Nie ma już domu

Prolog

Charlie

Lewa czy prawa.

To było tak proste, tylko że wcale nie było proste.

Jeśli poszedłbym w lewo, droga doprowadziłaby mnie do domu po wschodniej stronie góry Liban - do mężczyzny, któremu obiecałem swoje życie, do tego, z którym wyobrażałem sobie stworzenie rodziny, do tego, który zrobił wszystko, co w jego mocy, by mnie zatrzymać.

Jeśli poszłabym w prawo, droga zaprowadziłaby mnie do domu, który nie byłby tak znajomy - do mężczyzny, którego znałam tylko jako chłopca, mężczyzny, który wrócił bez zapowiedzi, mężczyzny, którego pokochałam jako pierwszego, zanim jeszcze wiedziałam, czym jest miłość.

Nie miałam już więcej łez do wylania. Wszystkie zaschły na mojej twarzy, atramentowe linie tuszu do rzęs markujące każdy policzek jak blizny. Byłam na rozwidleniu, do którego wiedziałam, że w końcu dojdę przez cały czas, decyzja, której nigdy nie chciałam podjąć pomiędzy dwoma wyborami, o których nie wiedziałam, że mam je przed dwoma miesiącami.

Prawda była prosta.

Kochałam ich obu.

Moje serce było na zawsze odcięte, przeznaczone do istnienia w dwóch równych połówkach - po jednej z każdym mężczyzną. Ale jedna połowa biła mocniej, jedna połowa miała żyłę, która biegła najgłębiej, i jedna połowa trzymała mój wybór w milczeniu, na długo zanim kiedykolwiek przyznałam to na głos.

Druga połowa zawsze będzie częścią mnie, ale w bardziej miękki sposób - bardziej stonowane bicie, cichsza obecność, inny rodzaj podtrzymywania życia.

Inny rodzaj miłości.

Moja klatka piersiowa bolała od świadomości tego, co muszę zrobić, od słów, które muszę powiedzieć, od serca, które muszę złamać. Chociaż śnieg zniknął i wiosna zaczynała malować ziemię na zielono wokół mnie, wciąż czułam ostry uścisk zimy, który deptał mi po piętach, kiedy uciekałam od niego - od zimna, od bólu, do nowego początku, do nowej mnie.

W lewo czy w prawo.

Może nie był to prosty wybór, ale wiedziałem z każdym uderzeniem mego rozciętego serca, że to ten właściwy.

Wzięłam więc głęboki oddech, wypuściłam go powoli i zakręciłam kołem.




Rozdział pierwszy (1)

Dwa miesiące wcześniej

Charlie

Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem, gdy przyszedłem rano po wiosennym koncercie, był rozdzierający ból głowy.

W uszach mi dzwoniło, głośno i kurczowo, a ja skrzypiałem, otwierając jedno oko najpierw przed drugim. Kiedy próbowałem usiąść, młot kowalski powalił mnie z powrotem na ziemię. Jęknąłem, masując skronie, gdy z powrotem ułożyłem się w poduszkę.

Rzeczywistość tego, co wydarzyło się poprzedniej nocy, przefiltrowała się powoli przez fale mojego bólu głowy, przesączając się jak lodowaty lód do moich żył. Przycisnęłam się do skroni i wtedy zobaczyłam błysk Reese w szafie w szkole. Uszczypnęłam mostek nosa, a potem zobaczyłam błyszczące oczy Camerona, jak błaga mnie, żebym została.

To był koszmar, któremu zgodziłam się poddać jeszcze przez dwa miesiące.

Dawałam Cameronowi szansę na zatrzymanie mnie, ale to Reese trzymał teraz moje serce.

"Hej."

Otworzyłem oczy ponownie, znajdując Camerona stojącego w drzwiach naszej sypialni. Był już w pełni ubrany do pracy, jego szczęka czysto ogolona, krawat zapięty na szyi i ciemne włosy ułożone schludnie. Zrównoważony parujący kubek z herbatą na maleńkim spodeczku, a kiedy przekroczył, aby usiąść na krawędzi łóżka obok mnie, zobaczyłem dwie małe tabletki obok kubka.

"Ibuprofen", powiedział, podając mi je jako pierwsze. "Pomyślałem, że możesz ich potrzebować".

Moje oczy były ciężkie od płaczu, serce ciężkie od walki, i popchnąłem się do siedzenia tak powoli, jak tylko mogłem, zanim wrzuciłem powlekane tabletki do ust. Przełknęłam, potrząsając głową, gdy Cameron zaproponował mi herbatę, która pomogła je wypić. Ustawił kubek na naszym nocnym stoliku, dokładnie tam, gdzie kubek, który przyniósł mi poprzedniej nocy, stał zimny.

"Jak się czujesz?"

Ręka Camerona sięgnęła do przodu po moją, kubkując nad moimi palcami, a ja wpatrywałem się w ten punkt styku, gdy kolejny ostry ból rozdarł moją głowę.

"Zmęczony," odpowiedziałem. To było najlepsze słowo, jakie miałem, aby zawinąć wszystko, co czułem. Byłem wyczerpany - z nocy, z ostatnich kilku miesięcy, z ostatnich pięciu lat. Chciałam spać, dopóki mój koszmar się nie skończy. Chciałam płakać na samą myśl o tym, co jeszcze musiałam znieść, o tym, że nie mogłam po prostu obudzić się do nowego, jaśniejszego dnia, w którym życie znów było proste.

Cameron ścisnął moją rękę.

"Może powinnaś zostać dziś w domu".

Potrząsnąłem głową, zanim jeszcze skończył zdanie, odrzucając pokrywy z powrotem. "Nie. Chcę iść".

"Myślę, że wszyscy zrozumieliby po ostatniej nocy, gdybyś -"

"Chcę iść, Cameron."

Powiedziałem te słowa z ostatecznością, a jego brwi wygięły się razem. Wiedział, dlaczego chcę iść, a raczej, do kogo chcę iść. Ale nie pozwolił mi zobaczyć, jak pęka mu serce, gdy ta prawda osiadła w środku.

"Dobrze", powiedział z lekkim skinieniem głowy.

Stanął pierwszy, wyciągając rękę, by pomóc mi wstać. Zachwiałam się trochę, moja głowa pływała, ale Cameron trzymał się mnie i utrzymywał mnie stabilnie. Kiedy zawroty głowy minęły, otworzyłam oczy i wzięłam go do ręki. Mój mąż. Mężczyzna, któremu obiecałam wszystko na zawsze.

Obietnica, której nie byłam pewna, czy mogę już dotrzymać.

Cameron wyciągnął z kieszeni swój telefon, stukając w kilka przycisków na ekranie, zanim postawił go delikatnie obok mojej herbaty na nocnej szafce. Miękka, powolna melodia wypełniła pokój, piosenka, której nie znałam, a Cameron przyciągnął mnie w swoje ramiona dokładnie w momencie, gdy zaczęła się pierwsza zwrotka.

Kołysał mnie delikatnie, ale ja zesztywniałam w jego ramionach, moje oczy łapiąc się na zegarze. Musiałam się przygotować.

"Powinienem się ubrać," powiedziałem, ale Cameron nadal kołysał, jego ręka na małej części moich pleców delikatnie pocierając.

"Tylko jeden taniec".

"Spóźnisz się do pracy".

"Będą żyć."

Spojrzałam na niego wtedy, tak jak chór przetoczył się nad nami, i próbowałam sobie przypomnieć ostatni raz, kiedy postawił mnie przed pracą. Kiedy ostatni raz powiedział, że praca może poczekać, a ja byłam priorytetem numer jeden?

Nie mogłam sobie przypomnieć.

A teraz czułam, że robi to tylko dlatego, że wiedział, że mnie stracił.

Było już za późno, a on dopiero teraz się obudził.

"Cameron, co do ostatniej nocy..."

Potrząsnął mocno głową, przyciągając mnie bliżej, aż moja głowa spoczęła na jego piersi. Owinął mnie mocniej, jakby ten uścisk sprawił, że zostanę, jakby mógł być kotwicą, która utrzyma mnie w domu.

"Nie musimy o tym teraz rozmawiać", wyszeptał. "Wiem, że to było wiele ode mnie, aby poprosić, i wiele dla ciebie, aby dać. I wiem, że to nie oznacza, że cokolwiek się zmieni." Cameron przełknął wtedy, zatrzymując nasz taniec na tyle długo, by wycofać się i spojrzeć mi w oczy. "Ale nie zmarnuję tej szansy, Charlie. Nie pozwolę ci odejść bez zrobienia wszystkiego, co w mojej mocy, abyś chciał zostać."

Wyglądał wtedy młodziej, w tym porannym świetle. Jak mężczyzna, w którym się zakochałam.

"Proszę tylko, żebyś spróbowała, żebyś wpuściła mnie ponownie. Tylko... daj mi ten czas ze swoim sercem, zanim zdecydujesz się oddać mu wszystko".

Ból, który odbijał się w mojej głowie przez cały ranek zapikował w dół przez moją klatkę piersiową, a mój następny oddech był zgarbiony i szorstki. Nie wiedziałam co powiedzieć, nie wiedziałam jak się czuć z faktem, że on mnie pragnie.

Jeszcze nie tak dawno wpadłabym w jego ramiona ogarnięta radością z powodu jego oświadczyn. Szlochałabym, wzdychałabym z ulgą, że wreszcie do mnie wrócił.

Ale teraz czułam tylko ból - i złość.

Bo dopiero gdy mnie stracił, gdy znalazłam pocieszenie w ramionach Reese'a, Cameron znów mnie zauważył.

Cameron przyciągnął mnie do siebie, opierając swój podbródek na mojej głowie, gdy kołysaliśmy się, moja lewa ręka w jego prawej, moje ucho przy jego piersi. Zamknęłam oczy, słuchając bicia jego serca, a im dłużej grała piosenka, tym bardziej go czułam. Moje oddechy były nieco lżejsze, ból w klatce piersiowej ustąpił, a ja westchnęłam.

Wciąż go kochałam.

Wiedziałam o tym zeszłej nocy. Wiedziałam to przez cały weekend, nawet kiedy byłam z Reese'em, nawet kiedy wiedziałam, że odejdę od Camerona, wiedziałam też, że nadal go kocham. Nie byłam pewna, czy to się kiedykolwiek zmieni, bez względu na to, co się dalej stanie.

Był ojcem moich dzieci, skradaczem mojego serca, pocieszycielem mojej duszy. Był moją rodziną. Był moim domem.




Rozdział pierwszy (2)

Nie wiedziałam tylko, czy to wystarczy.

Gdy piosenka się skończyła, Cameron przytulił mnie mocno do siebie, a ja zamrugałam grożące upadkiem łzy.

"Muszę się przygotować," powiedziałam po chwili, moim niskim głosem.

To musiało go zabić, usłyszeć te słowa, kiedy byłam w jego ramionach, wiedzieć, że ubiorę się i pójdę do innego mężczyzny. Ale Cameron tylko przytaknął, całując moje czoło, zanim pozwolił mi odejść.

"Ok. Mogę zrobić ci coś na śniadanie?"

Potrząsnąłem głową. "Herbata jest w porządku."

Wzrok Camerona przetoczył się po naszej szafce nocnej.

"Obiecuję, że ją wypiję," dodałem, mając nadzieję, że złagodzę przynajmniej tę część jego zmartwienia. "I będę jadł w czasie lunchu. Muszę tylko pozwolić mojemu żołądkowi trochę się ustabilizować."

Wymusił uśmiech, ale szybko opadł, a on wyprostował swój krawat z wyrazem rezygnacji. "Dobrze, zobaczymy się wieczorem?"

Wymusiłam uśmiech z powrotem. "Mm-hmm."

"Dobrze." Przytaknął, ręce wsuwając w kieszenie swoich spodni. Rozejrzał się, jakby nie wiedział, co robić dalej, zanim pochylił się do pocałunku.

Moje usta spotkały jego krótko, tylko dziobnięcie, a potem spódnica za nim do naszej szafy.

Kilka minut później usłyszałam, jak zamykają się drzwi wejściowe.

Zerwałam z wieszaka pierwszą bluzkę, jaką zobaczyłam, rzucając ją na siebie chaotycznie, zanim połączyłam ją z prostą marynarską spódnicą. Moje włosy wróciły do koka w następnym oddechu, a ja nawet nie sprawdziłam lustra, żeby ocenić moje zmęczone oczy. Wiedziałam, że są podpuchnięte i podkreślone głęboką fioletową skórą, ale to nie miało znaczenia.

Musiałam dostać się do Reese.

Tak ciężka jak noc była dla mnie, wiedziałam, że dla niego musiała być torturą. Nie miał pojęcia, co się stało, kiedy wróciłam do domu, nie miał pojęcia, co myślałam, co czułam, ani co będzie dalej.

Byłby zły, gdyby się dowiedział, tyle wiedziałam. Byłby zraniony. Obiecałam Cameronowi szansę. Dałam mu słowo, że przynajmniej przez najbliższe dwa miesiące zostanę.

A gdzie to zostawiało Reese'a?

To było pytanie, które miałby do mnie, a ja miałam tylko dziesięć minut jazdy do szkoły, żeby poznać odpowiedź.

Reese

Blake siedziała przy moim kuchennym barze, jedna stopa była podparta pod nią na stołku, podczas gdy druga wisiała pod nią. Jej jasne blond włosy były spiętrzone w niechlujny kok na głowie, a kilka pasm zwisało w dół, obramowując jej twarz. Te same włosy były rozrzucone na mojej klatce piersiowej, kiedy obudziliśmy się tego ranka, i jedyne co mogłem pomyśleć, kiedy moje oczy się otworzyły i zobaczyłem je tam, to że były w złym kolorze.

Ona shoved kolejny kęs płatków w jej ustach, jej oczy na fort w salonie.

"Nie masz nic przeciwko temu, żebym to dzisiaj posprzątała?" zapytała, kiwając głową w stronę miejsca, gdzie prześcieradła zwisały z fortu, który Charlie i ja zbudowaliśmy. "Wypiorę te wszystkie prześcieradła i sprawię, że to miejsce będzie wyglądało nieco przyzwoicie. Domyśliłam się, że nie powiesiłeś ani jednej rzeczy na ścianie," dodała z uśmiechem. "Spędzę dzień, robiąc plan i mogę jutro zacząć zakupy, zacząć sprawiać, że to miejsce poczuje się bardziej jak dom".

"To dobrze," odpowiedziałem, choć moje pięści skręcały się na myśl o jej dotykaniu fortu. Mimo to wiedziałem, że potrzebowała czegoś do zrobienia, czegoś do naprawienia. To było to, kim była. A ja byłem jednym z jej ulubionych projektów.

"Świetnie. Myślałam o śliwce, bieli i szarości do sypialni. Tylko odrobina śliwki, chociaż. Nic zbyt ciemnego. A do salonu, dostanę kilka poduszek do rzucania, aby rozjaśnić tę ciemną kanapę. Co sądzisz o mięcie?"

Mówiła dalej, ale nie mogłam zarejestrować ani jednego słowa. Po prostu przytaknęłam, dając jej pozwolenie, o które tak naprawdę nawet nie prosiła. Potrzebowałem papierosa jak krwi w żyłach, ale obiecałem Charliemu, że postaram się rzucić palenie. To było wtedy, gdy była jeszcze w moim domu, w naszym forcie, w moich ramionach.

Teraz jej nie było, a na jej miejscu był Blake.

Wciąż nie mogłem uwierzyć, że była tutaj, w Pensylwanii, w domu, w którym miałem Charliego zaledwie kilka godzin przed tym, jak Blake pojawił się na moim ganku.

Ona była Nowym Jorkiem. Była jasnymi światłami miasta i samotnymi przerwanymi nocami. Była rozdziałem, który już przeczytałam, jednym z tych, które zamknęłam, gdy wyjechałam z miasta. Nie czułem się dobrze, że była tutaj, w miejscu, w którym nigdy nie istniała dla mnie.

Ale nie mogłem być zły, że się pojawiła. Nie bardzo.

Bo technicznie rzecz biorąc, nigdy nie zakończyliśmy naszego związku, kiedy odeszłam.

Poznałam Blake'a kilka lat przed śmiercią mojej rodziny. Byłem pijany w sztok w barze na Lower East Side, powodując problemy z jednym z moich kumpli z Juilliard.

To była dla mnie normalna noc - grać całą noc na pianinie w restauracji dla bogatych ludzi, którzy i tak mnie nie słyszeli, spotkać się z Benem u niego w domu, wychylić trochę whisky i potknąć się w pierwszym znalezionym barze. Rozbijanie barów karaoke było naszym ulubionym zajęciem, bo mogliśmy się nabijać z innych pijanych dupków i czuć się trochę lepiej z faktem, że mieliśmy trzydzieści lat, a wciąż imprezowaliśmy, jakbyśmy mieli dwadzieścia jeden.

Żadne z nas nie było w związku, żadne z nas nie miało dzieci i żadne z nas nie miało planów. Byliśmy idealną parą.

Ale w ten szczególny piątkowy wieczór Blake natknęła się na ten sam bar z grupą swoich koleżanek. Wyszła na scenę solo i zaśpiewała najpiękniejszą wersję "Dreams" Fleetwood Mac, jaką w życiu słyszałem, a ja z żołądkiem pełnym whiskey oświadczyłem, że pewnego dnia się z nią ożenię.

Na pierwszą randkę poszliśmy tydzień później.

Blake nigdy tak naprawdę nie była moją dziewczyną. Była raczej przyjaciółką, która lubiła się rozbierać tak samo jak ja. Spotykaliśmy się co jakiś czas, czasem mijały miesiące między kolejnymi spotkaniami, a za każdym razem, gdy się spotykaliśmy, zatracaliśmy się w sobie. Długie noce spędzaliśmy w moim mieszkaniu, paląc papierosy i robiąc sobie selfie pomiędzy opowieściami. Następnego ranka zawsze jej nie było, zanim się obudziłem, a ja nigdy nie wiedziałem, kiedy znów ją zobaczę. Wiedziałem tylko, że tak będzie.

Ale kiedy moja rodzina umarła, wszystko się zmieniło.

Blake była tam dla mnie. Była jedyną osobą. Pomogła mi ze wszystkim - pogrzebem, testamentem, reporterami, rachunkami, pracą. Było tyle do zrobienia, do ogarnięcia, a ja ledwo wstawałam rano z łóżka. Właściwie to przez większość dni nie mogłem. Ale Blake tam była, zajmowała się tym wszystkim. Próbowała nawet uratować mnie przed samym sobą, kiedy przejadałem swój spadek, błagając o małą jego część do zainwestowania.



Rozdział pierwszy (3)

To było wszystko, co teraz z niej zostało.

Nie była tam tylko po to, by załatwiać formalności. Była tam podczas długich, męczących nocy, podczas których zalewałem się łzami i piłem do nieprzytomności, próbując opłakać swoją stratę. To właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że te noce, kiedy spaliśmy razem, kiedy dzieliła moje łóżko, dzieliliśmy również głębszą część nas samych.

Ona mnie kochała. Kochała mnie na tyle, by być przy mnie w jednym z najczarniejszych okresów mojego życia. I w tym czasie zrozumiałem, że ja też ją kocham.

Blake wprowadziła się do mnie kilka tygodni po śmierci mojej rodziny, żeby mieć pewność, że nie zrobię sobie krzywdy. Opiekowała się mną jak matka, jak siostra, jak przyjaciółka i jak żona.

Więc, zrobiłem z niej swoją dziewczynę.

Ale kiedy przyszło do przeprowadzki, nie pomyślałem o niej ani razu. To było gówniane i nienawidziłem przyznawać się do tego na głos. Ale tacy właśnie byliśmy. Nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha, a ja nigdy nie powiedziałem jej. Była tam, kiedy jej potrzebowałem, a ja byłem tam, kiedy ona mnie potrzebowała. Ale była zajęta swoim własnym życiem, tak jak ja swoim, i chociaż mieszkaliśmy razem, to raczej jako współlokatorzy niż cokolwiek innego.

Jasne, mieliśmy tytuł, ale nie czułem, że coś się między nami zmieniło. Byliśmy wciąż tym samym chłopakiem i dziewczyną, którzy spali razem i nie rozmawiali przez miesiące, tyle że teraz jeszcze dzieliliśmy łóżko.

Więc kiedy odszedłem, nawet nie brałem pod uwagę tego, że ona może chcieć więcej.

Po prostu myślałem, że na tym się skończyło. Odbyliśmy kilka rozmów o utrzymywaniu kontaktu, o widywaniu się, gdy wracałem do miasta, ale nigdy nie powiedzieliśmy, że zostaniemy razem. Nigdy nie powiedzieliśmy, że zrobimy coś na odległość, albo że ona się przeprowadzi, albo ja wrócę.

Ale nigdy też nie powiedzieliśmy, że to koniec.

I tak naprawdę nie mogłem być zły, że mnie zaskoczyła, prawdopodobnie myśląc, że to sprawi, że będę szczęśliwy, że ją zobaczę. I w pewnym sensie tak było. Blake była chyba moją jedyną prawdziwą przyjaciółką, którą już miałam.

Ale nie miałam pojęcia, jak wytłumaczyć ją Charliemu, albo odwrotnie.

A ja nie miałem pojęcia, co oznacza jej obecność tutaj.

"Muszę się zbierać", powiedziałem po tym, jak wybiegła z listy wszystkich rzeczy, które chciała osiągnąć tego dnia. Wyrzuciłem to, co zostało z mojej kawy do zlewu i ściągnąłem płaszcz z lady. "Zostawię zapasowe klucze do domu wiszące na haku przy drzwiach i po prostu napisz do mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebować".

"Ok," powiedziała z jasnym uśmiechem. "Ja też zrobię dziś kolację. Jak myślisz, o której godzinie będziesz w domu?"

"Nie jestem pewna." Mój umysł wystrzelił do Charliego. "Ale dam ci znać."

Blake uśmiechnęła się, zeskakując ze stołka barowego i przeskakując wokół wyspy kuchennej, aż znalazła się w moich ramionach. Nie miałem innego wyboru, jak tylko ją złapać, przyciągnąć do siebie, a kiedy pochyliła się, by przycisnąć pocałunek do moich ust, pocałowałem ją z powrotem.

I czułem się jak absolutna szumowina.

Kiedy dotarłem do szkoły, było już tylko dziesięć minut przed pierwszym dzwonkiem. To było najpóźniej, odkąd zacząłem, i bez dwóch zdań wiedziałem, że jest już za późno, żeby porozmawiać z Charlie przed rozpoczęciem dnia.

Mimo to pognałem do jej klasy, a kiedy zobaczyłem ją stojącą przy tablicy z pomocą nauczyciela, nie wiedziałem, czy westchnąć z ulgą, czy skruszyć się z bólu. Jej oczy przeleciały na moje, gdy biegła nad planem dnia z Robinem, a one nie zdradziły niczego, zanim znów zniknęły. Obserwowałem ją uważnie, czekając, patrząc na zegar za nią, wiedząc, że nie ma czasu, aby usłyszeć wszystko, na co miałem nadzieję.

Kiedy Robin skinęła głową i zaczęła rozdawać zeszyty ćwiczeń do każdego stolika, Charlie podeszła powoli i spokojnie do miejsca, w którym stałem w jej drzwiach.

"Panie Walker," powiedziała, wystarczająco głośno, aby Robin mogła usłyszeć. "Dzień dobry. Jak się pan miewa?"

"Bardzo dobrze," odpowiedziałem automatycznie. "Chciałem przyjść sprawdzić co u pana po ostatniej nocy. Czujesz się dobrze?"

"Tak, czuję się dobrze. Dziękuję, że pytasz. To był wspaniały wiosenny koncert, tak przy okazji. Jestem pewna, że pan Henderson jest bardzo dumny z całej twojej ciężkiej pracy."

Wymusiłam uśmiech, ale mój żołądek skręcił się, gdy szukałam na jej twarzy znaku czegoś - czegokolwiek - co pozwoliłoby mi wiedzieć, jak naprawdę się czuje.

Nic nie znalazłem.

"Zastanawiałam się, czy masz plany na lunch. Chciałam przejść z tobą przez koncert, porozmawiać o sposobach poprawy na przyszły semestr".

"Och," powiedziała Charlie i zerknęła krótko przez ramię na Robin, która i tak wydawała się niepomna na naszą rozmowę. "Jasne, widzimy się w takim razie w kawiarni?".

"Doskonale."

Stałem zakorzeniony w tym miejscu, moje ręce w kieszeniach zwinięte w zaciśnięte pięści, aby powstrzymać się od sięgnięcia po nią. Tak bardzo chciałem ją pocałować, że czułem ból z tym związany jak cierń w sercu. Jej włosy były spięte w kok na karku, jej oczy zmęczone i ciemne, jej wyraz twarzy zmęczony. Chciałem przyciągnąć ją do siebie, zagrać jej jakąkolwiek piosenkę, którą chciałaby usłyszeć, a potem kochać się z nią w naszym forcie.

W naszym forcie, który Blake właśnie rozbierał.

Mój żołądek znów się zwinął. Wiedziałam, że muszę powiedzieć Charlie o Blake'u, i czułam, że Charlie też ma mi coś do powiedzenia. Nie miałam pojęcia, co się stało po tym, jak wczoraj wieczorem zemdlała na koncercie. Czy się pokłócili? Czy powiedziała mu, że odchodzi? Czy doprowadził ją do płaczu?

Przeszukałem jej oczy swoimi, błagając, by dała mi jakiś znak.

I wtedy, powoli, celowo - uśmiechnęła się.

To był tylko mały uśmiech, ale prawdziwy, taki, który powiedział mi, że porozmawiamy później. Nie wiedziałem, co ta rozmowa przyniesie, ale ten uśmiech dał mi nadzieję - dał mi coś, czego mogłem się trzymać.

Westchnąłem z ulgą, jaką mi to przyniosło, oferując jej swój własny uśmiech.

Wciąż była moja. Wciąż była ze mną. Była nadzieja.

"Miłego poranka, panie Walker," powiedziała, a jej oczy zmiękły, jej własna ręka drgnęła do przodu dla mnie, zanim zacisnęła ją na przeciwległym nadgarstku, zamiast tego.

"Ty też, pani.... Pierce." Przełknęłam, usta spłaszczyły się. "Do zobaczenia na lunchu."

Kiedy byłam już od niej wolna, wzięłam pełny oddech, wypuszczając go jak sfrustrowany byk.




Rozdział pierwszy (4)

Cztery godziny. Musiałem czekać cztery godziny, żeby z nią porozmawiać.

Cały ranek patrzyłem na zegar.

Charlie spóźniła się na lunch.

Już piętrzyłem talerz z gorącą kanapką, która szybko stygła, gdy siedziałem przy stoliku w odległym tylnym rogu kawiarni dla nauczycieli, czekając, aż Charlie się pojawi. Sprawdziłem telefon w poszukiwaniu SMS-a od niej, ale nic nie było.

Było za to kilka sms-ów od Blake'a o domu, i o kolacji, i o opcjach kina po kolacji. Ale nie mogłam o niej myśleć - jeszcze nie teraz, nie przed rozmową z Charlie.

W końcu pospieszyła się dwadzieścia minut po tym, jak ja już tam byłem, a ja wyrzuciłem rękę w górę, żeby jej pomachać. Wydmuchnęła westchnienie, wrzucając telefon do kieszeni, jakby właśnie zakończyła rozmowę.

"Przepraszam", powiedziała na wdechu, gdy wsunęła swoją torbę na jedno z pustych krzeseł przy stole, który twierdziłem.

Czekałem na nią, aby powiedzieć mi, kto był na telefon, ale nie zaoferowała nic poza przeprosinami.

"W porządku," powiedziałem, ale moje oczy dryfowały do jej kieszeni, zastanawiając się, czy to Cameron dzwonił. "Weź talerz i możemy porozmawiać?" Zasugerowałem.

Spojrzała na pasek jedzenia, jakby jedzenie było ostatnią rzeczą, którą chciała zrobić, ale przytaknęła. "Tak, powinienem prawdopodobnie spróbować jeść. Pozwól mi tylko złapać miskę zupy."

Nie mogłem oderwać od niej oczu, gdy poruszała się przez linię nauczycieli, i trzymałem je tam, gdy zajęła miejsce naprzeciwko mnie, para z jej zupy dryfowała aż do nosa.

"Cześć," powiedziała, gdy już usiadła.

"Cześć."

Uśmiechnęła się.

Uśmiechnąłem się.

Następnie, jej brwi zgięte razem, jej ręka przesuwa się w górę, aby odpocząć płasko na stole.

"Tęskniłam za tobą ostatniej nocy," wyszeptała.

Roześmiałem się, wydmuchując oddech. "Powiedzieć, że ja też za tobą tęskniłem, byłoby niedopowiedzeniem stulecia". Przesunąłem się. "Co się stało, Charlie?"

Jej twarz pękła nieco bardziej i zerknęła wokół nas. W kawiarni było tylko kilku innych nauczycieli, większość już zjadła i wróciła do swoich klas.

"Nie wiem," powiedziała z westchnieniem, przebiegając ręką w górę, aby wygładzić włosy. "Rozmawialiśmy. Zaopiekował się mną po tym, jak zemdlałam."

"Ja też bym tak miała".

"Wiem", powiedziała. "Nie o to mi chodziło. Chodziło mi tylko o to, że zabrał mnie do domu, zrobił mi herbatę. I rozmawialiśmy." Przełknęła. "Powiedziałam mu, że chcę rozwodu".

Moje serce zatrzymało się, kopiąc do życia ponownie z nowo odkrytą nadzieją. To było niewiarygodne, że powiedziała mu o nas, że powiedziała mu, że skończyła z tym. Tak bardzo, że wątpiłem, czy w ogóle wyobrażałem sobie usłyszenie jej słów.

Ale była tam, siedząc naprzeciwko mnie, mówiąc mi, że zostawi swojego męża i będzie ze mną.

To było prawdziwe. Ona mnie chciała.

Charlie Reid był w końcu mój.

Moja ręka zsunęła się na stół, by odzwierciedlić jej dłoń, i przesunąłem ją do przodu. Między opuszkami naszych palców wciąż było co najmniej dwanaście cali, ale czułem między nimi ładunek, jakbyśmy trzymali się za ręce. Tak bardzo pragnąłem przyciągnąć ją do siebie, pocałować, powiedzieć jej, że podejmuje właściwą decyzję.

Że będę ją lepiej kochał.

"Co powiedział?" zapytałem, gdy moje serce już się uspokoiło.

Charlie spojrzała w dół na swoją zupę.

"Poprosił mnie o dwa miesiące".

I tak po prostu, cała nadzieja wysączyła się.

Te słowa zawisły między nami jak dym, a moje spojrzenie również spadło na zupę Charlie. Nie mogłam na nią patrzeć, gdy zadałam kolejne pytanie.

"Co to znaczy?"

Gdzie to mnie zostawia?

Oczy Charliego pozostały na zupie.

"Powiedział, że wróciłaś do mojego życia na dwa miesiące," powiedziała. "Powiedział, że chce tyle samo czasu, żeby pokazać mi, że powinnam zostać".

"Gówno prawda."

Charlie zaczerwienił się. "Reese..."

"Nie, to bzdura. On miał lata, Charlie. Lata." Potrząsnąłem głową.

Logiczna strona mnie powtarzała w myślach ze oczywiście poprosił o więcej czasu, kocha ją i nie chce jej stracić, głupia dupa. Ale ta strona mnie, która posmakowała Charlie, ta strona, która poczuła, jak to jest być jej właścicielem - ta strona mówiła bzdury.

Nie zasługiwał na nią. Naiwnie wierzył, że może ją traktować tak jak przez pięć lat, a ona po prostu zostanie. Myślał, że nigdy nie odejdzie. A kiedy w końcu powiedziała mu, że odchodzi, błagał o więcej czasu.

Bzdury.

"Dlaczego miałby dostać kolejne dwa miesiące?" zapytałem.

Byłam wściekła, nozdrza zapłonęły, gdy Charlie cofnęła rękę z miejsca, gdzie spoczywała przed moją i zamiast niej podniosła swoją łyżkę do zupy. Czułem utratę tej energii między nami i wyciągnąłem rękę do przodu, błagając ją o utrzymanie połączenia.

"Nie wiem, bo on chce mieć szansę, chyba", powiedziała wzruszając ramionami. "Chce mieć więcej czasu".

"A czego ty chcesz?"

Zamknęła oczy na wdechu.

"Nie wiem, Reese. Po prostu... jestem zdezorientowana. Ja też go kocham." Jej oczy otworzyły się ponownie, ból w nich odzwierciedlał mój. "Przepraszam, ale tak jest. To wszystko... to tak wiele."

Upuściła łyżkę do zupy zanim nawet spróbowała wziąć kęs, siadając z powrotem na swoim krześle.

Moja ręka znów przesunęła się do przodu, a ona obserwowała ten ruch, jej oczy utkwiły na opuszkach moich palców, zanim znów mnie znalazły. Potrzebowałem jej dotknąć. Potrzebowałem ją przytulić, przypomnieć jej, jakie to było uczucie, kiedy była w moich ramionach w ten weekend.

Patrzenie, jak siedzi tam tak blisko mnie, a jednocześnie tak daleko, było niemal tak samo torturujące jak noc, kiedy zostawiła mnie w forcie, który zbudowaliśmy. A z następnymi słowami, które wypowiedziała, ten sam tęskny ból, który czułem tamtej nocy, rozdarł mnie jak nóż.

"Powiedziałam mu tak."

Jej głos był tylko szeptem, ale równie dobrze mógłby to być pociąg.

"Dałam mu dwa miesiące".

Zamknąłem oczy, wypychając oddech przez nos, gdy próbowałem trzymać się tego, co jeszcze pozostało w nadziei.

Chciałam krzyczeć, odwrócić stoły i zażądać, żeby zostawiła go dziś wieczorem. Racjonalna strona mnie nie istniała, gdy chodziło o Charliego. Był we mnie tylko szalony mężczyzna, ten, który pragnął jej od tak dawna - zbyt długo - a teraz, gdy ją miał, nie było możliwości, by go nasycić.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Nie ma już domu"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



👉Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści👈