowicie rozdzierające serce.

Byłem zmęczony, a ta rozmowa mnie męczyła, więc powiedziałem jedyną rzecz, jaką mogłem, aby ją zakończyć.

"Pomyślę o tym."

***

2018

"Jeszcze raz dziękuję, Jim", powiedziałem nosząc słoneczny uśmiech, trzymając zapasowy globus świetlny między obiema rękami.

Kończące się żarówki nie były w normalnych warunkach dużym problemem, ale nie wtedy, gdy miało się w domu pacjenta z demencją i trzeba było zostawiać światła włączone przez całkiem spory czas. Jim, jak zwykle, przyszedł na ratunek.

"Nie ma problemu, Em." Patrzył, jak wracam na swoje podwórko, jak zawsze to robił.

Pomachałam mu od drzwi i wkroczyłam do środka. Nanna zamiatała korytarz, a ja uśmiechnęłam się do siebie. Lubiła utrzymywać porządek w domu. "Mogłam to zrobić."

Nanna obróciła się, przerażony jęk opuścił jej usta. Zanim mogłem zarejestrować, co się dzieje, podniosła trzonek miotły i przyniósł go w dół, ciężko i szybko, nad moją głową.

I wtedy znalazłem się na ziemi, chwilowo oszołomiony i zdezorientowany.

Cios był tak niespodziewany, że ugryzłam się w język i metaliczny smak krwi wypełnił moje usta.

Nanna, szeroko otwarta i przerażona, podniosła miotłę po raz drugi, ale wyciągnęłam ręce, cofając się do tyłu. "Nanna, nie! To ja, Emily!" Miotła spadła przez moje ramiona, a ja wydałam bolesny krzyk. "To ja!" Zawołałam rozpaczliwie: "To ja!".

Zszokowany i wstrząśnięty, gorący pęd łez zmoczył szlak w dół moich policzków.

Mój spanikowany krzyk w połączeniu z przerażonym krzykiem sprowadził biegnącego Jima.

Miał już swój telefon komórkowy na zewnątrz, wybierając jedną ręką, podczas gdy pomaga mi wstać z drugim. "Tak, potrzebuję karetki". Przerwa, a potem: "To 8634 Cedar".

Cała moja dusza poczuła się zdrętwiała i patrząc przez salę, usłyszałem "Put Your Head on my Shoulder" Paula Anki, patrząc na moją skamieniałą babcię, która patrzyła na mnie, jakbym był potworem.

I z tym spojrzeniem zmienił się cały mój świat.

Nie zdawałem sobie sprawy, że potrzebuję szwów, dopóki nie obejrzeli mnie ratownicy medyczni. Wyglądało to gorzej niż było, naprawdę. Tylko małe nacięcie na czubku mojej głowy. Niestety, sanitariusz powiedział mi, że rany głowy mają tendencję do krwawienia, zwłaszcza w panice, kiedy serce ciężko pompuje.

"Zabierzemy ją do Glendale Memorial", wyjaśnił uprzejmie medyk. "Mają świetny oddział geriatryczny".

Oh. Naprawdę?

To miłe.

Pozostałem na miejscu. "Dziękuję." Mój głos był zachrypnięty.

Jim objął mnie ramieniem, a ja oparłam się o niego, rozpaczliwie potrzebując komfortu.

Kobieta uklękła przy moich stopach, po czym spojrzała na mnie w górę. "Wykonałeś świetną pracę opiekując się nią, ale jak na razie", jej oczy były łagodne, gdy ujawniła, "ona potrzebuje więcej niż możesz zaoferować".

Tak, zaczynałam to dostrzegać.

Ratownik medyczny przyszedł i stanął w otwartych drzwiach, a ja ospale spojrzałam na niego, gdy powiedział: "Już się uspokoiła. Możesz przyjść się pożegnać."

Nie.

Nie, nie mogłem.

Wyraz jej twarzy, gdy cofnęła się ode mnie w popłochu, powtarzał się w mojej głowie. Wciąż i wciąż, drwił mnie. Nie było to coś, o czym prawdopodobnie zapomnę w pośpiechu.

Minęła sekunda i medycy wymienili się spojrzeniami. Kobieta powiedziała: "Albo możesz ją zobaczyć później. Godziny odwiedzin są między dziesiątą a trzecią".

Przytaknąłem powoli, moje oczy nie były skupione, i czekałem, aż odejdą. W końcu to zrobili i długa cisza osiadła nad maleńkim domem, który tak bardzo kochałem.

Gdy Paul Anka śpiewał "Put Your Head on my Shoulder", zrobiłam dokładnie to samo.

A Jim pozwolił mi płakać tak długo, jak tego potrzebowałam.




Rozdział pierwszy (1)

Rozdział pierwszy

Dbałość o interesy.

Emily

Już trzeci raz w ciągu tylu dni byłam w agencji rekrutacyjnej i kiedy kobieta w recepcji mnie zobaczyła, jej twarz opadła. Nienawidziłam tego, że moja duma opadła razem z nią. Zanim otworzyła usta, by mówić, uśmiechnęłam się promiennie i przerwałam jej. "Wiem, wiem. Powiedziałeś, że zadzwonisz, ale..." Brzydziłem się przyznać do prawdy. "- Jestem zdesperowana."

Tak bardzo zdesperowana. Zdesperowany jak byś nie wierzył. Po prostu daj mi cholerną pracę. Jakąkolwiek. Będę szorował toalety. Będę patroszyć ryby. Będę rozrzucał obornik. Na miłość boską, zrobię wszystko.

Leah wpatrywała się we mnie i w tym momencie mogłem stwierdzić, że jest zirytowana. "Przychodzisz codziennie, a ja każdego dnia mówię ci to samo". Zamrugała powoli. "Oszczędź sobie gazu, kochanie. Nie mam nic dla ciebie w tej chwili".

Hmmm. Strzelaj.

Nie poprawiłem jej, wspominając, że nie mam samochodu, ponieważ, cóż, to nie mogło pomóc moim szansom na zdobycie pracy. Prawda była taka, że nie było mnie stać na samochód, ani na ubezpieczenie, więc łapałem autobus, gdziekolwiek potrzebowałem, bo to było lepsze niż chodzenie wiele godzin do miasta.

Moje westchnienie było czysto wewnętrzne. Miałam ochotę trzasnąć pięściami w recepcję, tupać nogami i krzyczeć z frustracji.

Nie rozumiałam.

Zawsze uczono mnie, że kiedy życie zamyka jedne drzwi, otwierają się inne. Ale z jakiegoś nieznanego powodu, życie grało twardo, aby dostać. Nie było otwartych drzwi, przez które mógłbym wejść. Okna pozostały zamknięte. Nawet żaluzje były zaciągnięte.

Nie. Wszystko, co robiło życie, to wysysało ze mnie optymizm.

Mój uśmiech osłabł, gdy ścisnęła mi się klatka piersiowa. Ona tego nie rozumiała. Nie chciałem naciskać, ale... "Wezmę wszystko", zastawiłem się cicho. "W ogóle wszystko."

"Spójrz." Przez sekundę faktycznie wyglądała na smutną z mojego powodu i poczułem tę litość jak cegłę do jelit. "Przykro mi, kochanie, ale nie masz szczęścia".

Bez szczęścia.

Westchnienie wszystkich westchnień.

Czy to powiedzenie się liczyło, jeśli nigdy nie miało się żadnego na początku?

"Cóż." Wypuściłam krótki oddech i uśmiechnęłam się mocno, zdecydowana pozostać pozytywną, nawet jeśli fizycznie bolało. "W każdym razie dzięki." Podciągnęłam plecak wyżej na ramiona. "Do zobaczenia jutro?" Kiedy przewróciła oczami, zaśmiałem się cicho, idąc do tyłu. Uniosłem ręce do góry i oddzwoniłem, "Żartując".

Nie, nie byłem.

Wrócę jutro.

Gdy wyszedłem na chodnik, wziąłem głęboki oddech i po cichu modliłem się o przerwę, której wiedziałem, że nie dostanę.

Nie. Szansa nigdy nie była po mojej stronie.

A szkoda. Przydałby mi się teraz łut szczęścia.

Minęło dziesięć dni, odkąd Nanna została przyjęta do Glendale Memorial i, na szczęście, byli skłonni ją tam zatrzymać, dopóki nie znajdę dla niej stałego miejsca zamieszkania. Było kilka domów opieki, które odwiedziłam, a które były zaledwie w porządku, ale miałam na myśli jeden.

St. Jude's.

Był uroczy. Przestronny, jasny, ciepły. Pachniało delikatnymi białymi kwiatami, a personel był słodki i naprawdę troskliwy. To było wszystko, czego chciałam dla Nanny. Dom z dala od domu.

Jednak nie byłabym w stanie tego zrealizować, gdybym nie miała przyzwoicie płatnej pracy. Stąd moje codzienne wizyty w agencji rekrutacyjnej. I wiedziałam, że będę tak długo męczyć Leah, aż będzie miała mnie dość i da mi coś do zrozumienia, co mówiło samo za siebie, bo nie należałam do osób nachalnych.

Trzymając się za ramiona, wróciłam na przystanek autobusowy. Po drodze głośno burczało mi w brzuchu i sięgnęłam do plecaka, żeby wyciągnąć batonik granolowy. Otworzyłem opakowanie, wziąłem gryza i zwolniłem kroku, sprawdzając otwarty rozkład jazdy autobusów w moich rękach.

Według rozkładu miałem kilka minut i to tylko w górę drogi.

Poza tym, kto kiedykolwiek słyszał, żeby autobusy w tym mieście jeździły wcześniej?

Gdy zbliżyłem się do przystanku, moje żucie zwolniło, a oczy rozszerzyły się, gdy obserwowałem odjeżdżający autobus.

Czy to...?

Nie, to nie mógł być on.

Sprawdziłam podświetlony wyświetlacz nad oknem. Mój batonik granolowy zwisał mi z palców, usta miałam rozdziawione, a ja wewnętrznie się roześmiałam.

Jasne, oczywiście.

Cóż, to było wspaniałe.

Bo dlaczego nie?

Po prostu świetnie.

Moje oczy zamknęły się w czystym rozczarowaniu, gdy patrzyłam, jak mój autobus sunie coraz dalej ode mnie.

Cóż, wyglądało na to, że jednak miałem trochę szczęścia.

Niestety dla mnie, było ono z gatunku tych "złych".

Z lekkim ociąganiem usiadłam na ławce, odgarnęłam swoje długie ciemne włosy i przejechałam po nich palcami, zanim związałam je w wysoki kucyk. Przesunęłam okulary na mostek nosa, zanim zmrużyłam oczy w kierunku słońca. Poranne słońce czuło się jak balsam na mojej duszy i zamykając oczy, wzięłam głęboki wdech, a następnie wypuściłam go powoli.

Co jeszcze może pójść nie tak?

Miałem ponad godzinę do następnego autobusu i moje krótkie nogi kołysały się z ławki w irytacji. Zmarszczyłem się do siebie. To znalezienie pracy było trudniejsze, niż myślałam. Nie zrozumcie mnie źle - nie oczekiwałem cudów, ale oczekiwałem czegoś. I jak dotąd, wszystko co dostałem to bupkis.

Więc kiedy skupiłem zmrużone oczy na budynku po drugiej stronie ulicy, moje brwi obniżyły się z niedowierzaniem.

MAX Talent i Rekrutacja.

Witaj tam.

Przez szaloną sekundę faktycznie pomyślałem o wejściu tam.

Ale... czy to była zła forma, żeby wrzucać CV do jednej agencji rekrutacyjnej, czekając, aż inna znajdzie ci pracę?

Może i tak, ale kończyły mi się pomysły.

To znaczy, naprawdę, co mogłoby zaszkodzić?

Pod koniec dnia, gdyby Leah do mnie zadzwoniła, wróciłbym tam w mgnieniu oka. Nie musiałaby się nawet dowiedzieć.

Byłem na nogach, zanim zdążyłem się odezwać. Rozglądając się w obie strony, przebiegłam przez drogę, mój dżinsowy plecak klepał mnie w dolną część pleców przy każdym kroku. Byłam lekko spocona i czułam różowy rumieniec na policzkach, więc zatrzymałam się na chwilę, oblizałam wargi, a potem przyłożyłam ręce do szyby i pchnęłam drzwi.

Gdy tylko wszedłem, ładna kobieta za biurkiem obejrzała mnie. "Jesteś tu na rozmowę kwalifikacyjną?"




Rozdział pierwszy (2)

Huh?

Moje uszy podniosły się. Jasne, oślepiające światło świeciło wokół kobiety, jakby była bóstwem, a w tle rozbrzmiewał anielski śpiew.

Czy się odważę?

To był cud. Jakaś wyższa siła dawała mi tutaj znak, możliwość. Czułam to w kościach.

To jest nieuczciwe.

Byłbym idiotą, gdybym to przepuścił.

Nawet nie wiesz, co to za praca.

Kogo to obchodzi? To była praca! A Nanna zawsze mówiła, że żebraków nie można wybrać.

Usta się rozdzieliły, przytaknęłam, a ona mruknęła znudzonym głosem: "Imię?".

Przełknęłam ciężko i wydukałam: "Emily Aldrich".

Kobieta przejrzała listę, po czym zmarszczyła brwi na mnie. "Masz jakieś CV? Jaka agencja cię przysłała?"

O nie. Miałam!

Kłamca.

Tak, byłam okropną osobą. Ale gdy o tym pomyślałem, zadałem sobie pytanie, co bycie dobrym człowiekiem dało mi do tej pory w życiu.

Odpowiedź przyszła szybko.

Nic.

Cały ładunek parującego, gorącego niczego, ot co.

Straszny człowiek czy nie, postanowiłem to zrobić. Serce zaczęło mi się walić, ale jakoś udało mi się wydukać: "Przysłała mnie Leah z The Edge. To tuż przy ulicy." Sięgnęłam do plecaka, wyciągając ładnie pogniecione CV. "Proszę bardzo."

Chociaż kobieta olśniła pomarszczone papiery, wzięła je, zanim strzeliła do mnie kolejne zaciekawione spojrzenie. "Głowa do góry. Jesteś numerem dwunastym."

O mój Boże, ona to kupiła - skwitowałem wewnętrznie. Naprawdę to kupiła.

Moje stopy niosły mnie po schodach tak szybko, jak tylko mogły.

Moje szczęście miało się zmienić. Upewniłbym się o tym.

Po prostu musiałem.

Drzwi się otworzyły i kiedy wyszła z nich ładna, młoda kobieta, uśmiechnąłem się do niej. Zawahała się, spojrzała na mnie w górę i w dół, a potem odwzajemniła uśmiech, ale nie dotarł on do jej oczu.

Nagle niepewny siebie, zanurzyłem podbródek, zerkając w dół na moje ręce zgrabnie spoczywające na kolanach. I to było moje wieczne doświadczenie z pięknymi ludźmi.

Zaczęła mnie boleć klatka piersiowa.

Nie pasujesz tu - wysyczał mój mózg, a ja poświęciłem chwilę na przegrupowanie.

Co mnie obchodziło, że nie pasuję?

Byłam tu na rozmowę kwalifikacyjną, a nie po to, żeby się zaprzyjaźnić. To nie był cel.

To znaczy, przyjaciele byliby mili, ale nie byli koniecznością, a ja zaszłam tak daleko bez nich, więc...

"Emily Aldrich."

Moja głowa zatrzasnęła się i chwytając plecak, przewiesiłam go przez ramię i stanęłam. Ruszyłam w stronę drzwi, a dojrzały mężczyzna jakby się zarumienił, gdy mnie zobaczył.

Wymusiłam szeroki uśmiech. "Witaj, jestem Emily."

"Uh..." Rzucił na mnie kolejne spojrzenie, a następnie wypowiedział: "Micah. Miło cię poznać."

Uścisnęliśmy sobie krótko dłonie i w sekundzie, w której wkroczyłam do pokoju, znieruchomiałam.

Na obrotowym krześle siedział mężczyzna, ale nie to sprawiło, że się skrzywiłem. Ten mężczyzna... był duży, umięśniony i miał tatuaże.

O, dobry Boże.

Przełknęłam mocno.

Był też bardzo atrakcyjny.

Ojej. Na pewno jest.

Próbowałam przełknąć po raz drugi, ale w ustach miałam suchość i język mi się zacinał.

Boże, nie. Dlaczego?

Był jednym z pięknych ludzi.

Kiedy mnie zauważył, stał i czekał z niecierpliwością. Mając Micaha za plecami, czyszczącego gardło, wystrzeliłam do przodu. "Och, przepraszam." Wyciągnęłam rękę do przystojniaka i wkleiłam mój najbardziej słoneczny uśmiech. "Cześć, jestem Emily." Mężczyzna zamknął moją małą dłoń w swojej dużej, a ja nie mogłam się powstrzymać od gapienia się. A ponieważ mój filtr mózg-usta nigdy tak naprawdę nie wydawał się działać prawidłowo, po prostu musiałam otworzyć usta i powiedzieć: "Wow. Duże ręce".

I w chwili, gdy zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam, moja twarz się skurczyła i jęknęłam cicho.

Sposób, by brzmieć jak idiotka, Emily. Wszystkie te lata studiów najwyraźniej się opłaciły.

Mężczyzna zachichotał, a ja zarumieniłam się na neonowy róż. Cofnęłam rękę i zanurzyłam brodę. "Przepraszam." Mój głos ledwo istniał, ponieważ nieświadomie wykręciłem ręce. "Jestem trochę zdenerwowany".

"Nie ma problemu." Głos ćwieka był tak niski i szorstki, że natychmiast wybuchłem w gęsiej skórce. Dzięki Bogu miałem na sobie kurtkę. "Proszę, usiądź".

Tak, siedzenie było dobre. Mogłem myśleć tylko o garści sposobów, aby upokorzyć się podczas siedzenia. Stojąc jednak? Możliwości były nieskończone.

Nasza trójka zajęła swoje miejsca i nie było żadnych opóźnień. Od razu przystąpili do działania.

Micah spojrzał na wytatuowanego mężczyznę i zapytał: "Od czego chcesz zacząć?".

He-man spojrzał w dół na swój nabazgrany notatnik i zaczął od, "Ok, cóż, przeczytałem pani CV, panno Aldrich, i-".

"Och, proszę. Mów mi Emily," wcięłam się, a mężczyzna uśmiechnął się grzecznie.

"Emily. I..."

Sprawa wygląda tak. Miałam ten drobny problem, kiedy stawałam się obcesowa. Mówiłam nad ludźmi. Dzisiejszy dzień był oczywiście-tragicznie-nie wyjątkiem. "Przepraszam," powiedziałem mu. "Nie dosłyszałem twojego imienia".

Mężczyzna uśmiechnął się szerzej. Minęła długa chwila i, dość powolnie, jego uśmiech opadł. Kiedy już całkowicie wyblakł, zmarszczył brwi na Micah, a ja zastanawiałem się, co takiego powiedziałem, że wywołałem taką reakcję.

Oh, wow. Boli mnie brzuch. I czy to było...?

Tak.

Pociłam się.

Miło.

Micah zwęził na mnie oczy, a ja wiedziałam, że strasznie to spaprałam. Jeszcze sekunda i mój własny ochoczy uśmiech zaczął opadać. Z dłońmi na kolanach zaczęłam skubać paznokieć u kciuka i odbijać się kolanem w niepokoju.

Emily, co ty zrobiłaś?

Ugh... Nie wiem!!!

Cisza była dla mnie zabójcza.

Wszystkie oczy były skierowane na mnie, a ja tego nie lubiłam. Wolałam pozostać niewidzialna. To było coś, co z łatwością robiłam przez całe życie. Jednak dzisiaj nie miałam takiego szczęścia.

Obaj mężczyźni przeszukiwali moją twarz przez chwilę, zanim wytatuowany ogier oczyścił gardło i zatrzymał na mnie swoje zaciekawione spojrzenie. "Przepraszam. Mam na imię Noah."

To było piękne imię i z jakiegokolwiek powodu, powiedziałem mu właśnie to. Mój uśmiech był mały, ale szczery. "To urocze imię."

"Dziękuję, Emily." Noah uśmiechnął się w zamian, a potem jego uśmiech wzrósł, a następną rzeczą, którą wiedziałem, że był chuckling do siebie. "To miło z twojej strony." Jego śmiech trwał chwilę, a ja chciałam tylko wpełznąć do dziury i umrzeć.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Walcz o tego, którego kochasz"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści