Zaczynając od

Rozdział 1 (1)

==========

1

==========

25 sierpnia 2018 r.

Droga Julio,

Piszę to, bo obiecałam mamie, że zacznę prowadzić dziennik. Pamiętnik, chyba powinnam go nazwać. Dr C. powiedział, że to będzie dobry sposób na przekazanie moich najgłębszych myśli i uczuć, żebym nie zabutelkowała wszystkiego ponownie. Tak między nami, myślę, że dr C. pali dużo trawki. Wolę trzymać moje najgłębsze myśli bezpiecznie zamknięte w mojej głowie, gdzie jest ich miejsce. Ale przez te ostatnie miesiące zgotowałem mamie piekło. Widziałem, jak za dużo płakała. Więc... oto jesteśmy. Nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy. Gdzieś w pobliżu Brandon, Manitoba, tak chyba mówił znak. Znałem kiedyś Brandona. W drugiej klasie ktoś go ośmielił, żeby wypił butelkę czerwonej farby na zajęciach plastycznych. Nie była toksyczna, ale potem musiał być ściśle monitorowany na zajęciach plastycznych.

O czym w ogóle ludzie piszą w pamiętnikach? Dr C. powiedział, żeby zacząć od podstaw - jak się czuję w związku z naszą wielką przeprowadzką przez kraj i rozpoczęciem nauki w nowej szkole średniej, gdzie nie znam nikogo. Wiesz, proste rzeczy. Dopóki jestem szczera, powiedziała, bo jedyną osobą, którą będę tu okłamywała, jest ja sama. Wolałabym to nazwać zaprzeczaniem.

Powiedziała też, że jeśli "journaling" czuje się dziwnie lub bez sensu, udawaj, że piszę do kogoś list. Nawet do wyimaginowanego kogoś. Więc... hej, Julia. Postaram się nie zanudzać. Mama obiecała, że mój dziennik będzie niedostępny dla jej szperania, ale nie wierzę w to nawet przez gorącą sekundę, więc spodziewajcie się wielu nużących wpisów o angielskim w jedenastej klasie i mojej matce, dopóki nie znajdę dobrej kryjówki dla tego u wujka Merva.

Do następnego razu,

Aria Jones

P.S. Jak dotąd na tym dysku napisałam moje nowe nazwisko co najmniej tysiąc razy. Jeśli nadal będę je przekręcać, to jestem straconą sprawą.

* * *

Mama rzuca na mnie nerwowy uśmiech, gdy czekamy na otwarcie drzwi wejściowych.

"Myślisz, że zasnął?" Światło błyska przez gazowe zasłony wykuszu małego, białego domu i niesie się szum głosów. Gdzieś w środku włączony jest telewizor.

"Mam nadzieję, że nie. Ale jest już późno." Zmarszczyła czoło, sprawdzając zegarek. "Zwykle jest w łóżku przed siódmą".

Teraz jest już po jedenastej. A wujek Merv ma osiemdziesiąt lat.

"Może nie słyszy przez telewizor?" Zwijam ramiona, żeby je rozluźnić. Trzy dwunastogodzinne dni w CR-V i spanie w motelu sprawiły, że jestem sztywny i boli mnie moje łóżko.

Szkoda, że mama je sprzedała.

Byłoby za duże do mojej nowej sypialni u wujka Merva, obiecała, patrząc, jak dwaj mężczyźni wymaszerowują przez drzwi z pluszowym materacem queen size w rękach i triumfalnymi grymasami na twarzach. Zaliczyli świetny interes. Każdy, kto przeszedł przez nasz dom podczas pośpiesznej wyprzedaży zawartości "wszystko musi odejść", którą mama rzuciła razem, zdobył dużo, pozostawiając nam tylko tyle, by wypełnić nasz samochód i małą przyczepę towarową U-Haul. To był pośpieszny wyjazd - decyzja, którą podjęła zaledwie miesiąc temu, ugruntowana po rozmowie telefonicznej z wujkiem, którego nigdy nie spotkałem i I-quit-my-lawyer-job-today-let's-start-over-somewhere-new-rozmowa przy zimnej hawajskiej pizzy.

Zawiasy metalowych drzwi burzowych skrzypią, gdy ona je otwiera, by ponownie zapukać w drewniane drzwi, tym razem mocniej.

Nadal brak odpowiedzi.

"Co teraz zrobimy?" Rozglądam się po naszym otoczeniu. Resztki rośliny siedzą przy moich stopach, brązowe i uschnięte w swojej leśno-zielonej ceramicznej doniczce. Obok stoi zużyta drewniana ławka na ganku, która straciła połowę swojej białej farby na rzecz łuszczącej się. Po mojej lewej stronie, żywopłot z legendarnych krzewów biegnie wzdłuż linii własności, ukrywając to, co jest poza nią. Ogrody są zarośnięte, krzewy poprzetykane długą trawą.

Nawet w ciemności nocy widać, że skromny dwupiętrowy dom wujka Merva jest najbardziej zaniedbanym z czterech domów w tej uliczce, otoczonej polami rolników, na obrzeżach Eastmonte w Ontario.

Mama sprawdza klamkę drzwi i stwierdza, że są odblokowane. "Chyba wejdziemy do środka. To jest teraz także nasz dom". Wzrusza ramionami i popycha drzwi. "Halo?"

Mój nos marszczy się z obrzydzeniem.

Powietrze wewnątrz domu pachnie zgnilizną, choć nie potrafię tego bliżej określić. Mama też to czuje; mogę to poznać po tym, jak jej nozdrza się rozchylają. To pierwsza rzecz, na którą zwracam uwagę, kiedy śledzę ją przez ciasne drzwi. Drugą rzeczą, którą zauważam, jest to, że cofnęliśmy się w czasie. Nie jestem pewna, do której dekady, ale chodzi o tandetną tapetę w róże, koronkowe zasłony i wszystko z drewna.

"Halo? Wujek Merv?" Mama znów woła.

"Debra? Czy to ty?" Szorstki głos woła z naszej lewej strony. Masywny, białowłosy mężczyzna z trudem podnosi się z łososiowo-różowego fotela, który stoi przed telewizorem, nie dalej niż cztery stopy od ekranu. "Przepraszam, mój słuch nie jest już najlepszy".

Zmęczona twarz mamy rozdziela się szerokim uśmiechem, gdy przemierza salon z niedopasowanymi meblami i kwiecistą tapetą, by go objąć. "Martwiliśmy się o ciebie przez minutę".

"Martwiliśmy się o co? Że w końcu kopnąłem wiadro?" On chichocze, zwracając jej uścisk, jego rotundowy brzuch sprawia, że jej lekka rama wydaje się tym bardziej smukła. "Prawdopodobnie wkrótce, ale jeszcze nie teraz. Jak było z jazdą?"

"Och, dobrze." Ona macha nim, jak gdyby trzydziestosześciogodzinna podróż drogowa przez płaskie tereny i odległe lasy ze wszystkim, co masz, to nic. "Tak mi przykro, że się spóźniliśmy. Dziś rano był straszny wypadek w pobliżu Elliot Lake i droga była zamknięta przez wiele godzin. Samochód ... łoś ..." Ona grymasi. "W każdym razie cieszymy się, że w końcu tu jesteśmy. Wujku Merv, to jest moja córka, Aria." Ona gestykuluje w moją stronę, a ja robię krok do przodu, czując, jak chmurne oczy wuja osiadają na mnie.

On oczyszcza swoje gardło i oferuje mi kurtuazyjny skinienie głowy, jego obwisłe podgardle podryguje z gestem. "Jesteś podobna do swojej matki, kiedy była w twoim wieku".

Uśmiecham się grzecznie, zakładając za ucho pasma moich długich, sobolowych włosów. "Tak, wszyscy tak mówią."

Otwiera usta, ale potem się waha, jakby ponownie rozważając swoje słowa. "Wiesz, Debra spędzała tu dwa tygodnie każdego lata z nami. Do czasu, gdy miałaś ile lat - trzynaście, prawda?". Zerka na moją mamę.




Rozdział 1 (2)

Jej twarz szczypie się w zamyśleniu. "Czternaście. Przestałam przychodzić latem przed liceum".

"To prawda. Potem byłaś zajęta letnimi pracami". Potrząsa głową. "Connie zawsze cieszyła się na te wizyty. Spędzała cały miesiąc przed, czyszcząc to miejsce od góry do dołu, aż lśniło."

Teraz jest do tego daleko, zauważam, patrząc na warstwę kurzu, która pokrywa pobliską lampę i stosy pospiesznie złożonych gazet na podłodze. Sporej wielkości pajęczyna zwisa z sufitu w rogu.

"A co z tobą? Nie cieszyłaś się na moje wizyty?" Mama dokucza, wyciągając rękę, by ścisnąć przedramię wujka Merva - jej charakterystyczny ruch dla oferowania komfortu. Wyobrażam sobie, że rana po stracie ciotki Connie z powodu rozległego udaru pięć miesięcy temu, po sześćdziesięciu jeden latach małżeństwa, jest wciąż świeża.

"Cieszyłem się na darmową pracę w ogrodzie". Przebiega kciukami po spodniej stronie swoich czerwonych szelek, chichocząc. Bez wątpienia są one wszystkim, co trzyma jego spodnie.

Mama się śmieje. "Cóż, teraz masz darmową pracę razy dwa. Jak tam ogród w tym roku?"

On chrząka. "Dziki. Jabłonie są gotowe do rozłupania na pół i jest za dużo cholernych roślin pomidorowych. Mówiłam Iris, żeby nie sadziła ich tak dużo, ale nie posłuchała. Teraz nie wiem, co z nimi wszystkimi zrobić. Mam pomidory wychodzące z mojego a-"

"Aria i ja z przyjemnością zbierzemy i zapuszkujemy je dla ciebie. Jeśli będę pamiętać jak, to było tak dawno. Prawda, Aria?"

"Uh ... jasne." Zapuszkować? Co to znaczy?

"Byłbym bardzo wdzięczny." Wujek Merv ma rodzaj gruff głos, który sprawia, że myślę, że będzie musiał kaszleć, aby oczyścić flegmę z niego w każdej chwili. "W lodówce jest zapiekanka z tuńczyka, jeśli jesteś głodny. Iris nie jest tak dobrą kucharką jak Connie, ale nie jest w połowie zła."

Kim jest Iris?

"To brzmi świetnie." Mama daje mu swój najlepszy fałszywy uśmiech i zaciskam usta, aby stłumić mój grymas. Ona lubi tuńczyka cokolwiek tak samo jak ja - wcale.

Wujek Merv bardziej kłębi się niż idzie w kierunku wąskich schodów przed nami. Nie potrafię powiedzieć, czy to z powodu wieku, czy jego nadmiernej wagi. Prawdopodobnie jedno i drugie. "Również, Iris posprzątała na górze. Nie był tam od lat, ale zakładam, że jest w porządku. Zawsze była najbardziej upierdliwa z przyjaciół Connie."

Ach, zagadka rozwiązana.

"Nie musiała tego robić i jestem pewien, że jest dobrze".

"Cóż, w takim razie ..." On wygładza swoje ręce nad swoim brzuchem. "Jest już po moim czasie snu. Znasz mnie, lubię wstawać z ptakami. 'Oczywiście, wy wciąż pewnie dostosowujecie się do strefy czasowej. Postaram się nie robić zbyt wiele hałasu rano." Zatrzymuje się w pobliżu otwartych drzwi i szoruje po podjeździe. "Myślałem, że nic ze sobą nie przynosisz!" Brzmi to oskarżycielsko.

"Ledwo co. Telewizor i ekspres do kawy, takie rzeczy", moja mama łagodzi kojącym tonem, przykuwając mój wzrok, gdy poklepuje wujka Merva po ramieniu. Ostrzegła, że mimo chęci może mu być trudno dostosować się do tego nowego układu. Ma osiemdziesiąt lat, po wszystkim, i ma tendencję do fretki, gdy jego rutyna jest przerwana. Powiedziałabym, że przyjęcie czterdziestopięcioletniej siostrzenicy i jej prawie szesnastoletniej córki na najbliższy czas nie tylko przerwało jego rutynę, ale wręcz ją spustoszyło.

Wydaje dźwięk, który może być akceptacją. "Przypuszczam, że będziesz potrzebował pomocy przy rozładunku. Dzieci z sąsiedztwa powinny być w stanie pomóc. Emmett to duży, silny chłopak."

"Nie ma tam nic, z czym Aria i ja nie moglibyśmy sobie poradzić. Nie martw się o to, wujku Merv." Zwiewnym tonem mówi: "Aria, dlaczego nie udasz się na górę, aby sprawdzić swój pokój. Jest po lewej stronie."

Mogę powiedzieć, że to kod dla "Potrzebuję chwili sam na sam z wujkiem Mervem, aby porozmawiać o tobie".

Wąskie, strome schody oferują głośne skrzypienie, gdy wchodzę na nie i wkraczam do mojej nowej sypialni - wąskiej przestrzeni ze stromo pochylonymi sufitami pomalowanymi na wielkanocną żółć. Okno znajduje się na środku, udrapowane cienkimi, gazowymi zasłonami, które w niewielkim stopniu zasłaniają światła ulicy. Jest obramowane półkami z książkami i małą ławką. Moja mama miała rację - nie ma mowy, żeby moje meble się tu zmieściły. Już teraz jest tu ciasno z podwójnym łóżkiem. Nie mam nawet szafy. Pachnie przynajmniej świeżo po sprzątaniu; zapach cytrynowego Pledge'a i płynu do płukania tkanin walczy o zamaskowanie zgniłego zapachu dobiegającego z dołu.

"Nic nie powiedziałeś Iris, prawda?" słyszę szept mojej mamy. Robię pauzę, żeby słuchać z wnętrza drzwi.

"Ta stara plotka? Do diabła, nie jestem głupia. Wie tylko, że ty i Howie rozwiedliście się, a on ma nową rodzinę. Musiałam jej coś dać i doszłam do wniosku, że nie przejmiesz się tym, że tyle wiedzą".

"Nie, to dobrze. Nie obchodzi mnie, czy miasto wie, że mój były mąż jest zdradzającym draniem, który pukał swoją paralegalkę". W jej głosie nie brakuje goryczy. "Ale chcę mieć pewność, że Aria dostanie świeży start, a nie może tego zrobić, jeśli ktoś dowie się o tym, co się stało".

Czuję, jak moje policzki płoną mieszanką zażenowania i wstydu.

"Nie usłyszą tego ode mnie". Następuje pauza. "Jak ona się czuje?"

"Myślę, że jest w porządku. Wygląda na to, że tak." Sposób, w jaki moja matka to mówi, nie brzmi przekonująco. "Słuchaj, jeszcze raz dziękuję za przyjęcie nas do siebie. Wiem, że wywracamy twoje życie do góry nogami -"

"Nie, nie, cieszę się, że was mam. Prawda jest taka, że miło będzie porozmawiać z kimś poza mną. I przyda mi się pomoc. Za bardzo polegałem na Iris i obawiam się, że ona wpada na zły pomysł. Na wypadek gdybyś nie zauważył, nie jestem już tak sprawny jak kiedyś."

"Tak, kanapki Cheez Whiz i whiskey zrobią to." Muzyczny śmiech mamy niesie się po schodach. "Dobranoc, wujku Merv. Dogadamy się rano."

Schody skrzypią, a ja zapuszczam się dalej do mojej sypialni, żeby nie wyglądać na winnego podsłuchiwania. Jestem przy oknie, kiedy mama opiera się o framugę drzwi, z zawadiackim uśmiechem na ustach. "To był kiedyś mój pokój, kiedy tu mieszkałam". Jej oczy przesuwają się z kąta do kąta, zanim osiadły na łóżku, ozdobionym zieloną kołdrą z liści. "Spałam w tym."




Rozdział 1 (3)

"Jest mały." Prawie za małe, żeby nazwać je bliźniaczym rozmiarem.

"Daj mi znać, jak się ma materac. Może będziemy musieli zainwestować w nowy. Nic nie było tu aktualizowane od dziesięcioleci." Wędruje, by rudowłosa usiąść na ławce przy oknie, jakby ją testując. "Wujek Merv zbudował to dla mnie, gdy miałem osiem lat. Siedziałam tu i czytałam godzinami." Gładzi dłonią regał z książkami. "Przydałaby się im nowa warstwa farby".

"Wszystko tutaj mogłoby," mamroczę.

"To dobry pomysł! Chodźmy jutro rano do sklepu z farbami i wybierzmy kolor. Wiesz, odświeżyć to miejsce trochę. Co o tym myślisz?"

"Niebieski indygo?" Podnoszę pytająco brwi.

Mama marszczy nos. "A może coś bardziej jasnego i radosnego?"

Wzruszam ramionami. "Lubię ciemne i nastrojowe". Moje spojrzenie dryfuje po skośnym suficie. "Myślę, że to by dobrze wyglądało. Coś w rodzaju nocnego nieba."

Oczy mamy śledzą moje, jakby ponownie rozważając swój sprzeciw. "Tak, w porządku. Moglibyśmy dostać te świecące w ciemności naklejki, które lubisz."

Ugryzłem się w język przeciwko chęci przypomnienia jej, że nie mam już pięciu lat.

Mama podnosi się i powoli wraca, otwierając po drodze szuflady biurka. "To się sprawdzi przy odrabianiu lekcji, prawda?".

"Nie odrabiam lekcji przy biurku".

"Co? Oczywiście, że tak! Miałeś tę małą fioletową lampkę, którą świeciliśmy na ścianie w nocy. Pamiętasz, kukiełki cieni?" Używa swoich rąk, aby naśladować kształt dla psa.

"To było, gdy miałam jakieś osiem lat". Od lat odrabiam lekcje przy wyspie kuchennej lub siedząc krzyżem na łóżku. Mama nigdy nie była w pobliżu, żeby to zauważyć, zbyt zajęta w firmie prawniczej lub zakopana pod stosem prawniczych papierów w swoim domowym biurze.

"Racja." Jej głowa się pochyla, a poczucie winy promieniuje z niej. "Rzeczy się zmienią, Aria. Masz nową szkołę; będziesz miała nowych przyjaciół. Nie mogę napisać egzaminu adwokackiego w Ontario aż do marca, więc przez następne siedem miesięcy będę cały czas w pobliżu. Tak bardzo, że będziesz miała mnie dość". Śmieje się. "I nawet kiedy wrócę do pracy, upewnię się, że pracuję tylko na pół etatu, więc jestem bardziej"- jej gardło wykrzywia się z trudem przełykając-"zaangażowana w twoje życie. Sprawy się zmienią. Dla nas obojga. Obiecuję."

Mógłbym teraz powiedzieć, że nic z tego co się stało nie było jej winą, że to wszystko było moje - moje myśli, moje uczucia, moje wybory. Ale, tak jak ona, jestem gotowa zostawić przeszłość za sobą.

"Oni jakby już to zrobili?" Wyciągam ręce, aby gestykulować na mój nowy pokój w tej smutnej, małej, białej ruderze, dalekiej od pokaźnego domu, który opuściliśmy poza Calgary. Ale tutaj, trzy prowincje dalej, nie jestem tą samą dziewczyną. Nawet moje imię nie jest takie samo, teraz, kiedy legalnie zmieniłam je, by przyjąć nazwisko panieńskie mojej matki. Mój tata nie mrugnął okiem, gdy postawiliśmy przed nim papiery i długopis. To wtedy wiedziałem, że już wszystko, ale wyrzekł się mnie.

"Masz rację, mają. A my mamy tu wiele do zrobienia, żeby przywrócić to miejsce do formy." Westchnęła, łapiąc palcem pajęczynę, która zwisała z kąta. "Wiedziałem, że wujek Merv miał trudny czas dostosowując się do życia kawalerskiego, ale ciotka Connie musi się toczyć w grobie." Pociera ręką nad zmęczonymi oczami. "Prześpij się trochę. Mamy jutro pracowity dzień." Ona spada jej głos do szeptu. "Bóg wie, jak długo potrwa znalezienie zwłok tego, co umarło tam na dole".




Rozdział 2 (1)

==========

2

==========

Jest już po dziesiątej, kiedy schodzę na dół, z włosami wilgotnymi od prysznica. Mama jest w kuchni na rękach i kolanach szorując wściekle, ubrana w swój strój do jogi i żółte gumowe rękawice. "'Dzień dobry."

"Oh, dzień dobry, hon! Spróbuj ciasta marchewkowego Iris. To jest pyszne. I jest trochę kawy lewo w garnku dla Ciebie. Kubki są w szafce nad nim." Brzmi zbyt radośnie.

Zatrzymuję się na chwilę, by po raz pierwszy ogarnąć kuchnię. Jest tak samo stara i zaniedbana jak reszta domu, z drewnianymi szafkami w kolorze złotego dębu wtulonymi w niewielką przestrzeń i niedopasowanymi urządzeniami AGD w kolorze biało-czerwonym. Pod ścianą siedzi czteroosobowy prostokątny stół. Połowa z niego jest pokryta ulotkami i nieotwartą pocztą. Wzdłuż brązowego blatu z laminatu leżą różne garnki i patelnie - jeśli miałbym zgadywać, to są to elementy szafki, którą szoruje. W powietrzu unosi się zapach wybielacza.

"Czy dobrze spałeś?" Mama pyta, gdy pobieram kubek do kawy i nalewam kawę.

"Nie bardzo. Obudziło mnie słońce."

"Domyśliłam się. Ten pokój wychodzi na wschód. Kupimy ci jakieś zasłony zaciemniające, kiedy pójdziemy dziś na zakupy".

"Było też gorąco."

"Czy wentylator sufitowy nie działa?"

"Tak, ale wydawał ten dziwny dźwięk, jakby miał spaść i odciąć mi głowę, czy coś." Zmartwienia, które nie inspirują do głębokiego snu. Przez tylne drzwi dostrzegam wujka Merva w ogrodzie, zrywającego czerwone pomidory z winorośli i chowającego je do koszyka. Pomidory pasują do koloru jego szelek, tych samych, które miał na sobie wczoraj wieczorem. To przyzwoitej wielkości podwórko, zauważam, pełne drzew owocowych, z sąsiadującymi polami uprawnymi rozciągającymi się daleko poza nim.

Wujek Merv przechadza się powoli, jego usta poruszają się, jakby z kimś rozmawiał, ale nie widzę nikogo w pobliżu. "Nie kłamał, że wstaje wcześnie". Czwarta trzydzieści, według zegara na mojej nocnej szafce. To wtedy obudziłam się przy jego pierwszym z wielu flegmatycznych napadów kaszlu.

Mama chichocze. "Tak. Będziemy musieli kupić zatyczki do uszu."

Rozsiadam się na kuchennym krześle przy stole, a palce mam zajęte przeczesywaniem świeżo umytych włosów. Wzdrygam się z obrzydzeniem na śliskie pasma. "O mój Boże, wciąż mam szampon we włosach!".

Mama zerka przez ramię raz przed powrotem do swojego zadania. "Zauważyłam, że ciśnienie wody jest złe".

"I nagle zrobiła się parząca. Chyba mam na plecach oparzenia trzeciego stopnia". Moje ciało sztywnieje, jakby wzmianka o urazie wystarczyła, żeby ból się zaognił.

"To była moja wina. Nie powinienem był korzystać z kuchennego zlewu, kiedy ty brałaś prysznic. Tak to już jest z tymi starymi domami." Wzdycha. "Nie martw się. Wezwanie hydraulika jest na szczycie mojej bardzo długiej listy rzeczy do zrobienia, wraz z doprowadzeniem kabla do naszych sypialni i modernizacją internetu. On nadal jest na dial-up, możesz w to uwierzyć?"

"Nawet nie wiem, co to znaczy." Szpieguję podkładkę z wyłożonym papierem obok jej kubka z kawą. Musi mieć co najmniej dwadzieścia rzeczy zanotowanych. To moja mama - królowa organizacji i porządku. Na pewno w pierwszej linijce jest słowo "hydraulik", a obok w nawiasie "nowa toaleta" i "naprawić ciśnienie wody?". Poniżej jest napisane "sprzątaczka".

Marszczę czoło. "Dlaczego sprzątasz, skoro zamierzasz zapłacić komuś, żeby przyszedł i posprzątał?".

"Bo nie mogłam zostawić spleśniałej zepsutej torby z cebulą, która śmierdziała w domu dla tej biednej duszy. Ale myślę, że udało mi się to załatwić. Kilka godzin świeżego powietrza i kilka świec, a może mój żołądek się nie przekręci." Staje z jękiem, zdzierając gumowe rękawice i odgarniając kosmyk swoich falujących, sobolowo-brązowych włosów ze spoconego czoła. Szare odrosty wyłaniają się z jej kucyka, czegoś, czego moja mama zwykle pilnuje, ale w ostatnim miesiącu pozwoliła się wymknąć. Ponownie przeglądam jej listę. Oczywiście, "znaleźć nowy salon fryzjerski" jest na niej - numer cztery.

"Jak on to znosi?"

"Kto, wujek Merv?" Ona prycha. "Zawsze miał okropny zmysł węchu." Bierze duży łyk swojej kawy i sprawdza zegarek. "Chodź, będziesz musiał zjeść to w samochodzie. Mamy milion rzeczy do zrobienia."

"A co z rozpakowaniem U-Haul'a?"

Odrzuciła to. "Później. Spróbujmy być w domu na lunch o pierwszej, po tym jak wujek się zdrzemnie. Najlepiej z czymś lepszym do jedzenia niż to, co jest tam." Wskazuje na lodówkę w rogu, jej nos marszczy się z obrzydzeniem.

* * *

"Które pudełko następne?" pytam przez spodnie, pot powlekający tył mojej szyi. Kiedy opuściliśmy Calgary, temperatury malały, chłodne noce potrzebowały ciężkich koców. Ale lato nie wykazuje oznak opuszczenia Eastmonte, Ontario, w najbliższym czasie.

Ręce mamy spoczywają na jej biodrach, a ona wpatruje się w U-Haul. "Wiesz co? Zostawmy resztę do czasu, gdy dom zostanie posprzątany, a twój pokój wykończony. Nie ma sensu przenosić rzeczy dwa razy i nie muszę tego zwracać aż do poniedziałku."

"Ok, to chyba zacznę się malować?". W pełni oczekiwałem, że mama ponownie rozważy swoją zgodę na mój ciemny i nastrojowy błękit indygo, kiedy staliśmy w alejce z farbami w Home Depot, ale to ona pierwsza wyciągnęła różne żetony farby do porównania.

"Musimy przygotować się najpierw. Dlaczego nie zaczniesz przez taping wokół zabudowanych ..." Jej głos śledzi, jak obserwuje czarny sedan wciągnąć na podjazd obok drzwi.

"Czy to sąsiedzi?" Ci, których poznała na pogrzebie cioci Connie na początku tego roku. Nie powiedziała mi o nich wiele, poza tym, że mają dwoje nastoletnich dzieci i mieszkają obok od lat.

"The Hartfords, tak". Patrzymy, jak blondynka po czterdziestce wychodzi od strony kierowcy. Macha do nas.

"To jest Heather." Mama odwzajemnia pozdrowienie. "Jest fotografem portretowym. Zrobiła jedno zdjęcie wujkowi Mervowi i cioci Connie na ich sześćdziesiątą rocznicę, to siedzące na fortepianie."

Obserwuję, jak inna kobieta wychodzi od strony pasażera, ta znacznie młodsza, z krótkim blond bobem i w okularach.

"Ona jest bardzo miła. Wszystkie są bardzo miłe."




Rozdział 2 (2)

Dziewczyna natychmiast nas szuka. "Cześć, chłopaki!" krzyczy ze znawstwem, szczerząc się, jej ręka macha dziko w powietrzu. "Jesteście naszymi nowymi sąsiadami! Tak się cieszymy, że tu jesteście!"

Zwracam uwagę na nieco sztywny i wolniejszy dialog dziewczynki.

Moja mama szczerzy się i oddzwania: "Cześć, Cassie! Dobrze cię znowu widzieć!".

Heather zaczyna iść w tę stronę.

"Czekaj!" Cassie nagle brzmi szaleńczo. "The you-know-whats!"

"Są na tylnym siedzeniu. Zdobądź je, a potem podejdź. Możesz to zrobić." Heather kontynuuje spacer w naszym kierunku. Tymczasem Cassie pędzi na tylne siedzenie, pojawiając się ponownie z brązową torbą chwilę później. Galopuje bardziej niż biegnie za matką, chwytając torbę w obu rękach przed sobą, jakby zawierała coś o wielkiej wartości.

"Debra! Tak dobrze cię znowu widzieć." Heather bierze rękę mojej mamy w obie swoje, przyjazny gest między dwiema osobami, które nie są jeszcze na tyle zaznajomione, by się przytulić, jej oczy marszczą się z uśmiechem. "Merv mówił non stop o tym, że wy dwie przeprowadzacie się tutaj przez ostatni miesiąc".

Moja mama chuckles. "Dobre rzeczy, mam nadzieję?"

"Nie widziałem go tak szczęśliwego od jakiegoś czasu".

"Cześć, jestem Cassie," mruczy dziewczyna obok, rzucając torbę w moją stronę. "Kupiliśmy ci ciasteczka. Te z podwójną czekoladą są najlepsze."

Heather gestykuluje w jej stronę. "To jest moja córka, Cassie. A ty musisz być Arią?" Ona odnosi się do mnie miękkimi szarymi oczami. Jest ładną kobietą i mniej więcej w wieku mojej matki, choć zauważam więcej drobnych linii znaczących jej czoło.

"Jestem." Uśmiecham się grzecznie, oceniając dużą grafikę kota na koszulce Cassie. "Cześć."

"Chodzisz do mojej szkoły!" Cassie ogłasza, dostosowując swoje okulary w czerwonych oprawkach, gdy zerka najpierw na mnie, potem na moją mamę, potem na swoją mamę. Jej spojrzenie nie wydaje się trzymać na nikim zbyt długo. "Tak, jesteś w klasie jedenastej, a ja w klasie dziesiątej. Emmett jest w klasie dwunastej. Czy znasz Emmetta?"

"Uh ... nie."

"Aria nigdy wcześniej nie była w Eastmonte. Pamiętasz, że o tym rozmawialiśmy?" Heather przypomina córce powolnym, wyartykułowanym głosem.

"Och, tak." Cassie szczerzy się owczo. "Emmett to mój brat. Spodoba ci się. Ma wielu przyjaciół."

"Cassie czekała na ciebie z niepokojem. Myślę, że przez ostatnie trzy tygodnie codziennie pytała mnie, którego dnia tu będziesz," mówi Heather z uśmiechem i miną wymuszonej cierpliwości.

"Ciii, mamo!" Cassie chichocze, po czym zwraca się do mojej mamy. "Poznałam cię na pogrzebie cioci Connie".

"Masz rację, poznałaś".

"Ona tak naprawdę nie jest moją ciocią. Nie jesteśmy spokrewnione. To przyjaciółka-ciocia" - mówi Cassie, jakby Connie wciąż żyła i miała się dobrze.

Moja mama uśmiecha się. "Przyjacielska ciotka. Podoba mi się to."

"Tak, tęsknię za nią. Chciałabym, żeby nie umarła." Grymas Cassie kłóci się z jej słowami.

Mama marszczy się głęboko. "Ja też za nią tęsknię".

"Tak, czy chcesz przyjść zobaczyć mój pokój, Aria?" Cassie pyta mnie w swoim następnym oddechu.

"Uh ..." Patrzę na mamę, czując się przytłoczona przez wir rozmowy.

"Może innego dnia, Cassie. Aria jest zajęta rozpakowywaniem", mówi równo Heather, jakby mogła odczytać moje wahanie.

"Dobrze." Cassie kiwa głową. "Może jutro?"

"Może jutro", odpowiada za mnie Heather, po czym zwraca się do mamy. "Czy masz jeszcze dużo do rozładowania? Bo możemy pomóc."

"Właściwie to myślę, że na razie skończyliśmy rozładowywać. Muszę najpierw zrobić miejsce w domu. Ale mamy kilka cięższych pudeł - książek, głównie - do których możemy potrzebować silnych ramion."

"Jeśli możesz poczekać do niedzieli, Emmett i Mark wrócą. Wyjechali dziś rano, aby odwiedzić kampus college'u w Minnesocie".

"Wow! College w USA!" ekscytuje się moja mama, a ja praktycznie słyszę, co myśli, ponieważ słyszałem, jak mówiła to już wcześniej. Biedni rodzice, którzy muszą płacić to czesne!

Oczy Heather rozszerzają się ze zrozumieniem. "Wiem."

"Mój brat gra w hokeja. Jest taki dobry," mruknęła Cassie. "Ma stypendium".

"Jeśli utrzyma swoje oceny", mówi Heather. "Dobrze. Cóż, pozwolimy ci do tego wrócić. I chcemy mieć was trzy na kolacji, jak już się zadomowicie".

"Bardzo byśmy chcieli." Moja mama promienieje, brzmiąc szczerze zainteresowana perspektywą kolacji z naszymi nowymi sąsiadami. Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz zrobiła sobie przyjaciela.

"Miło cię poznać, Aria." Heather zaczepia ramię przez Cassie. "Chodźmy."

"Do zobaczenia jutro." Oczy Cassie kierują się na papierową torbę w mojej dłoni. "To są naprawdę dobre ciasteczka. Są świeże."

"Tak?" Trzymam je przy nosie, aby wdychać czekoladowy zapach. "To dobrze, bo uwielbiam ciasteczka".

"Ja też." Zachichotała. "Może mogę się poczęstować jednym?"

"Już miałaś dwa." Heather uśmiecha się do nas przepraszająco i zaczyna odprowadzać córkę, szepcząc: "To prezent dla nich".

"Dobrze."

"Nie można dać prezentu, a potem prosić o jego zjedzenie!".

"Dobrze, wiem!" Głos Cassie zmienia się w pieszczotliwy.

Łapię ciężkie westchnienie Heather, gdy odchodzą.

"Jakie są inne smaki?" Mama wyrywa torbę z mojego uścisku i przygląda się jej zawartości, w końcu wyciągając owsiankę z rodzynkami. Ona bierze kęs. "Mmm ... Miała rację. Te są dobre."

Pomagam sobie podwójną czekoladą. "Więc, Cassie jest inna".

"Tak, ma autyzm", mówi mama, odkurzając okruchy z jej koszuli.

Moje oczy wędrują za dziewczynką, która wspina się po schodach ganku ich domu z ostrożnością starszej kobiety. "Wydaje się jednak taka towarzyska". W mojej ostatniej szkole było kilkoro dzieci z autyzmem. Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek mówili dużo do któregokolwiek z nich. Jeden chłopiec o imieniu Michael mówił sztywnym głosem, poruszał się w zwolnionym tempie i nigdy nie nawiązywał z nikim kontaktu wzrokowego, ale wygrywał wyścigi w szkolnej drużynie pływackiej. Inny chłopiec o imieniu Robbie nie potrafił w ogóle mówić i miał psa służbowego, który powstrzymywał go przed ucieczką z terenu szkoły.

I był jeszcze ten chłopak, który pojawił się w połowie roku. Nie pamiętam nawet jego imienia. Podsłuchałem rozmowę nauczyciela o tym, jak jego rodzice zaprzeczali, odmawiając poddania go testom, ponieważ nie chcieli, żeby został oznaczony, mimo że zdecydowanie coś w nim nie grało. Denerwował ludzi tym, co mógł powiedzieć. Podobno pewnego dnia w klasie nie przestawał się marszczyć i wskazywał na gigantycznego pryszcza na czole Sue Collins, którego na próżno próbowała zakryć korektorem. W końcu wybiegła z klasy we łzach, a on został zawieszony za znęcanie się. A potem była historia o tym, jak nienawidził odgłosu spłukiwania toalety - tak, jak nienawidził pacania, krzyczenia, uderzania siebie w głowę. Mówił każdemu, kto był z nim w łazience, że nie może spłukiwać, dopóki nie wyjdzie. Oczywiście, to nie poszło dobrze z grupą nastoletnich chłopców.

Po kilku tygodniach przestał przychodzić do szkoły.

"Tak, zawsze była przesadnie przyjazna, według cioci Connie. Spędzała dużo czasu na odwiedzinach. Prawie codziennie, po szkole. Ciotka Connie była szczęśliwa, mając w pobliżu małą dziewczynkę, którą mogła się opiekować." Mama podaje mi ciasteczka z powrotem i zamyka przyczepę. "Wygląda na uroczą dziewczynę i domyślam się, że przydałaby jej się przyjaciółka. A ty nie znasz nikogo w okolicy. Byłoby wspaniale, gdybyś ją poznała". Mama patrzy na mnie z oczekiwaniem.

"Na pewno to zrobię."

"Dobrze." Mama przerzuca rękę przez moje ramię, przyciągając mnie do siebie, gdy gładko wyrywa torbę z ciastkami z mojego uścisku ponownie.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Zaczynając od"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



👉Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści👈