Podbij swój ocean

Rozdział 1 (1)

==========

Prolog

==========

Sawyer

Przestań się na mnie gapić, skurwielu.

Noga odbija mi się obficie, a ja po raz milionowy zmuszam się do zatrzymania. Daję do zrozumienia, że jestem zdenerwowana, ale jak mam nie być, kiedy siostrzenica męża kuzynki mojej matki gapi się na mnie?

Wygląda, jakby widziała ducha, a ja praktycznie byłam nim przez ostatnie sześć lat. Ale gdyby tak było, nie musiałabym wsiadać do tego cholernego samolotu.

Oboje siedzimy na krzesłach naprzeciwko siebie, czekając na wejście na pokład samolotu do Indonezji. Po jaką cholerę ona tam w ogóle leci? Jest już prawie Boże Narodzenie, do kurwy nędzy.

Przypuszczam, że to może być podróż służbowa, biorąc pod uwagę, że ma na sobie spódnicę, dopasowaną marynarkę i szpilki Louboutin. Kto podróżuje w pieprzonych szpilkach Louboutin?

Nieważne. Liczy się to, że mnie zauważyła, a to nie jest teraz fajne.

Pot leje mi się po plecach i jestem prawie pewna, że mam plamy z dołu.

Staram się być niepozorny, ale ona też. Wyglądając na nonszalancką, ale wcale nie nonszalancką, powoli wysuwa z kieszeni swój telefon. Normalnie, nie jest to czerwona flaga, ale ona również ma plamy z dołu i zerka na mnie co dwie sekundy.

Ostrożnie zbliża telefon do ucha, próbując ukryć go w swoich prostych jak szpilki włosach. Kosmyki są tak cienkie, że w zasadzie są półprzezroczyste - nie ukrywa pod nimi telefonu, jak jej się wydaje.

Suka.

Nie mam pojęcia, jak mam uciec, kiedy ona patrzy, ale nie mam wyboru. Albo wyjdę, albo oni mnie znajdą.

Pieprzyć bycie niepozornym, moje życie jest na linii. Chwytam moją torbę podręczną, stoję i próbuję spokojnie odejść.

"Hej!" woła, ale pieprzyć to i pieprzyć ją. Prześlizguję się przez tłum, na granicy łez. Tak długo odkładałem wyjazd z kraju, przekonany, że zostanę złapany, a to właśnie może się stać.

Serce wali mi jak oszalałe, kieruję się bezpośrednio do sklepu z pamiątkami, kupuję bluzę z kapturem, dresy i czapkę, a następnie znajduję łazienkę, w której mogę się przebrać, cały czas sprawdzając przez ramię.

Nawet w toalecie jest tłoczno, więc trzymam głowę w dole i szybko wskakuję do kabiny. Trzęsącymi się rękami zwijam włosy w niski kok, wkładam czapkę na głowę, a następnie wsuwam kurtkę, przerzucając kaptur przez głowę, aby zakryć resztę włosów. Na koniec zakładam bluzę na szorty, już spocony od warstw i adrenaliny.

Następnie myję ręce i pędzę do kasy biletowej, nie mogąc złapać tchu i praktycznie dysząc przed agentką. Ona patrzy na mnie, zaskoczony moją nagłą obecność.

"May I hel-"

"Potrzebuję biletu na następny lot na zewnątrz", przerywam, prawie potykając się o moje słowa.

Ona mruga do mnie, a następnie skupia się na ekranie komputera, klikając wokół z jej myszy i stukanie kilka klawiszy.

"Lot do Indone-"

"Nie ten," wcinam się ponownie. "Inny."

Rzuca mi spojrzenie. Wkurzam ją, ale jestem pewien, że duży kieliszek czerwonego wina ukoi jej nieszczęścia, podczas gdy ja na pewno spotkam się ze swoim stwórcą, jeśli zostanę złapany.

"Lot do Australii odlatuje za czterdzieści minut".

"Sprzedane", mówię, klepiąc zwitek gotówki i mój dowód osobisty na ladzie. Rzucając mi niezadowolone spojrzenie, przetwarza bilet i odlicza pieniądze. Aczkolwiek bardzo powoli.

"Brakuje ci 8,09$", mówi.

Zazwyczaj nie jestem osobą, która ma problemy z obsługą klienta. Mają do czynienia z wystarczającym gównem. To powiedziawszy, jeśli zostanę przyłapany na przekroczeniu 8,09 dolarów, wskazuję bezpośrednio na nią i krzyczę, że to zrobiła, zanim zasuwa.

Mamrocząc pod nosem, wyciągam z kieszeni dziesięciodolarowy banknot i kładę go na ladzie.

Rzucając mi złe spojrzenie, bierze banknot i kontynuuje.

Ciągle sprawdzam przez ramię, ale na szczęście lotnisko jest zatłoczone i nie widzę żadnych wściekłych twarzy w mundurze i z bronią na mojej drodze.

"Czy masz jakiś bagaż?"

"Nie, tylko mój podręczny", odpowiadam.

Po kilku kolejnych minutach w końcu podsuwa mi bilet, wraz z moją zmianą i identyfikatorem.

"Gate 102. Terminal B."

Zrywam je z lady, szybko dziękuję i ruszam w stronę promu, moja torba na kółkach plaska o moje nogi.

Moje serce bije prawie z mojej cholernej gęby, zanim zdążyłem przejść przez TSA, wysiąść z promu, który zabiera mnie do terminalu, i ostatecznie dotrzeć do bramki. To trwało kurwa wieki, a oni już wywołali moje imię przez głośnik. Jestem spanikowany, że nie uda mi się, a oni są dosłownie o zamknięciu drzwi, kiedy w końcu dotrzeć do bramy.

"Czekaj!" krzyczę.

Pracownik widzi, że nadchodzę i przysięgam na Boga, że zasługuje na loda za uprzejme odsunięcie się i przepuszczenie mnie. Nawet gdy biegnę korytarzem, aby dostać się do samolotu, sprawdzam przez ramię.

Moje serce odmawia powrotu do wyznaczonego miejsca, dopóki samolot nie wystartuje.

Nawet wtedy czekam, aż kontrola ruchu lotniczego zatrzyma samolot i powie, że na pokładzie jest uciekinier.

==========

==========

Rozdział 1

==========

Sawyer

Rak smakuje jak gówno.

Zasysam głęboko, mentol prześlizguje się po moim języku i wypełnia płuca wyprodukowanymi chemikaliami. Ile z nich muszę wypalić, zanim rak zaatakuje moje komórki, dając przerzuty, aż do momentu, w którym będę obłożony chorobą?

Moje gardło zaciska się i buntuje przeciwko tytoniowi, wymuszając ostry kaszel. Odciągam papierosa i patrzę na niego, moja twarz wykrzywia się w obrzydzeniu, gdy dym filtruje z mojego nosa i ust. Kołyszę ręką, oglądając go pod różnymi kątami.

Z czubka promieniuje jasny pomarańczowy blask, szary popiół żre papier.

Ogień jest na czubku, płonie, jakby chciał mnie skusić do ponownego owinięcia ust wokół niego.

Nie.

To nadal nie jest pociągające.

Opalona dłoń sięga, chwytając papierosa, zanim zdążę go upchnąć na piasku.

"Daj mi to, zanim to zmarnujesz".

Marszczę się. Jak bardzo łatwopalny jest piasek? Założę się, że wcale. Jest zbyt gęsty - nie ma czym zasilić tlenu. Nie, chyba że wyleję na niego benzynę. Założę się, że dzięki temu plaża byłaby ładniejsza.




Rozdział 1 (2)

Ogień na brzegu ogromnego, błękitnego oceanu? Kto nie chciałby tego zobaczyć?

Słona morska bryza wieje delikatnie, zmuszając blond, kręcone kosmyki wokół mojej twarzy do zmysłowego tańca. Zakładam kosmyki za ucho, zbyt zmęczona, by wciągnąć je z powrotem w luźny węzeł zawiązany nisko na głowie.

Spoglądam na chłopaka siedzącego obok mnie. Jego zarośnięte, piaszczyste włosy układają się na karku, a tatuaż ze sztyletem za uchem jest uwodzicielski na tle jego skóry muśniętej słońcem. Wszystkie jego tatuaże są - on jest nimi pokryty.

Nadal nie znam jego imienia, ale jego kutas jest ładny i to wszystko, co naprawdę się liczy. Cóż, to i jego mordercza nikotyna. Nie jest typem, na który zwykle chodzę, ale czułam się samotna i zabawiał mnie pierwszy facet, który nie przyprawiał mnie o mdłości.

"Jak myślisz, jakiego raka od tego dostaniesz?" Pytam, kiwając w kierunku papierosa w jego dłoni.

On ćwiartuje grubą brew, jego ładne niebieskie oczy mienią się w porannym blasku. "Nie wiem. Rak płuc jest zbyt typowy. Gardło?"

"Myślisz, że umrzesz?"

On wyszczekuje krótki śmiech. "Mam cholerną nadzieję."

Kiwam głową, wyciągając rękę, żeby mi ją oddał. Patrzy na mnie, jakbym był dziwny, mija bit, zanim robi to, o co proszę.

Kolejny wdech i smakuje trochę lepiej z przypomnieniem, że łykam śmierć do płuc.

Tak, to smakuje o wiele lepiej.

Głośne fale rozbijają się o brzeg, zwijając się i sięgając wyciągniętymi pazurami w stronę moich wyszczerbionych, pomalowanych na niebiesko palców, zanim opadną z powrotem na dno i pociągną za sobą piasek.

Ocean jest piękny. Ale jest też nie do wybaczenia. W ciągu kilku sekund może obrócić się przeciwko tobie. Pociągnąć cię w dół tak gwałtownie, że nie wiesz, która droga jest górna, i nakarmić cię w swojej jamistej paszczy, aż utoniesz lub skończysz między zębami czegoś znacznie straszniejszego.

Znów głęboko wdycham, zamykając oczy, gdy czuję, jak dym wypełnia moje płuca i wbija się w nie.

Papierosy też są niewybaczalne, z tym jak zjadają cię od środka. Zabijają cię powoli, a potem wszystkie naraz.

Decyduję, że lubię ocean i lubię papierosy.

Bo ja... ja też jestem niewybaczalny.

"To będzie 68,10 dolarów" - mówi sympatycznie kasjer z uśmiechem na twarzy.

"Za test ciążowy i paczkę papierosów?" pytam z niedowierzaniem.

Facet chichocze. "'Fraid so."

"To dosłownie rozbój" - mruczę, ale nie jestem pewna, czy mnie usłyszał, bo nadal się uśmiecha.

Chciałbym łyknąć trochę tego szczęścia dla siebie, ale po trzech tygodniach w Port Valen w Australii nie czuję się bezpieczniej niż w Ameryce.

Po wylądowaniu sprawdziłem wiadomości w Internecie i władze zostały poinformowane, że prawdopodobnie widziano mnie na lotnisku i przypuszczalnie uciekłem samolotem. Pani w kasie biletowej może, ale nie musi być w stanie mnie zidentyfikować i potwierdzić mój lot do Australii, niezależnie od tego, że używam innego nazwiska. Przynajmniej mogłaby powiedzieć, że zachowywałem się podejrzanie i dać im powód do szukania.

Nie jestem bezpieczny w tym kraju - wydaliby mnie władzom amerykańskim, gdyby mnie złapali - ale to zbyt ryzykowne lecieć do kraju, który udzieliłby mi łaski. Pogodziłem się więc z faktem, że zostanę tu jeszcze przez jakiś czas i że nadszedł czas, by ponownie podjąć życie kogoś innego.

Są gorsze miejsca, jak sądzę.

Port Valen to piękne nadmorskie miasteczko na wschodnim wybrzeżu, otoczone jasnym akwa-błękitnym oceanem i zatłoczone turystami chcącymi nurkować z rekinami lub badać rafy koralowe. Poza plażą, jest bogate w masywne wodospady i dziury do nurkowania otoczone dziką przyrodą i kilometrami jasnych lasów, przyciągających wędrowców z całego świata.

Jest tu również drogo jak cholera.

Przekopuję się przez moją ratty coin purse, sznurki postrzępione na krawędziach i łapiące się w suwak. Przeliczam banknoty i monety, besztając siebie za to, że znalazłam się w takiej sytuacji. Cenne pieniądze wyrzucone w błoto, bo ledwo mogę wytrzymać sama, plus dodatkowe koszty, bo teraz czuję potrzebę bzykania, żeby się odstresować.

Problem w tym, że ta krawędź jest ostra i poszarpana, i nie ma na tym świecie narkotyku, który zapobiegłby jej przecięciu.

"Here ya go", mówię mu, wymuszając uśmiech na mojej zdrętwiałej twarzy. Czuję się jak wtedy, gdy mama zabierała mnie do dentysty, a ja wychodziłem z lidokainą wstrzykniętą w usta i brakiem kontroli nad mięśniami twarzy. Zawsze chichotałam z tego dziwnego uczucia, ale teraz nie mam ochoty się śmiać.

Wręcza mi resztę i moje zakupy, na jego twarzy pojawia się kolejny uśmiech. Teraz to niemal irytujące, jak bardzo jest szczęśliwy.

"Miłego dnia," ćwierka.

"Dzięki", mruczę.

Łapię worek i pędzę w stronę wyjścia ze sklepu spożywczego, moje jaskrawe pomarańczowe klapki zgrzytają o brudne białe kafelki.

Ten głupi pieprzony test ciążowy naprawdę wcina się w mały przydział, który sobie daję. Mimo to wolę wiedzieć, czy mały kosmita wdziera się do mojego ciała, niż żyć w strachu, obsesyjnie sprawdzając mój żołądek na każdej odblaskowej powierzchni, którą napotkam tylko po to, by zobaczyć, czy urósł o cal.

Żyję z wystarczającym strachem, nie potrzebuję więcej.

Nie mogą cię znaleźć, Sawyer. Jesteś bezpieczny.

Kręcę głową, uparcie pozostając w zimnym, samotnym miejscu, w którym rezyduje terror. Czy jestem bezpieczny?

Jeśli moje wnętrze najeżdża obcy, to sprawi, że moje życie będzie o tyle trudniejsze. Nie jestem w stanie zająć się dzieckiem i zapewnić sobie bytu. W tej chwili ledwo to robię, a moje środki do tego celu są... Boże, są okropne.

Moje myśli wirują, wyobrażając sobie małe blond dziecko w moich ramionach, wrzeszczące na najwyższych obrotach, bo jest głodne i cierpi na pieluszkowe zapalenie skóry czy coś takiego. Musiałabym oddać dziecko do adopcji, bez dwóch zdań.

Ale to by mi złamało moje pieprzone serce. Albo cokolwiek z niego zostało.

Mój oddech zaczyna się nasilać i staram się go kontrolować, walcząc o wypełnienie moich zaciskających się płuc. Jasne światło słoneczne ogrzewa moje policzki, gdy wyrywam się z automatycznych drzwi, wybiegam z parkingu i wychodzę na chodnik, moje klapki ze sklepu z dolarami grożą pęknięciem od mojej prędkości.




Rozdział 1 (3)

Wdycham głęboko, rozpaczliwie zasysając tlen, ale zatyka mi gardło.

Mój okres spóźnia się o tydzień, choć byłam zestresowana. Naprawdę zestresowana. Nigdy nie modliłam się tak bardzo - wisząc nad toaletą z kciukami zaczepionymi w szortach, błagając bogów, by dali mi powód do użycia tamponu w dłoni.

Myślę, że Niebo ma mnie na swojej liście gówniarzy.

Co jest taką bzdurą, chociaż nie mogę winić aniołów, że upominają mnie w imię Pana.

Smak słonego oceanu unosi się w powietrzu, pokrywając mój język, gdy kontynuuję zasysanie głębokich oddechów i czuję, jak moja zaciśnięta klatka piersiowa rozluźnia się tylko trochę. Coś w zapachu morza zawsze koi moje umęczone płuca, czy to dlatego, że nadużywam ich z powodu ataku paniki, czy dymu papierosowego.

To coś, co będę opłakiwał, gdy w końcu ruszę do następnego celu.

Na razie doceniam piękno Port Valen, póki mogę. Zieleń otacza ulice, wraz z jasnymi odcieniami różu, pomarańczu i fioletu kwiatów. Masywne klify są daleko za mną, i choć są oddalone o wiele mil, ich imponujące struktury nie mogą być ignorowane.

Grupa kobiet przechodzi obok mnie w swoich stringach i topach, a ja nie mogę pomóc, ale zakochuję się w tym, jak bardzo miasto jest wyluzowane.

Nawet bardziej niebezpiecznie, zakochuję się w Port Valen jako całości, pomimo ludożerczych pająków, które zamieszkują ten kraj.

Szybkim krokiem zmierzam w stronę przystanku autobusowego i z drżącym wydechem siadam na ławce, plastikowa torba dyndająca między moimi rozłożonymi nogami. Nad głową krąży sroka, co jeszcze bardziej mnie nakręca. Nauczyłam się na własnej skórze, że te demoniczne ptaki lubią przylatywać i atakować niesprowokowane. Wciąż mam uraz po ostatnim i modlę się, żeby autobus dotarł tu szybciej niż zaplanowano.

Mogłem jechać Senile Suzy, vanem, który kupiłem w zeszłym tygodniu. To stary, maślano-żółty Volkswagen - taki, jakim jeździli hipisi w latach 70. Życie w vanie jest bardziej idealne niż w hotelu, a ja miałem niesamowite szczęście, że znalazłem go za dużo mniej niż jest wart. Twierdził, że należał do jego córki, która odeszła i chciał, żeby już go nie było.

I tak nie mam tu prawa jazdy, a nie jestem na tyle pewna siebie, by jeździć po przeciwnej stronie drogi. Jestem przekonany, że zginę we wraku samochodu lub zostanę zatrzymany i złapany na jeździe bez prawa jazdy.

Na zawołanie sroka skrzeczy, jakby chciała mnie ostrzec, że ryzykowanie z seniorką Suzy może być bezpieczniejsze, ale na szczęście odlatuje gdzie indziej.

Ręce trzęsą się od resztek niepokoju, grzebię w torbie i wyciągam paczkę papierosów. Nie powinienem ich palić w moim możliwym położeniu, jednak myśl o śmierci jest zbyt kusząca, a ja jestem zbyt przerażony, by zrobić cokolwiek innego.

Wstydzę się siebie, ale chyba nie wiem, jak to jest czuć coś innego.

Nie rób z tego nawyku, Sawyer. Masz ich wystarczająco dużo.

Właśnie w momencie, gdy wysuwam jednego i wkładam go do ust, uświadamiam sobie dwie rzeczy. Zapomniałem kupić zapalniczkę, a obok mnie siedzi ktoś, kogo ciężar spojrzenia twardnieje na mojej twarzy jak zaschnięta glina.

Odwracam się i widzę starszego mężczyznę o głęboko brązowej skórze, który trzyma pomarańczową zapalniczkę, tak jasną jak moje klapki, a jego kciuk spoczywa na zapalniczce i jest gotów ją dla mnie zapalić. Ma na sobie starą białą koszulę, a na głowie wiekową czapkę w kolorze khaki. Pot spływa po jego twarzy, ale pachnie jak Old Spice i sól.

Uśmiechając się, pochylam się do przodu, a on pstryka. Jestem tak samo zahipnotyzowana ogniem, jak i obserwowaniem, jak pożera on cienki papier. Dym zwija się z kija w słone powietrze, paląc mi oczy, gdy unosi się do twarzy.

"Dziękuję", mówię, odpędzając dym. "Chcesz jednego?"

"Jasne," mówi. Wręczam mu papierosa i obserwuję go uważnie, gdy zapala swojego, pomarańczowy blask buchający podczas wdechu.

"Próbowałem ograniczyć palenie, ale nigdy nie mogę pozwolić im odejść na dobre", zastanawia się konwersacyjnie.

To straszny problem, którego nie powinienem sobie zadawać, ale wtedy ogarnia mnie fala euforii i przypuszczam, że nie jest tak źle. Nie potrwa to dłużej niż minutę, jednak sprawia, że ostra krawędź jest do zniesienia, a to wszystko, czego teraz potrzebuję. Tego i dobrego towarzystwa.

"Kiedy kiedykolwiek byliśmy w stanie odpuścić to, co nas najbardziej boli?" mruczę.

"Cóż, masz mnie tam."

mruknąłem. "Jak masz na imię?" Pytam, próbując wydmuchać dymiące O, ale zawodząc żałośnie.

On chuckles, dźwięk husky. "Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ładna młoda dama zapytała mnie o imię. Nazywam się Simon."

Normalnie, stary, obcy mężczyzna nazywający mnie ładną miałby mnie wstać i odejść bez wstecznego spojrzenia, ale sposób, w jaki to mówi, nie czyni mnie niewygodnym. W rzeczywistości sprawia, że czuję się trochę tak, jak powinien się czuć dom. Ciepły i przyjazny. Bezpieczny.

To poczucie komfortu skłania mnie do zrobienia czegoś, co rzadko robię. Coś, czego nigdy nie robię. Podaję mu swoje prawdziwe imię.

"Sawyer. Dzięki za dotrzymanie mi towarzystwa, Simon."

Mija chwila ciszy, a potem, "Chcesz zobaczyć mój nowy tatuaż?"

Zaskoczenie sprawia, że zatrzymuję się na krótką sekundę, papieros zawieszony w połowie drogi do moich ust, zanim wystrzelę szybkie "Z przyjemnością", a następnie zatrzymuję filtr w kąciku ust.

Podwija swoje spodenki i pokazuje mi swój nowy tusz. Czarne, nierówne linie tworzą słowa "Fuck You" ułożone na środku jego uda, wciąż obrzmiałe i podrażnione. Tym razem jestem naprawdę zaskoczona.

Zdumiony śmiech wybucha z mojego gardła, a ja prawie tracę papierosa w procesie, ale nie przejmowałbym się, gdybym to zrobił.

"O mój Boże, uwielbiam to. Prawdopodobnie bardziej niż mój ulubiony palec u nogi. Czy to bolało?" Pytam, pochylając się bliżej, aby sprawdzić tusz. To oczywiście nie jest profesjonalnie zrobione - w rzeczywistości jest to dość gówniana praca - ale myślę, że to jest to, co lubię najbardziej w tym.

"Nie", mówi, machając ręką. "To jest terapeutyczne. Nie jestem pewien, co masz na myśli mówiąc o ulubionym palcu, chociaż."

Trzymam w górze moją lewą stopę i wskazuję na nią. "Mój palec u nogi jest naprawdę uroczy, nie sądzisz?".




Rozdział 1 (4)

Pochyla się nad nią i bada ją dokładnie. "Masz rację. Ten palec też mi się podoba".

Uśmiechając się, opuszczam stopę i spoglądam w dół na zniekształcone słowa. Jestem w nim zakochana. Zawsze przydałaby mi się mała terapia w postaci nieprzemyślanej - i lekko maniakalnej - decyzji.

Wciągam kolejny kłąb dymu i wydmuchuję go, próbując walczyć z impulsem wznoszącym się wewnątrz mnie.

"Skąd to masz?"

On wzrusza ramionami. "Zrobiłem to sam. Słyszałeś kiedyś o tebori?"

Kręcę głową, więc grzebie w kieszeni i wyciąga fiolkę z czarnym atramentem i garść zapieczętowanych igieł.

Unoszę brwi, zastanawiając się, dlaczego nosiłby ze sobą te rzeczy, ale cieszę się, że przynajmniej używa nieużywanych igieł.

"To tradycyjna japońska metoda. Ludzie nazywają 'em stick and poke tattoos,'" wyjaśnia.

"Jak to działa?"

Wyjaśnia mi proces, który brzmi dość prosto. Tak prosty, że rozważam zrobienie sobie takiego samemu. Nie mam żadnych tatuaży ani luksusu pójścia do sklepu i zapłacenia za jeden.

W momencie, gdy otwieram usta, by zapytać, skąd wziął materiały, on wcina się, "Chcesz, żebym zrobił ci jeden?".

I cock my head at him, a grin clawing its way up my cheeks.

"Tak", mówię, kiwając głową, decydując, że pomysł obcego człowieka, który robi mi tatuaż na przystanku autobusowym jest zbyt dobry, aby przejść. To idealny rodzaj spontaniczności, którego potrzebuję. "Co chcesz za to?"

Kiwa głową w kierunku mojej plastikowej torby. "Ta paczka cygar wystarczy."

Spojrzenie, którym mnie obrzuca, daje mi wyraźne wrażenie, że jest bardziej zainteresowany powstrzymaniem mnie od palenia ich niż paleniem ich przez siebie. Zastanawiam się, czy zauważył, co jeszcze było w torbie.

Uśmiecham się. "Deal. Chcę taką samą jak twoja. W tym samym miejscu, również. Możemy się dopasować."

Podoba mi się pomysł posiadania pasującego tatuażu z Simonem. Chyba dzięki temu czuję, że znalazłem przyjaciela w moim małym, samotnym świecie i będę miał kogo wspominać, gdy w końcu odejdę.

Co ważniejsze, podoba mi się przesłanie. Bo naprawdę, te dokładne słowa przekraczają moje myśli każdego dnia. Czy jest lepsze zdanie do wytatuowania niż moja codzienna mantra?

Uśmiecha się, pokazując lekko krzywe zęby, i gestem nakazuje mi obrócić udo w jego stronę. Odcięte szorty to mój codzienny strój tutaj, więc z łatwością będzie mógł umieścić jeden w tym samym miejscu co jego.

Autobus się zbliża, więc przegapimy nasz przejazd, ale kolejny autobus pojawi się za trzydzieści minut - mnóstwo czasu na zrobienie mojego pierwszego tatuażu.

Odkręca fiolkę i wlewa do niej odrobinę czarnego jak atrament płynu, a następnie otwiera opakowanie z nową igłą.

"Tusz ośmiornicy", mówi mi. "Najlepszy atrament, jaki można dostać".

Kiwam głową, choć niekoniecznie mnie to obchodzi. Wszystko w tym temacie i tak jest niehigieniczne. Jeśli moje ciało go odrzuci, powstanie całkiem fajna blizna. Chociaż zawsze bardzo lubiłem ośmiornice, więc chyba miło będzie mieć wstrzykniętą w siebie ich część.

Potrafią tak łatwo zniknąć, zakamuflować się, by wtopić się w otoczenie, a to wszystko, czego naprawdę chciałem w życiu. Może z tym nowym tatuażem będę mógł udawać, że jego atrament skorodował wszystko, co czyni mnie człowiekiem i pozwoli mi zniknąć tak jak oni.

Marszczę czoło, wiedząc, że nigdy nie jest tak, jak w filmach, gdzie samotny dzieciak zyskuje niesamowitą supermoc. Chyba też mam trochę pretensji do ośmiornic.

Mój nowy przyjaciel pochyla się blisko mojego uda, jego brązowe oczy nigdy nie odchodzą od swojego zadania, gdy jego zaskakująco stabilna ręka skrupulatnie wbija tusz w moją skórę. Ostre ukłucia uwalniają wszystkie rodzaje endorfin do mojego systemu i decyduję tu i teraz, że jestem uzależniony od tatuaży.

To lepsze niż papierosy, ale ponieważ są teraz jego, pozwala mi zapalić jeszcze jednego podczas procesu. Mówi, że to na uspokojenie.

Dołącza do nas jeszcze kilka osób i śmieszy mnie, gdy żadna z nich nie wygląda na zaskoczoną widokiem dziewczyny robiącej sobie tatuaż tebori podczas czekania na autobus, jakby to było powszechne zjawisko w Port Valen. Jeden facet nawet podchodzi i prosi o swój własny, ale Simon mówi mu, żeby znalazł go innego dnia.

Całe to doświadczenie jest dziwne, ale przyniosło mi szczęście, a to obce uczucie jest lepsze niż seks. Tak mało doświadczam radości, a zbyt często obcy mężczyźni tłoczą się nade mną i nachodzą moje ciało.

Co najważniejsze, dzięki temu zapomniałem.

Dwadzieścia pięć minut później Simon prostuje się, jego twarz wykrzywia się w bólu, a plecy pękają od tak długiego przebywania w niewygodnej pozycji.

Czuję się źle z powodu bólu, który mu sprawiłem, a on musi zauważyć wyraz mojej twarzy, ponieważ rzuca mi surowe spojrzenie, podobnie jak ojciec, który beszta swoje dziecko. "Nie miej mi tego za złe, młoda damo. To błogosławieństwo być starym, a każde błogosławieństwo jest trochę słodko-gorzkie."

Nadal czuję się źle, ale przytakuję i pochylam się, aby zbadać mój tatuaż. Moje udo jest jasnoczerwone i podrażnione, co wzmacnia szorstkie linie.

Fuck You, pogrubionymi czarnymi literami, chociaż mój wygląda trochę schludniej niż jego. Niezależnie od tego, nadal są nierówne i chybotliwe, a ja czuję z tego powodu ulgę. Właśnie dlatego tak bardzo je kocham.

"Jest idealny".

"Niedoskonałe", poprawia, przyglądając się swojej pracy.

"Doskonale niedoskonałe", kompromituję się, uśmiechając się do niego szeroko. Moje policzki bolą od tego, jak szeroko są rozciągane, ale tak jak za każdym razem, gdy ta igła szturchnęła moją skórę, ból czuje się dobrze. "Wszystkie najlepsze rzeczy są."

Zapala kolejne cygaro i odchyla się do tyłu, jakby nic go nie obchodziło. Simon wygląda, jakby przeżył swoje życie bardzo dokładnie, a ja chcę wiedzieć, co doprowadziło go do tego przystanku autobusowego, dając dziwnej dziewczynie tatuaż we wtorkowe popołudnie.

"Masz rację", przyznaje. "Jesteś też bardzo dziwna". Szczerzę się szerzej, gdy powtarza dokładnie moje myśli.

"Tak samo jak ty, Simon. Tak jak ty." Nasze wspólne spojrzenie mówi wiele - obaj jesteśmy zadowoleni z bycia dziwnym.

Właśnie wtedy podjeżdża autobus, silnik głośno dudni. Kiedy drzwi syczą, a potem się otwierają, wstaję i podaję mu łokieć, jakbym odprowadzał go na bal.

Macha ręką, odpychając mnie.

"Wolę chodzić. Moje stare kości potrzebują ruchu, inaczej zablokują się na zawsze".

Moje brwi wciągają się. "To dlaczego siedziałeś na przystanku?".

On wzrusza ramionami. "Przechodziłem obok, a ty wyglądałeś jakbyś potrzebował przyjaciela".

Opuszczając łokieć, dziwne przeszywające uczucie kłuje mnie w piersi. Rozczarowanie.

Chciałem porozmawiać z Simonem więcej. Zadawać mu pytania i dowiedzieć się więcej o człowieku stojącym za znoszonymi ubraniami i tuszem ośmiornicy.

On też jest spostrzegawczy, po raz kolejny zauważając wyraz mojej twarzy. A może po prostu zbyt często noszę swoje uczucia na rękawie.

"Jeszcze nie raz skrzyżujemy ścieżki, Sawyer. Życie ma zabawny sposób rzucania ludzi na twoją drogę, kiedy masz się zderzyć. Od ciebie zależy, czy zdecydujesz się uczynić to trwałym".

"Trwałość," mruczę, smakując obce słowo na moim języku. "Ty już jesteś trwały, Simon, tak samo jak ten tatuaż".

Uśmiecha się do mnie, z wiedzącym mrugnięciem w oku.

"Więc zobaczymy się wkrótce, prawda?".

Czując się nieco lepiej, podnoszę moją plastikową torbę, a szelest jej zawartości przypomina mi, co jeszcze w niej jest. Mały uśmieszek na mojej twarzy znika. Simon nie będzie już odwracał mojej uwagi od zbliżającej się sytuacji i nagle zaczynam się bać tej samotnej jazdy.

"Mam nadzieję, że tak. Miło było cię poznać, Simon."

A potem odwracam się, moje udo płonie, gdy toruję sobie drogę do autobusu. Wrzucam monety do automatu i znajduję miejsce daleko z tyłu. Sztuczna skóra jest gorąca i lepka od grzbietów moich ud, ale prawie tego nie zauważam.

Stoję twarzą do okna, rzucając ostatnie spojrzenie na machającego do mnie Simona, zanim autobus ruszy.

Przynajmniej nie musiałam iść do sklepu i używać karty kredytowej ani wyciągać więcej pieniędzy. Daję sobie jeszcze tylko kilka dni, zanim przyjdzie czas na drinka.

Potem zacznę od nowa jako ktoś inny.

Nie Sawyer Bennett, ale ktoś, kto żałuje, że nigdy jej nie poznał.




Rozdział 2 (1)

==========

Rozdział 2

==========

Sawyer

Jamie Harris.

Przez krótką sekundę wpatruję się w identyfikator, zanim podsuwam go barmanowi. On zerka na kartę, z powrotem na mnie, a potem znów na kartę.

"Jesteś Amerykaninem", zauważa.

"Niestety", brzmi moja odpowiedź.

"Nie wyglądasz na dwadzieścia dziewięć" - komentuje, po czym zwraca kartę. To obraźliwe, ponieważ jestem tylko o rok młodszy niż to, co mówi identyfikator.

Zmuszam się do uśmiechu. "Strasznie mi przykro, że nie przeszłam twoich standardów dotyczących tego, jak powinna wyglądać kobieta w wieku dwudziestu dziewięciu lat. Dziękuję mojej rutynie pielęgnacyjnej. Czy mogę mieć teraz mojego drinka?"

Barman przewraca oczami, zanim odsuwa się, by zrobić wspomnianego drinka. W momencie, gdy się oddala, ja się rozklejam. Moja klatka piersiowa jest napięta z niepokojem, ale nie odważę się tego pokazać.

To moja twarz na identyfikatorze, ale nie moje nazwisko.

Jamie Harris jest odnoszącym sukcesy właścicielem firmy w Los Angeles w Kalifornii, ma świetną ocenę kredytową i limit na karcie kredytowej wynoszący aż pięćdziesiąt tysięcy dolarów.

Jest też mężczyzną i całkiem nieźle sobie radzi.

Cóż, przypuszczam, że to ja teraz robię sobie dobrze.

Nie mam jednak zamiaru wydawać tych wszystkich pieniędzy - nie więcej niż to absolutnie konieczne. Zanim tu przyleciałam, wyjęłam tyle gotówki, że wystarczy mi na jakiś czas.

Wszystkie moje ofiary to mężczyźni, a większość z nich ma uniseksowe imiona, co ułatwia mi podszywanie się pod nich. Przespałam się też z prawie każdym z nich. Z niektórymi... tak naprawdę nie chciałam, a moja skóra czołgała się przy każdym dotyku. Ale to było konieczne, by wziąć to, czego potrzebowałem.

Nie mam umiejętności, by robić to online, więc stary dobry sposób jest moją jedyną metodą. A żeby zbliżyć się na tyle, by zdobyć ich prywatne informacje - muszą mnie zabrać do domu.

Mógłbym dostać pracę, ale to oznaczałoby albo kradzież tożsamości martwej osoby, o której nikt nie wie, że nie żyje, albo użycie mojego prawdziwego nazwiska, a oba te sposoby sprawiają, że chce mi się kurwa wymiotować. Jeśli mam być szczery, kradzież życia innych ludzi, na początek, sprawia, że chcę umrzeć.

Jestem gównianą osobą, bez dwóch zdań. Ale nie jestem też socjopatą. Nie brakuje mi empatii i nie jestem pozbawiony poczucia winy.

Mimo to nikt nie może wiedzieć, gdzie jestem. Kim jestem.

Więc nie, nie mogę spać w nocy, ani nie patrzę na siebie w lustrze.

Ale robię to, co mogę - jedyną rzecz, którą wiem, jak zrobić, żeby przetrwać.

Barman wraca z moją wódką i Sprite'em i podsuwa mi je, rzucając niezadowolone spojrzenie.

"Jak się nazywasz?" pytam, popijając mojego drinka i natychmiast się uśmiecham. Jak na kogoś, kto nie chce mi uwierzyć, drink jest strasznie mocny.

Co mnie cieszy, biorąc pod uwagę, że to jedyny drink, który planuję kupić. Nie mogę ryzykować, że się upiję. Nie, kiedy wieczorem pracuję i muszę mieć cały swój rozum.

Chociaż nie przyszłam tu tylko po to, żeby pracować, ale też świętować. Test ciążowy wyszedł negatywnie. Po tym strachu natychmiast założyłam sobie wkładkę domaciczną. Kosztowało mnie to pieniądze, których nie chciałam wydać, ale to o wiele tańsze niż dziecko. Żadnych dzieci ani okresów w przewidywalnej przyszłości, a to jest coś, co zdecydowanie należy kurwa świętować.

Pielęgniarka w przychodni potwierdziła, że mój okres najprawdopodobniej spóźnia się z powodu stresu, a także zwróciła uwagę na kilka innych problemów zdrowotnych. Najwyraźniej mam niedowagę, a to, że prawie nie mogę jeść, na pewno nie pomaga.

Podczas gdy limit kredytowy Jamiego pozwoliłby mi na zakup nowiutkiego samochodu, gdybym chciała, nie mogę się zmusić do kupienia więcej niż minimum. Kiedy opuszczam jakieś miejsce, nigdy nie używam ich karty ponownie, na wypadek, gdyby zorientowali się, kim jestem i kazali policji mnie namierzyć. Nie wiem, czy to możliwe, czy nie, ale moja paranoja nie pozwala na to w inny sposób.

"Mam zajęty bar, aby uruchomić", jest jego odpowiedź. Spoglądam w obie strony na wspomniany bar, nie dostrzegając ani jednej duszy. Jest godzina pierwsza po południu w czwartek. Ten bar to gówno, a najwyraźniej postawa barmana nie jest lepsza niż przestarzały wystrój.

"Naprawdę mnie nie lubisz. Dlaczego?"

"Dajesz mi klimat zdziczałego psa".

Moje usta się rozchylają, zanim z mojego gardła wydobywa się szokujący śmiech.

"Zdziczały pies?" Powtarzam z niedowierzaniem. To jest tak prawdziwe, że nie mogę się nawet obrazić. Opieram podbródek na dłoni, grymas na twarzy. "Do tell."

Opiera obie ręce na barze i pochyla się. "Jesteś destrukcyjny i niekontrolowany".

"Musisz być psychologiem," zwracam sucho.

"Po prostu znam kłopoty, kiedy je widzę".

Zaciskam wargi, a potem wzruszam ramionami, biorąc kolejny łyk zamiast udzielić mu słownej odpowiedzi. Wciąż nie jest źle.

Wpatruje się we mnie, czekając na odpowiedź. Kiedy tylko biorę kolejny łyk, patrząc mu prosto w oczy jak to robię, kiwa głową, jakby potwierdzając coś do siebie.

"Jesteś przerażona. To czyni cię niebezpieczną," kończy. Mój wyraz spada, a z tym uprawomocnieniem, klika językiem, powoli zsuwając ręce z baru i odchodząc.

By zająć się duchami, jak przypuszczam, skoro nadal nikt tu nie zapierdala.

A przynajmniej tak mi się wydawało.

"Didn't you know? W dzisiejszych czasach drink przychodzi z darmową terapią."

Głęboki, akcentowany głos zza pleców jest zaskakujący, choć nie jest to znajomy australijski akcent, który przywykłem słyszeć. Skaczę, skręcam w stołku barowym i rzucam jedno spojrzenie, po czym natychmiast odwracam się z powrotem.

"Nope. Mogłabym zajść w ciążę tylko patrząc na ciebie. Odejdź."

Chrząknął. "Czy to nie jest rytuał przejścia do męskości? Zwalić dziewczynę i odejść?"

Prycham. "Tak im się wydaje."

Mężczyzna zajmuje miejsce obok mnie, otulając mnie zapachem oceanu i nutą drzewa sandałowego. Ma na sobie szorty i czarny tank top - a jaki mężczyzna nosi tank top i uchodzi mu to na sucho? Może dlatego, że posiada najsmaczniejsze ramiona, jakie kiedykolwiek widziałam.

Jest dokładnie takim typem faceta, od którego trzymam się z daleka. Wolę mężczyzn, którzy są ubrani w garnitury i krawaty i noszą hipoteki na nadgarstkach. Typ, który jest tak przepracowany i zestresowany, że mdleje po piętnastu sekundach... cóż, tego, co uważa za seks.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Podbij swój ocean"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści