Aktywa X

Rozdział pierwszy (1)

Rozdział pierwszy

Bar był jak każdy inny w mieście. Na Tanis, w bazie L3Z, gdzie mieszkały setki wojskowych rekrutów i równie wielu studentów, miasto było nimi wypełnione. Lana mieszkała w bazie już od solidnych czterech lat i nigdy zbytnio nie interesowały ją wizyty w generycznych, oświetlonych na niebiesko barach z małymi stolikami i gołymi białymi ścianami. Nawet wtedy, gdy koledzy proponowali, że postawią jej drinka, jeśli do nich dołączy. Wolała spędzać czas na badaniach w swoim laboratorium. Albo pracując w swoim gabinecie. Zawsze było coś, co wymagało przejrzenia... przerobienia... przeanalizowania.

Ale dzisiejszy wieczór był inny. Dziś wieczorem przeszukiwała bar z nadzieją, wyginając szyję, by zajrzeć do pary służących, a jej oczy wytężały wzrok w słabo oświetlonym pomieszczeniu.

W końcu Lana dostrzegła postać wysokiego, ciemnego mężczyzny siedzącego w rogu. Spojrzeli na siebie, a jego jasny uśmiech przebił się przez ciemny kąt pokoju. Pomachał do niej, a Lana uśmiechnęła się i odwzajemniła gest. Z łatwością prześlizgnęła się przez tłum, jej spojrzenie nigdy nie opuszczało jego.

"Jacob." Lana wypuściła oddech. "Boże, to było... od zawsze".

Uśmiech Jacoba poszerzył się. "Lana." Podniósł się i przytulił ją, klepiąc ją miękko po plecach. "Albo powinienem powiedzieć, dr Lana Hart." Odciągnął się, by spojrzeć na nią uważnie. "Z pewnością zasłużyłaś na ten tytuł".

Lana wzruszyła obojętnie ramionami. "To wiąże się ze swoimi atutami." Spojrzała w dół na mundur Jacoba i wychwyciła odznaki na jego piersi. "A ty, generale bazy, prawie trudno w to uwierzyć".

Jacob zaśmiał się. "Yea, czyj to był jasny pomysł, prawda? Mnie też trudno jest owinąć głowę."

Usiedli i Jacob potrząsnął głową. "Cztery lata. Kto by przypuszczał? Nadal wydaje się, że to całe życie temu byliśmy razem na Prominusie. Z tobą pracującym nad swoją pracą dyplomową..."

Lana uśmiechnęła się, wspominając. Rozejrzała się po barze i dostrzegła kilka Gyd stojących w pobliżu, ich niebieskie łuski mieniły się na tle neonów, jakby mogły świecić w ciemności. Jacob podążył za jej spojrzeniem w ich stronę.

"Wykonałaś świetną pracę, Lana. Zawsze wiedziałem, że tak będzie."

Gyda odwróciła głowy w kierunku Lany i złapała jej spojrzenie. Skłoniły lekko głowy. Lana odwzajemniła gest, po czym spojrzała z powrotem na Jakuba.

"Jak długo to trwało? Wiesz... żeby się do nich przebić?" powiedział Jacob, gestykulując w stronę rybopodobnych mężczyzn.

"Dwa lata i osiem miesięcy," odpowiedziała Lana. "Gyda na szczęście nie są zbyt wrogą rasą."

"I to jest cholernie dobra rzecz. Naprawdę zaskakujące, że nie wypowiedzieli nam wojny, gdy tylko twoje laboratorium rozpoczęło testy."

Oczy Lany opadły. "Upewniłam się, że doskonale zakomunikowałam, że badania były całkowicie z wyboru. O wiele więcej zajęło nam przekonanie szefa badań, niż przekonanie Gydów, że chcemy ich badać tylko po to, żeby poznać ich sposób działania; dowiedzieć się, jak ewoluowali poprzez komunikację, a nie rozcinać ich jak okazy laboratoryjne."

Jacob przytaknął, rozumiejąc. "Cóż, cieszę się, że przekonywanie zadziałało. Mieli szczęście, że w ich zespole znalazł się najlepszy behawioralny i biologiczny terapeuta po tej stronie układu słonecznego. Jeśli chodzi o to, założę się, że zastanawiasz się, dlaczego cię tu wezwałem."

Lana zamierzała odpowiedzieć, dopóki Jacob jej nie zatrzymał.

"Ale najpierw pozwól, że przyniosę ci drinka". Jacob mrugnął. Lana nie powstrzymała go, gdyż wstał i podszedł do baru, a po kilku minutach wrócił z dwoma białymi spritzami. Lana wzięła swój bez skargi. Pociągnęła łyk i patrzyła jak Jacob wypija połowę swojego, zanim odstawił szklankę.

"Lana wypiła połowę swojego kieliszka, po czym odstawiła go na bok.

Lana uniosła brwi. "Ofertę?"

Jacob przytaknął.

"Na?"

"O pracę."

Oczy Lany rozszerzyły się i wyprostowała się w swoim fotelu.

"I wiem, co sobie myślisz. Co mogłabym zaoferować lepszego niż to, co się tutaj dzieje? Wiem, że twoje badania i czas spędzony z Gydą są ważne, zaufaj mi, to historia w tworzeniu - łączenie naszego rodzaju razem. Ale..." Jacob rozejrzał się dookoła, po czym pochylił się bliżej. "Ty i ja wiemy, że oni nie są jedyną... no wiesz... jedyną rasą obcych, którą napotkaliśmy. Jasne, że rząd stara się trzymać wszystko w tajemnicy. Ale z Gydą wtapiającą się w nasze społeczeństwo tak dobrze, dzięki tobie i twojemu zespołowi, są inni, których rząd chce lepiej zrozumieć i musi się o nich dowiedzieć, abyśmy mogli wiedzieć, że to, co stało się z Gydą, może się stać z innymi."

Lana studiowała Jacoba z powagą. "Albo żeby dowiedzieć się, czy stanowią zagrożenie dla społeczeństwa, czy mam rację?".

Jacob wzruszył ramionami. "Mniej więcej."

Lana zaniemówiła. W bazie słyszała wiele plotek o innych spotkaniach, które były udziałem wojskowych zespołów badawczych - tych, którzy udawali się do innych światów i intensywnie je badali. Rząd nie dzielił się tym z ludnością, ale Lana miała silne przeczucie, że Gyda nie byli pierwszą ani ostatnią obcą rasą, z którą się zetknęli. A teraz Jacob nie tylko powiedział jej, że jej teoria jest poprawna, ale że chce, aby...

"Chcesz, żebym spróbowała porozumieć się z tymi nowymi istotami, tak jak zrobiłam to z Gydami, prawda?"

Jacob przytaknął. "Ale to nie będzie tak jak z Gydą, Lana. Te, które dostaliśmy są...cóż, powiedzmy, że mamy już podstawowe zrozumienie, że nie są one tak 'pokojowe' i 'chętne' jak Gyda."

"Są wrogo nastawione?"

"Niektórych nie jesteśmy pewni. Inne... były groźne," powiedział Jacob i wypił resztę swojej szklanki.

Lana przeczesała ręką włosy. "To jest... musiałabym pomyśleć..."

Jacob przysunął swoje krzesło bliżej jej, po czym położył rękę na jej ramieniu. "Jeśli potrzebujesz czasu, żeby to przemyśleć, nie ma problemu".

"To tylko..." Lana utrwaliła swoje oczy z jego. "Wiem wiele o Gydach. Miałam szczęście być jedną z głównych terapeutek, kiedy po raz pierwszy je odkryliśmy. Studiowałam je przez lata. To dało mi przewagę na temat najlepszych sposobów interakcji z nimi. Z nowym... gatunkiem, i więcej niż jednym według moich przypuszczeń, może mi to zająć dużo więcej czasu, i nie mogę zagwarantować żadnego rodzaju współpracy."




Rozdział pierwszy (2)

"Hej, yea, zaufaj mi, rozumiemy ryzyko", powiedział Jacob. "Ale również zaufaj mi, kiedy mówię, że jesteś naszym najlepszym wyborem. Przejrzałem twoje prace, Lana, dodatkowo znam cię. Nie mogę wymyślić nikogo bardziej wykwalifikowanego do tej pracy."

Lana odwróciła od niego wzrok, by spojrzeć z powrotem na bar. Dwie Gydy rozmawiały teraz z kilkoma ludzkimi mężczyznami i kobietami, mówiąc łamanym, ale wciąż imponującym, angielskim. Ich maniery i gesty były wyraźnie ludzkie, nie ich własne.

"Mówiłeś, że masz ich, te nowe istoty," powiedziała Lana. " Rozumiem, że nie będę udawać się na ich rodzinną planetę lub wchodzić z nimi w interakcje w oddzielnej społeczności?".

"Nie. Są zakwaterowani w bazie na LV012 ."

Lana odwróciła się z powrotem do Jacoba, oszołomiona.

"Lazris?" odetchnęła.

Jacob przytaknął. "Jedyny i niepowtarzalny."

Lana usiadła z powrotem, wpatrując się w niego stanowczo. "Jak bardzo niebezpieczne są te osobniki, Jacob?".

Jacob podniósł swoją szklankę, wirując wokół niej pozostałym lodem. "Na tyle niebezpieczne, że Lazris jest dla nich jedynym miejscem."

Lana obserwowała go przez dłuższą chwilę, myśląc. Lazris było jedną z najlepszych wojskowych placówek ochronnych i badawczych. Zbudowany pod ziemią na terraformowanym świecie, został stworzony jako jedna z ich najbardziej poufnych baz. Żadne inne miejsce nie było bardziej bezpieczne i silnie strzeżone niż LV012.

Jeśli rząd miał inne obce rasy zakwaterowane na Lazris to mogły one stanowić jedynie wysokie zagrożenie dla ludzkości.

Przynajmniej na razie.

Jeśli Lana zgodziłaby się pojechać, mogłaby zobaczyć tych obcych na własne oczy, odkryć sposób komunikacji na tyle skuteczny i efektywny, by umożliwić im współdziałanie w ludzkim społeczeństwie. Tak jak w przypadku Gydy. Gdyby udało jej się to zrobić, miałaby wreszcie środki na rozpoczęcie swojego prywatnego programu badawczego i eksploracyjnego, może nadal wspieranego przez rząd, ale jednak swojego; i nie stacjonującego w jakiejś bazie, ale raczej podróżującego do różnych społeczności w całej galaktyce.

Gyda była przecież tylko początkiem. Udało się ich wprowadzić do ich społeczeństwa - prawda - ale było jeszcze wiele do zrobienia. Wraz z odkrywaniem kolejnych ras, ludzkie społeczeństwo mogło szybko znaleźć się na drodze do stworzenia ogromnej globalnej federacji, nie przypominającej tej, o której marzą najstarsze książki i filmy science-fiction.

Lana zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. "Jak długo?"

"Kontrakt zaczyna się od dwóch lat. Może zostać przedłużony w zależności od tego, czy trzeba będzie przeprowadzić więcej testów..."

Lana otworzyła oczy i zobaczyła Jacoba, który patrzył na nią w sposób, który widziała już wiele razy, gdy razem studiowali.

"Czego mi nie mówisz, Jacob?"

Jacob westchnął, odstawiając swoją szklankę. "Będę z tobą na poziomie, Lana. Prawie nie chciałem cię do tego polecić".

"Oh?"

"Nie dlatego, że uważam, że nie mógłbyś wykonać tej pracy. Po prostu..." Jacob zerknął na Gydę potem z powrotem na nią. "Zespół obecnie przydzielony na LV012 pracuje z tymi obcymi już od kilku miesięcy. Nawet nasi najbardziej zaawansowani i wykwalifikowani terapeuci mieli problemy z ich zrozumieniem. Niektóre z tych istot są bardzo inteligentne, sądzimy, że może bardziej inteligentne niż na to pozwalają. Dlatego wiedziałem, że potrzebujemy pana. Miałem polecenie, aby poprosić cię wcześniej - o wiele wcześniej - ale powstrzymywałem się od tego."

Lana wygięła brwi. "Dlaczego?"

"Wiem, że nie przejmiesz się, kiedy powiem, że to niebezpieczna praca. Ale to nie ma znaczenia. Cole, szef wydziału, chce, żebyś pomogła w badaniu tych obcych... ale jest jeden konkretny, z którym chce, żebyś pracowała konkretnie... osobiście."

Lana zmarszczyła brwi. "Tylko jeden?"

"Tak." Twarz Jacoba pociemniała. "Nie mamy jeszcze nawet nazwy dla jego rodzaju, ale był... wymagający."

Lana przechyliła lekko głowę. O dziwo, bardziej gest Gyda.

"W porządku, bardziej dosadnie, jest prawdziwym wrzodem na tyłku. Sprawił, że dwóch innych terapeutów odeszło w przeciągu dwóch tygodni. I jest po prostu zły w mojej szczerej opinii, naprawdę odrażający. Nie żeby nie było tam kilku innych, które wygrałyby konkursy piękności. Ale i tak wiem, jak bardzo potrafisz być uparta, zdeterminowana. Obawiałem się, jak to może wpłynąć na ciebie psychicznie, wiesz?"

"Ten obcy. Czy ma jakieś imię?"

"Z tego, co mogli oddać, idzie przez Xerusa".

Lana zamilkła na chwilę, myśląc. Wzięła ostatni łyk swojego drinka, po czym zaproponowała go Jacobowi, który przyjął go z radością, kończąc resztę.

"A on jest...inny niż reszta?" zapytała ostrożnie.

Jakub chrząknął. "W pewnym sensie tak."

Oczy Lany powędrowały po barze i po tłumie ludzi. Jeśli uda jej się dotrzeć do tego Xerusa, jeśli uda jej się skutecznie pozyskać jego współpracę i zintegrować go ze społeczeństwem tak jak Gydę...

"Wiem, że to dużo do przemyślenia, Lana. Dam ci tydzień lub dwa na podjęcie decyzji, jeśli uważasz -"

"Nie ma potrzeby." Lana spojrzała z powrotem na niego i uśmiechnęła się. "Wchodzę w to."

Jacob uniósł brwi w zaskoczeniu. "Poważnie?"

Lana przytaknęła, jej uśmiech stał się szerszy. "Tak, chcę tego. W zasadzie myślę, że tego potrzebuję".

Jacob prychnął. "Nienawidzę tego, że wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć, Lana". Przez sekundę Lana myślała, że złapała ciemny błysk w jego oczach, dopóki nie uśmiechnął się i to zniknęło. Zaoferował swoją dłoń i Lana ją wzięła. "Witamy w zespole Lazris, dr Hart".




Rozdział drugi (1)

Rozdział drugi

Przejście z bazy L3Z do LV012 zajęło Lanie w sumie dwa miesiące. Pomimo tego, że miała wszystkie swoje referencje i niezbędne "papiery" w porządku, nadal musiała przejść kilka testów i sprawdzeń zanim została zatwierdzona do przeniesienia. Po zakończeniu, jej rzeczy osobiste zostały przewiezione do bazy, a następnie czekała kilka dni w porcie lotniczym na statek, który miał ją zabrać do jej nowego domu z dala od domu.

LV012 znajdował się tylko jeden system od jej starej bazy, ale wciąż na tyle daleko, że musiałaby wejść do jednostki sypialnej na co najmniej kilka godzin. Nienawidziła tych rzeczy. Ale rozumiała ich konieczność. Połknęła tabletki nasenne na pół godziny przed wejściem do jednostki i wykorzystała ten niewielki czas, który miała wcześniej, by jeszcze raz przejrzeć niektóre dane, które Jacob przesłał jej z bazy Lazrisa. Na swoim eleganckim laptopie wyszukała pliki dotyczące każdego z "aktywów". Nie pojawiły się żadne zdjęcia, więc nadal nie miała pojęcia jak wyglądają. Był tam krótki opis, jak również status, procedury izolacyjne i poziom zagrożenia, ale nic zbyt szczegółowego. Pełne pliki dostanie po zabezpieczeniu się w bazie.

Jej oczy przesunęły się po danych, przyglądając się uważnie każdemu plikowi. Pierwszy atut wydawał się dość pospolity:

LAZRIS Projekt 30001B

Aktywa C

Czworonóg przypominający psa. Sześć stóp, długie ostre paznokcie, ogon przypominający bicz.

Status: aktywny, zamknięty.

Procedury ograniczania: regularnie monitorować, trzymać w zabezpieczonej celi. Wyjmować tylko do badań laboratoryjnych.

Status zagrożenia: średnie

Nic nadzwyczajnego. Kolejne trzy - choć różniły się wyglądem - miały niemal identyczne informacje, z wyjątkiem jednego, który wymagał karmienia przed wyniesieniem do testów.

To właśnie kilka następnych przykuło jej uwagę. Wszystkie miały status wysokiego zagrożenia. Ich procedury izolacyjne były również dłuższe i bardziej opisowe. I były wypuszczane ze swoich gospodarstw tylko w bardzo szczególnych okolicznościach.

Pierwszym z nich był gatunek Raptoropodobny wysoki jak jej talia. Jeden raptor miał tylko średni status zagrożenia, ale wszystkie razem podnosiły go do wysokiego. Lana przypuszczała, że są to stworzenia społeczne o wysokiej mentalności stadnej, wyhodowane w celu przetrwania w grupie.

Po nich nadeszło stworzenie, które - na podstawie opisu - Lana mogła sobie wyobrazić jako mieszankę zmanipulowanego wilkołaka i potwora z filmu "The Thing". Chodził na dwóch nogach, ale najwyraźniej biegał na czterech. Miało być często monitorowane i wypuszczane tylko na specjalne testy, ale najpierw musiało zostać uśpione i trzymane w swojej celi przez co najmniej dwadzieścia minut, dopóki nie zostanie uznane za bezpieczne do poruszania się, w przeciwnym razie - jak głosiła procedura - "bardzo dobrze może nie spać i z łatwością wciągnie najbliższą nieszczęsną duszę do swojej klatki i zje ją żywcem. Powoli."

W końcu nadszedł ten, co jak mogła tylko przypuszczać, był jej nowym pacjentem.

Aktywa X

Siedem stóp, dwa cale. Dwunożny. Reptilian(?). Ostre kolce wzdłuż głowy, pleców (kręgosłup) i ogona (trujące?). Czerwone oczy

Status: aktywny, zamknięty.

Procedury zamknięcia: stale monitorować, trzymać w zabezpieczonej celi. Aktywa nie mogą pod żadnym pozorem opuszczać miejsca przetrzymywania. Wszelkie testy (jeśli to możliwe) muszą być przeprowadzane w obrębie jednostki i muszą mieć w gotowości zespół wojskowy z aktywną bronią. PROCEDURY SPECJALNE: Cela musi być oświetlona wyłącznie czerwonym światłem UV. Okno musi być zamknięte, gdy nie jest używane. Osoby nie powinny przebywać w jednostce dłużej niż godzinę, aby uniknąć ekstremalnych zaburzeń psychicznych i emocjonalnych.

Status zagrożenia: wysoki

Lana przesunęła się w swoim fotelu. Tępy ból zwątpienia w siebie nagle przycisnął się do jej piersi. Jeśli ten Xerus był tak niebezpieczny, to czy naprawdę mogła dotrzeć do niego na tyle, by kiedykolwiek pozwolono mu opuścić Lazris? A co, jeśli to był jego plan od samego początku, żeby ich skrzywdzić?

Lana stukała palcem w bok komputera, myśląc. Przez te wszystkie kontrole, testy i pakowanie w ciągu ostatnich kilku miesięcy, miała mało czasu na przygotowanie się do pracy z tą istotą. Mogła spróbować tych samych metod, które stosowała na Gydzie i mieć nadzieję, że okażą się skuteczne. W końcu była pewna tych metod. Sprawdzały się u niej przez wiele lat. Musiała wierzyć, że teraz też mogą zadziałać.

Jej alarm dał znać, że czas przenieść się do jednostki sypialnej. Lana zamknęła laptopa i umieściła go w zabezpieczonej torbie, po czym podeszła do kapsuły. Poczuła, że tabletki zaczynają działać, położyła się na łóżku i pozwoliła, by drzwi zamknęły się za nią.

***

Lana sennie przebudziła się, słysząc delikatne piknięcia swojej jednostki sypialnej i świst otwieranych nad nią drzwi. Zamrugała kilka razy, po czym powoli podniosła się do pozycji siedzącej.

"Dokowanie za dwadzieścia minut, proszę wyjść ze sleeper-unit i przygotować się do lądowania," odezwał się głos przez interkom.

Lana przeciągnęła się i zacisnęła zęby, gdy posłusznie wykonała polecenie, jej ciało zesztywniało. Ubrała się starannie, po czym usiadła z powrotem na swoim miejscu, zapinając się w pasy. Zerknęła przez okno obok i mogła zobaczyć jasną, opaloną i zieloną planetę, która pojawiła się w zasięgu wzroku.

LV012 była opustoszałą planetą z płytkimi jeziorami i niemal jałowymi morzami oraz większą ilością pustyń i nieużytków niż lasów. Kiedyś było tam znacznie gorzej, ale lata terraformowania sprawiły, że nadawała się do zamieszkania w minimalnym stopniu. Na planecie nie było nic wyjątkowego, z wyjątkiem zaawansowanej ludzkiej technologii orbitującej wokół jej atmosfery oraz statków wchodzących i wychodzących z brązowego skrawka ziemi. Choć przewijające się przez planetę chaotyczne burze - bardziej wiatr, pył i błyskawice niż deszcz - nie były niczym, z czego można by szydzić. LV012 nie był rajem. Ale w Lazris, jego bazie, mówiono, że jest o wiele bardziej gościnny.

Lana zacisnęła ręce na swoim siedzeniu, gdy statek przebił się przez atmosferę, lekko drżąc, gdy opadał w dół, nabierając rozpędu. Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy, układając głowę do tyłu. Słyszała obracające się koła zębate i ryk wiatru. Poczuła, jak opada jej żołądek, gdy zbliżał się do lądu. Podskoczyła, gdy statek nabrał gruntu i pozostała napięta, dopóki nie zwolnił. Kiedy otworzyła oczy i spojrzała w stronę okna, złapała spojrzenie na zewnątrz, zanim statek wtoczył się do portu dokującego. Światło dnia zniknęło w ciemności i neonach, gdy drzwi dokujące się zamknęły.




Rozdział drugi (2)

Gdy tylko statek zatrzymał się, Lana szybko się odpięła i przygotowała swoje rzeczy, przerzucając jedną torbę przez ramię i podnosząc drugą. Światła migotały i zapalały się, a silniki zwolniły do tępego szumu, gdy Lana wymknęła się z pokoju i ruszyła korytarzem. Drzwi wyjściowe otworzyły się i jasne światło oświetliło jej twarz, zaskakując ją.

Lana podniosła rękę, mrużąc oczy i sięgając po poręcz schodów, gdy prawie na kogoś wpadła.

"Dr Hart, witaj!" dobiegł słodki, kobiecy głos. "Och, proszę, pozwól nam zdobyć te dla ciebie. Pani przedmioty będą czekały na panią przy pani osobistej jednostce". Lana poczuła, że jej torby są od niej zabierane i rękę na łokciu, która pomogła poprowadzić ją w dół po schodach. Gdy światło ominęło jej oczy, Lana zamrugała ostrożnie i rozejrzała się dookoła, zatrzymując się dopiero na najniższym stopniu. Najpierw przyjrzała się widokowi portu: Duża i imponująca przestrzeń z kilkoma zadokowanymi statkami i ładunkami ustawionymi w kolejce do wwiezienia i wywiezienia z bazy. Boty różnej wielkości maszerowały, przenosząc sprzęt i umieszczając go w niezbędnych ładowniach. Wtedy spojrzała na lewo i zobaczyła pogodną, uśmiechniętą twarz młodego, zadbanego blondyna.

"Dr Hart," powiedział blondyn tym swoim słodkim głosem. "Jestem oficer Kinsley. Ale może pan mówić do mnie Nicole. Będę kierować panią dzisiaj".

Lana zerknęła na strój oficera Nicole, zauważając szaro-niebieski kombinezon z insygniami Lazrisów na prawej piersi - czarną gwiazdą z ośmioma punktami. Nad tą gwiazdą znajdowała się czerwona odznaka z identyfikatorem. Spojrzała z powrotem na twarz Nicole i uśmiechnęła się, wyciągając rękę. "Lana."

Uśmiech Nicole poszerzył się i wzięła rękę Lany, mocno ją potrząsając. "Lana. Masz dzisiaj dużo do zobaczenia. Pozwól, że się rozgościsz."

Lana wyszła za Nicole z doku do punktu pośredniego odprawy bezpieczeństwa znajdującego się tuż przed terminalem, który prowadził w dół do bazy centralnej. Przedstawiła swoje dokumenty i referencje różnym oficerom o kamiennych twarzach, zanim przeszła ostatni rutynowy egzamin. Po wykonaniu wszystkich wymaganych szczepień i potwierdzeniu przeszłości, otrzymała swój własny oficjalny identyfikator Lazris, odznakę i kartę. Po przypięciu każdego z nich do koszuli, Lana podążyła za Nicole przez punkt kontrolny do głównego terminalu, gdzie czekała już na nie winda. Nicole nacisnęła przycisk swoim wypolerowanym palcem i drzwi się rozstąpiły. W środku po obu stronach stały białe fotele, każdy wyposażony w pas bezpieczeństwa. Niebieskie światła płynęły wokół górnej połowy samochodu jak fale. Nicole zajęła miejsce po lewej stronie gestem wskazując Lanie, aby zajęła swoje po prawej. Lana usiadła naprzeciwko niej i chwyciła za pas bezpieczeństwa.

"Nie ma takiej potrzeby." Nicole uśmiechnęła się. "To tylko środek ostrożności."

'Środek ostrożności na co', pomyślała Lana i prawie pozwoliła, by słowa się wymknęły. Zamiast tego, wzruszyła ramionami, pozwalając paskowi opaść.

"Było kilka wstrząsów," powiedziała Nicole, jakby i tak słysząc jej myśli. "Nic zbyt poważnego, ale nie może być też zbyt bezpiecznie".

"Czy zdarzały się często?" zapytała zaciekawiona Lana.

"Nie, tylko może kilka w miesiącu. Ale możesz być pewna, że Lazris i wszystko w środku zostało zbudowane tak, aby wytrzymać każde planetarne lub naturalne wydarzenie. Burze, wstrząsy, to tylko lekkie niedogodności w najlepszym wypadku."

Rozległ się głośny dzwonek i drzwi samochodu zamknęły się szczelnie. Sekundę później, samochód zaczął poruszać się w dół w płynnym tempie. Kilka sekund po tym, na tylnej ścianie samochodu wyskoczył obraz, jakby ściana zamieniła się teraz w ekran. Na ekranie, kobieta z włosami związanymi w węzeł do tyłu i jej uśmiech tak samo nieskazitelny jak Nicole, zaczęła mówić.

"Witamy w Lazris", powiedziała kobieta uprzejmym tonem, "domu ludzkiego postępu i odkryć. Tutaj tworzymy i wprowadzamy innowacje." Kobieta pomniejszyła się, a z jej prawej strony wyskoczył obraz LV012. "Lazris został zbudowany na planecie znanej jako LV012 około 2 mil pod jej powierzchnią. Wykonany z grubej tytanowej stali, Lazris jest najbardziej bezpieczną bazą w naszym systemie rządzącym." Kobieta zniknęła, a jej miejsce zajęły obrazy Lazris. "Tutaj pracuje i mieszka łącznie dwanaście tysięcy trzystu dwudziestu dwóch pracowników wojskowych i cywilnych. Każdy poziom jest zbudowany tak, aby pomieścić każdą unikalną placówkę i sektor. Mapa znajduje się obok każdej windy, schodów awaryjnych, a dostęp do niej można uzyskać za pomocą Scibota lub komputera. Poziomy są następujące: Poziom pierwszy, Miasto, i sektor Welcome, gdzie ten terminal przylatuje i odlatuje. Również lokalizacja specjalistycznych sklepów i rozrywek. Stąd windą dostaniesz się na inne poziomy. Poziom drugi, Rolnictwo, oraz Zasoby naturalne. Poziom Trzeci, Zbrojownia, Magazyn Zaopatrzenia i Zatoka Mechaników. Poziom czwarty..."

Poziomy zostały wymienione, w sumie dwanaście. Ostatnim, co nie jest zaskoczeniem, był jej własny obiekt.

"Poziom Dwunasty, Centrum Badań Biologicznych i Specimenów. Dostęp do tego poziomu jest zabroniony, chyba że otrzymamy specjalne upoważnienie. Wszystkie Poziomy posiadają schody awaryjne. Do dostępu do niektórych pięter i pomieszczeń potrzebna będzie karta-klucz, która posłuży do wejścia do waszej jednostki."

Samochód zatrząsł się lekko, a ekran zabłysnął, sprawiając, że uśmiechnięta twarz kobiety zniekształciła się na krótko. Samochód zaczął zwalniać.

"Dziękujemy za dołączenie do nas." Kobieta oddała salut i ekran zniknął. Samochód zatrzymał się i Nicole wstała, gdy drzwi się otworzyły.

"Proszę za mną."

Lana ostrożnie wyszła z samochodu. Podążyła za Nicole, skręcając w lewo, a następnie dookoła do zestawu drzwi za terminalem. Kiedy się zbliżyły, drzwi się otworzyły i Lana zatrzymała się, oczy rozszerzyły się.

W tym momencie Lana zatrzymała się, a jej oczy rozszerzyły się. "Jezu... Jacob naprawdę nie żartował" - wyszeptała. Poszła za Nicole do jasnego, rozległego foyer, które było miejskim sektorem powitalnym bazy. Wysoki na kilka pięter, długi jak boisko piłkarskie pas, w którego centrum znajdowała się fontanna, a nad nim cyfrowo ulepszony sufit, który przedstawiał światło jak niebo.

Był nieskazitelny.

Po każdej stronie znajdowały się różne sklepy, restauracje i bary, prawie jakby przechodziła przez centrum handlowe lub kurort. Ściany i sufity były białe i szare, podłoga była kolorową mozaiką zieleni i błękitu, a gwiazda Lazris była wyświetlana jako kawałek pływającego metalu w fontannie poza nią. Wiszące pod sufitem banery wyświetlały reklamy różnych sklepów; jeden wyglądał jak luksusowe spa, inny jak restauracja. Drzewa i rośliny zostały posadzone w różnych donicach wzdłuż boków chodnika i Lana mogła zobaczyć, że są prawdziwe, a nie sztuczne, tanie, jakie widziała w swojej starej bazie.




Rozdział drugi (3)

Idąc, mijali grupy innych pracowników, większość z nich zmierzała do szklanych wind pomiędzy sklepami, które zabierały ich na inne piętra w sektorze miasta. Nicole minęła ich bez spojrzenia, podczas gdy Lana przyglądała się im z ciekawością. Coś przykuło jej uwagę, a gdy spojrzała w górę, dostrzegła kilka dronów, które unosiły się bezszelestnie, kilka stóp od ziemi.

'Ciekawa metoda zabezpieczenia', pomyślała. Nie widziała też żadnych stojących strażników. Lazris chyba nie chciał marnować ciał, każąc im tylko stać i patrzeć.

Gdy zbliżyli się do końca wielkiej sali, doszli do zestawu znacznie większych, metalowych wind, w sumie co najmniej ośmiu. Nicole wydobyła swoją kartę-klucz, machnęła nią, po czym nacisnęła przycisk z boku, zjeżdżając w dół.

"Najpierw zabiorę cię na dół do twojej jednostki, żebyś mogła się rozlokować i wygodnie ułożyć, potem możemy zacząć naszą wycieczkę po każdym poziomie i..."

Lana nie mogła ukryć niecierpliwego grymasu na twarzy, który Nicole zdawała się zauważyć i zatrzymała się.

"Czy to naprawdę konieczne?" powiedziała Lana z wahaniem - "Myślę, że dostałam sedno podczas kierowania się tutaj..."

Usta Nicole wywróciły się. "Gotowy do pracy, co, doktorze?"

"To były długie dwa miesiące czekania. Możesz mnie winić?" 'A ja czekałam na tę szansę jeszcze dłużej' - pomyślała.

Nicole rozejrzała się dookoła, po czym spojrzała z powrotem na Lanę. "Zazwyczaj jest to protokół, ale..." Dała małe wzruszenie ramionami. "Cóż, wydaje mi się, że dla ciebie można zrobić wyjątek. Proszę jednak, abyś w pewnym momencie przeszła przez kolejne poziomy. Będziesz chciała się z nimi zapoznać."

Lana położyła rękę na sercu. "Obiecaj, że to zrobię."

Drzwi windy otworzyły się i weszli do środka. "Zrobimy szybki postój przy waszej jednostce, a kiedy będziecie w środku, zadzwonię na poziom dwunasty i dam im znać, że schodzicie," stwierdziła Nicole i nacisnęła przycisk na poziom dziewiąty. Drzwi windy zamknęły się i natychmiast rozpoczęła ona swój zjazd.

"Dzięki, Nicole," powiedziała Lana z wdzięcznością.

Nicole podsunęła kolejny uśmiech. "Prawdę mówiąc, dr Kingsley był dość niecierpliwy, aby zobaczyć cię też. Byłby wdzięczny, gdyby usłyszał, że jesteś gotowa. To było dość dzikie w dół na dwunastu ..." Nicole oczyściła gardło. "Przynajmniej tak słyszałam".

"Kingsley..." Lana spojrzała na nią zaciekawiona. "Jesteście spokrewnione?

"Moim wujkiem. I szefem wydziału".

"Ach," powiedziała Lana. "Cóż, jeśli jest tak miły jak ty to nie mam się czego obawiać".

"Niestety..." Oczy Nicole zwróciły się na Lanę. Kiedy Lana spojrzała na nią z lekkim niepokojem, roześmiała się. "Nie martw się, on nie jest sierżantem musztry, ale może być...onieśmielający, kiedy chce być."

"Myślę, że to przychodzi z terytorium."

Nicole wypuściła oddech. "Tak, na pewno dostaniesz te poważne tutaj. Sztywniaków, których lubię nazywać."

"Czy oni głównie prowadzą ochronę?" Lana zażartowała, myśląc o oficerach prowadzących postępowanie sprawdzające.

"W większości. Jestem pewna, że wiesz jak może być w bazie".

"Och, czyżby."

Obie się roześmiały i Nicole zerknęła na nią, o jasnych oczach. "Cieszymy się, że tu jesteś. Nie trzeba mówić, że jestem fanką twojej pracy. Studiowałem trochę o komunikacji międzygatunkowej i neo-biologii z powrotem w dzień. Fascynujące rzeczy. Czytałem twój artykuł o Gydach. Miałem okazję spotkać kilka osobiście."

"Więc wiesz, z czym mam do czynienia teraz wtedy?"

Uśmiech Nicole spadł lekko, a ona przytaknęła. "To było wyzwanie. Ale są pewni, że możesz pomóc."

"Mam nadzieję, że tak."

Drzwi windy otworzyły się i Lana wyszła z Nicole na korytarz oświetlony miękkim, niebieskim światłem ciągnącym się wzdłuż ścian. Po każdej stronie znajdowały się zestawy drzwi z klawiaturami podobnymi do tych w niektórych hotelach. Wzdłuż każdej strony biegły numery, zaczynając od dwustu. Nicole poprowadziła Lanę w dół w kierunku środka i zatrzymała się przy pokoju dwanaście sześćdziesiąt trzy. Lana użyła swojej karty do otwarcia metalowych drzwi, które zasunęły się w momencie, gdy wsunęła swoją kartę przez klawiaturę.

"Poczekam tutaj i zadzwonię do dwunastki", powiedziała Nicole, gdy Lana weszła do środka. Lana skinęła na nią tuż przed tym, jak drzwi zamknęły się na klucz. Odwróciła się, by rozejrzeć się dookoła i podziwiać widok swojego nowego domu.

To było naprawdę małe mieszkanie, ale wygodne. Łóżko z tyłu z prowizorycznym oknem nad nim, dzięki czemu wyglądało jak przy świetle dziennym. Kuchnia ze stołem po lewej stronie, biurko i komputer po prawej oraz mała szafa. Przez kolejne drzwi poza nią, mogła zobaczyć prysznic. Nie było tego dużo, ale wystarczyło. Jej torby, tak jak powiedziała Nicole, były już ustawione wzdłuż łóżka. Na samym łóżku leżał jej mundur. Szary i niebieski z czarną gwiazdą.

Lana szybko się przebrała i spotkała Nicole na zewnątrz. Gdy spodziewały się jej przybycia, wróciły do windy. Tym razem, gdy drzwi się otworzyły, zastały w środku Scibota. Humanoidalny robot bez twarzy, z ekranem komputera zamontowanym na piersi, odwrócił się do nich.

"Witam, proszę dać znać, czy potrzebujecie pomocy." Mówił męskim głosem.

"Czy mieliście Sciboty w swojej bazie?" zapytała Nicole.

"Dopiero je wprowadzano".

"Mogą być poręczne, kiedy chcą, ale, och, jak ja nienawidzę widzieć jednego loping wokół w ciemności." Nicole wydawała się drżeć.

Winda ruszyła w dół i właśnie wtedy Lana zauważyła, że jej serce zaczyna się ścigać. Kiedy winda zatrzymała się i drzwi się otworzyły, wyszli na małe, ale długie foyer, gdzie na końcu znajdowały się duże, grube, stalowe drzwi strzeżone przez dwóch żołnierzy. Po jednej stronie foyer, okno zaglądało do biura ochrony, w którym siedział oficer.

"Witaj David, jestem tu z dr Hartem" - powiedziała Nicole, gdy podeszli.

David spojrzał na Lanę lodowato niebieskimi oczami i skinął głową. Wpisał kod do swojego komputera i odpowiedziało mu głośne piknięcie. Drzwi na dalekim końcu zaczęły się rozsuwać, a stojący przed nimi żołnierze ustąpili na bok.

"To tyle, jeśli chodzi o mnie," powiedziała Nicole. "Powodzenia, doktorze. Jeśli kiedykolwiek będzie pan potrzebował... cóż, czegokolwiek, proszę nie wahać się ze mną skontaktować."




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Aktywa X"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



👉Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści👈