Niemożliwa decyzja

Rozdział 1 (1)

========================

rozdział

jeden

========================

Gdyby Obsesyjne Zaburzenie Sprawdzania Emaili było chorobą, prawdopodobnie znajdowałbym się już w końcowym stadium: kciuk spustowy, bezmyślne odświeżanie, bezcelowe przewijanie i oczywiście niemożność skupienia się na czymkolwiek innym na całym świecie.

Po raz dwudziesty w ciągu kilku minut przerwałem niespokojne sprzątanie mojej klasy i odblokowałem iPhone'a, by sprawdzić cyfrową kopertę na dole ekranu głównego. Nadal nic.

"Przestań, Lauren. Doprowadzisz się do szaleństwa". Bo mówienie do siebie w trzeciej osobie było całkowicie racjonalnym zachowaniem.

Wepchnęłam telefon do cienistej otchłani górnej szuflady biurka i zatrzasnęłam ją, krzywiąc się, gdy połamane kredki zderzyły się ze skonfiskowanymi w zeszłym tygodniu zabawkami. Szkoda, że nie mogłam zamknąć tam również mojej marnej samokontroli. W ciągu godziny przeszłam od obietnicy, że poczekam ze sprawdzeniem telefonu do czasu, aż szkoła zostanie zwolniona, do ulegania pokusie na pierwszy rzut oka mojej torebki, jak uzależniona od alkoholu.

Oddaliłam się od mojego uwięzionego urządzenia i ponownie uzbroiłam się w antybakteryjne chusteczki o zapachu cytryny, szukając powierzchni, którą mogłabym odkazić, zanim pojawią się moi pierwszoklasiści i szczęśliwie odciągną mnie od mojej spiralnej powściągliwości. Wyścieliłam już kanapy w kąciku czytelniczym Red Rovera, przykleiłam na ścianie ulubione projekty plastyczne z tego tygodnia i wytarłam każdą trudno dostępną smugę z szyby akwarium Żaby i Ropucha - wszystko po to, by mój umysł nie błądził zbyt daleko w króliczej norze pytań bez odpowiedzi.

Przejechałem wilgotną ściereczką po drewnianych blokach z datami, umieszczonych na krawędzi biurka, zatrzymując się, by zaktualizować archaiczny system kalendarza. W tym miejscu, bezapelacyjnie czerwoną farbą, widniała data z zeszłego piątku: 15 listopada. Ale dzięki trzem niezgrabnym przekrętom ostatniego bloku, przyspieszyłem czas.

Gdybym tylko mógł zrobić to samo w moim życiu osobistym - pominąć wszystkie czasy oczekiwania między rozmowami o pracę, randkami w ciemno, wizytami lekarskimi ... i zmieniającymi życie e-mailami. Och, jakże zazdrościłem moim studentom zdolności do maksymalnego wykorzystania każdej chwili, nawet tych, które wydawały się trwać wieczność.

Albo w moim przypadku, czternaście miesięcy, jeden tydzień i trzy dni.

Nie to, żebym była na bieżąco.

Wibracja drzwi zamykających się na korytarzu, a następnie rytmiczny stukot obcasów spowodował, że podniosłam wzrok znad mojego clean-a-thon. Wszędzie poznałabym te kroki. Tak samo jak wiedziałam dokładnie, dokąd zmierzają.

Jenna Rosewood, moja najbliższa koleżanka i przyjaciółka, zatrzymała się w moich otwartych drzwiach niecałe trzydzieści sekund później, ściskając w pięści dwie poranne latte zawinięte w ocieplane rękawy. "Hej, wszystkie były poza tymi muffinami z jagodami, które lubisz, więc ...". Jej wypowiedź zsunęła się do zatrzymania. Jeśli pauza może być uznana za osądzającą, to ta wbiła gawel i wezwała salę sądową do uwagi. "Lauren," zaczęła na westchnienie, "dlaczego jesteś sanitizing swoją klasę ponownie, kiedy już zrobiłeś cały swój głęboki rytuał czyszczenia rzeczy, zanim wyszliśmy w piątek?".

Pracowałem, aby wymazać wszystkie ślady winy z mojej twarzy, ale mój najlepszy przyjaciel mógł wywęszyć żałosne mechanizmy radzenia sobie lepiej niż sponsor AA. "Było kilka obszarów, które przeoczyłem." Kłamstwo tak nieprzekonujące, że nie uwierzyłby w nie nawet mój najbardziej łatwowierny pierwszoklasista.

Z godną pozazdroszczenia łatwością, Jenna wplatała swoje smukłe biodra w wąskie rzędy mojej klasy, uważając, żeby nie obijać piłek do jogi i desek do balansowania schowanych pod biurkami moich uczniów - krzesła z czterema nogami były przereklamowane. Jej zniszczone, designerskie dżinsy i falbaniasta bluzka idealnie komponowały się z odcieniami ziemi na tle jej śródziemnomorskiej skóry. To, jak wiedziałam z doświadczenia, było uważane za "ubrany" wygląd Jenny. Poważnie, ta kobieta nie posiadała ani jednej pary spodni z elastyczną talią, co stanowiło rażący kontrast na prawie każdym naszym wspólnym zdjęciu, ponieważ moim ulubionym elementem garderoby były spodnie do jogi, które jeszcze nie zbratały się z matą gimnastyczną. Ale prawda była taka, że bez względu na to, co Jenna nosiła na swojej szczupłej sylwetce, zawsze wyglądała bardziej jak manekin Calvina Kleina, który ożył, niż jak nauczycielka trzeciej klasy w dzielnicy szkolnej dla robotników.

"A może" - powiedziała, oceniając mnie, gdy odsuwała na bok mój biedronkowy dozownik taśmy i przysiadła na krawędzi biurka - "wysłałaś kolejne zapytanie mailowe, a teraz przesadnie analizujesz życie, jakie znamy. Znowu."

Więc tak, moja najlepsza przyjaciółka miała zarówno urodę jak i mózg. Nie wspominając o mężu, który ratował niemożliwie chore dzieci, zarabiając na życie w najbardziej renomowanym szpitalu pediatrycznym w Boise.

Zatrzymałam się na chwilę, zanim wyszorowałam udawaną plamę atramentu w pobliżu krawędzi mojego stołu konferencyjnego. "Może."

"Myślałem, że zgodziliśmy się, że pozwolisz temu wszystkiemu odejść na jakiś czas. Odetchnąć. Żyj swoim życiem i ciesz się sezonem, w którym jesteś teraz. Przysięgam, że byłeś obecny przy tej rozmowie, bo miała ona miejsce niecały tydzień temu. W twoim salonie." Jej oczy zmiękły do współczującej prośby. "Musisz przestać się starać, żeby to się stało. Usłyszysz coś, kiedy będzie ci to przeznaczone."

Chwyciłem jej ofertę kofeiny i spróbowałem, po raz kolejny, przyjąć jej radę jak wyrwane przysłowie codzienne. Natychmiast w mojej głowie zmaterializował się obraz króla Salomona w butach do kostek Prady i popijającego chude Americano.

Jenna dmuchała na parę, która wydobywała się z maleńkiego dzióbka w pokrywce jej latte. "Mówiąc o życiu własnym, jak poszedł recital w sobotę wieczorem z twoją siostrą? Prawie umarłam na tym zdjęciu, które wysłałaś z małą Iris! Musiała być najładniejszą baleriną na tej scenie."

Uśmiechnęłam się na wspomnienie mojej siostrzenicy w jej bladoróżowym tutu i ciasnym kasztanowym koczku, w pełni świadoma wypróbowanej i prawdziwej taktyki dywersji Jenny. Podnieś moją siostrzenicę, a ja topię się szybciej niż masło na gofrze w tosterze. "Naprawdę była. Planuje spędzić noc u mnie, żeby znów móc potańczyć ze Skye i ze mną - tylko że upewniła się, że nie będzie już nigdy więcej zakładać do mojego domu swoich ładnych rajstop, ponieważ ostatnim razem paznokcie Skye zaczepiły o nie podczas ich wirowania".




Rozdział 1 (2)

Mój cocker spaniel został nazwany przez system demokratyczny mojej klasy pierwszej zeszłej jesieni, debata, która trwała prawie dwa tygodnie. Moi uczniowie podzielili się na trzy potencjalne kategorie imion - Szopkins, PAW Patrol i oczywiście superbohaterowie Marvela. Ale w końcu Skye z PAW Patrol pokonała Czarną Panterę i Twinky Winks. Zwycięstwo, jeśli chodzi o mnie. Nawet najbardziej pewne siebie kobiety zawahałyby się przed zbesztaniem Twinky Winksa w miejscu publicznym.

"S-e-r-i-o-u-s-l-y." Jenna wyciągnęła to słowo z całą dramaturgią dostępną obecnie trzydziestodwulatce. "To dziecko jest takie urocze. Nie mogę uwierzyć, że w przyszłym roku będzie w przedszkolu".

Moje serce przyczaiło się do gardła, gdy po raz pierwszy przyniosłam latte do ust. "Wiem. Ona tak szybko dorasta." Jak to się stało? Czy nie kołysałam jej w tej eleganckiej sali porodowej mniej niż rok temu? Bo pięć lat wydawało się matematyczną niemożliwością.

Nie przegapiłem sposobu, w jaki oczy Jenny zaparzyły się pytaniami, gdy obserwowała mnie, jak biorę kolejny ostrożny łyk mojej kawy. "Więc ... czy miałeś chwilę, aby porozmawiać z siostrą po występie, jak miałeś nadzieję?".

Natychmiast moja sentymentalna bańka się rozwiała. "Jeśli przez rozmowę rozumiesz Lisę wskazującą mi każdego dostępnego - lub prawie dostępnego - mężczyznę na recitalu." Potrząsnęłam głową i odstawiłam filiżankę, walcząc z chęcią poruszania się. "Ona robi tę okropną flirtującą rzecz ze swoim głosem, kiedy to robi, też, jakby mówiła przez chmurę helu." To był głos, którego używała za każdym razem, gdy klepała na swoją samozwańczą odznakę swatki w mojej obecności. "Nie żartuję, kiedy mówię, że w ciągu dwóch godzin musiała przedstawić mnie sześciu różnym mężczyznom. I wie, że zrobiłam sobie przerwę od sceny randkowej. Rozmawiałyśmy o tym wielokrotnie, ale jak zwykle moja siostra słyszy tylko to, co chce usłyszeć."

Sięgnęłam po kolejną chusteczkę z dozownika w samą porę, by Jenna zsunęła się z biurka i wyrwała mi ją z ręki.

"Przestańcie już z tym szorowaniem. Jestem pewna, że mój mąż mógłby przeprowadzić operację na twoim stole konferencyjnym".

Westchnęłam i usiadłam na biurku małej Amelii Lakier, dotykając poobcieranymi palcami moich marynarskich Converse'ów do linoleum jak baletnica. Balet był jednak hobby mojej siostry, nigdy moim. To tylko jeden z tysiąca sposobów, w jaki obie nie byłyśmy do siebie podobne.

Jenna nie musiała podawać oczywistego wniosku, jaki wyciągnęła z mojej tyrady o siostrze. Praktycznie słyszałem, jak jej mózg łączy kropki. "Więc to twoja frustracja z powodu Lisy skłoniła cię do wysłania kolejnego maila z prośbą o aktualizację. . . ." I jej przypuszczenia też nie byłyby błędne. Lisa mogła być młodszą siostrą w naszym duecie rodzeństwa, ale była zdecydowanie bardziej dominująca, przez co często zostawiała mnie chwytającego się za jakieś pozory kontroli, kiedy tylko się rozstawaliśmy.

Zerknęłam na zegar nad moimi drzwiami i stanęłam, by wymazać piątkowe mieszanki liter na tablicy, jednak kątem oka nie mogłam zignorować paznokci Jenny w kolorze wina, stukających w jej kubek. "Kiedy mówisz, że 'zrobiłaś sobie przerwę od randek', nie masz na myśli trwałej". Tak właśnie moja najlepsza przyjaciółka testowała wody, zadając pytanie, nie zadając go właściwie w ogóle, choć obie wiedziałyśmy, po której stronie płotu się skłaniała, jeśli chodzi o temat mojego romantycznego życia - po tej samej stronie, co moja siostra. Tylko motywy Jenny były honorowe. Nie mogłam tego samego powiedzieć o Lisie.

Ponumerowałam zajęcia w ciągu dnia na sześć części po lewej stronie tablicy: pisanie, muzyka, matematyka, czytanie, gra STEM i, moja osobista ulubiona, biblioteka . . a potem odwróciłam się, by stanąć twarzą w twarz z moją najwierniejszą z przyjaciółek.

Dałem jej najprawdziwszą odpowiedź, jaką mogłem. "Możliwe, że tak".

Ona rzeczywiście wzdrygnęła się na moje słowa. "Ale, Lauren ... to może być miesiące i miesiące nadal. Może nawet kolejny rok zanim otrzymasz odpowiedź, na którą czekasz. Nie sądzę, że powinnaś się ograniczać, kiedy nie jesteś nawet pewna, co się jeszcze wydarzy." Zrobiła pauzę i zmniejszyła swoją głośność. "Wiesz, że popieram twoją decyzję, po prostu . Nie chcę, żebyś zamknął swoje serce na możliwość spotkania kogoś w międzyczasie."

Wziąłem oddech, zanim się odezwałem, nie chcąc oddalić serca kryjącego się za jej słowami. Jenna mnie kochała. I Jenna kochała również swojego męża. To było naturalne, że chciała, bym doświadczyła tego samego rodzaju małżeńskiej rozkoszy, którą dzieliła z Brianem. Tylko ja byłam przekonana, że poślubiła jedynego księcia z bajki dla dzieci. "Wiem, że mnie wspierasz i muszę ci zaufać, że dużo o tym myślałam. Dla mnie, aby nawet zabawić pomysł romantycznego związku w tym sezonie życia nie ma sensu." Bo prawda była taka, że to nie moja samotność nie dawała mi spać w nocy. To była tęsknota o wiele, wiele silniejsza. Zakorzeniona we włóknach mojej istoty. "Wystawiłem się na widok publiczny, Jen. Od lat. Jestem pewna, że spotykałam się z każdym typem mężczyzny, jaki to miasto ma do zaoferowania, i obiecuję ci, że dobrze mi z byciem singielką. Szczęśliwa, nawet. Naprawdę." Dałam Jennie najszczerszy uśmiech, jaki mogłam wykrzesać na ten nadmiernie dyskutowany temat. Między moją siostrą, rodzicami moich uczniów i emerytowanymi kobietami z mojego kościoła, byłam na tylu pierwszych randkach, że dwustutysięczne miasto mogłoby się poczuć jak osiedlowy staw, a nie jak ocean.

Niektórzy ludzie mieli dar trzymania swoich emocji na wodzy, nie pokazywania światu wszystkiego, co dzieje się w ich głowach. Jenna nie należała do tych osób. Ale na szczęście, mimo że mogłem odczytać każde słowo, którego nie wypowiadała w tych swoich dużych, kasztanowych oczach, miała na tyle powściągliwości, żeby nie wypowiadać ich na głos.

Poranny dzwonek zaintonował znajomą melodię, a Jenna zaczepiła swoje ramię przez moje, gdy wyślizgnęłyśmy się z moich drzwi. "Kocham cię, Lauren".

"A ja ciebie, Jen."

Weszłyśmy do sali, która wkrótce wypełni się stukotem stóp, świstem plecaków i podekscytowanymi głosami, ale mój wzrok przykuł zaciemniony pokój po drugiej stronie korytarza. Dziwne. Dlaczego pani Walker miała zgaszone światło? Zwykle była tu, zanim kogut zapiał.




Rozdział 1 (3)

Oczy Jenny podążyły za moimi. "Och - nie słyszałaś, co się stało z panią Walker?".

"Nie?" Mój puls przyspieszył. "Nic nie słyszałam."

"Upadła w garażu w zeszły piątek wieczorem - złamała biodro w dwóch miejscach".

"O mój Boże, to straszne!" Zatrzymałam się i zerknęłam z powrotem na jej zamknięte drzwi. "Czy wszystko z nią w porządku?" Tak trudne, jak pani Walker mogła być czasami, urazy w jej wieku mogły mieć trwałe komplikacje. Zaczęła pracę jako nauczycielka pierwszej klasy w Brighton prawie dwadzieścia pięć lat temu, a wcześniej przez dziesięć lat uczyła w szkole w Oregonie. "Czy ona jest teraz w szpitalu?"

"Tak, podsłuchałem, że Diana potwierdziła dziś rano, że ma długoterminowego suba. Jeśli jest to złamanie, jak moja babcia miała kilka lat temu, prawdopodobnie będzie potrzebowała kilku operacji i prawdopodobnie będzie poza zasięgiem przez jakiś czas."

Pani Walker rzadko opuszczała dzień nauczania, ale kiedy to robiła, jej krótka lista zatwierdzonych subów była dobrze znana w okręgu.

"Wow ..." Niewygodne uczucie żalu osiadło nisko w moim brzuchu. Wstyd się przyznać, ale unikałem pani Walker od tygodni, a może nawet dłużej. Wydawało się, że bez względu na to, jaki pomysł zaproponowałam, żeby połączyć nasze wysiłki jako jedynych dwóch nauczycieli pierwszej klasy w szkole, zawsze znajdowała sposób, żeby narzekać na coś, co nie robiłam dobrze. Byłem albo zbyt praktyczny, zbyt niekonwencjonalny, zbyt energiczny, albo zbyt pobłażliwy. Zazwyczaj potrafiłam znieść jej specyficzny rodzaj negatywności, nie biorąc go sobie do serca; przez lata miałam dużo praktyki z jej typem osobowości. Ale w ostatnich miesiącach, gdy jej gawędy się nasiliły, moja łaska dla nich - i dla niej - znacznie osłabła. Poczucie winy oplotło moją klatkę piersiową na myśl o tym, że czeka ją operacja w szpitalu. "Może mogłabym zorganizować kilka kartek z życzeniami powrotu do zdrowia, które można by wysłać do jej szpitalnego pokoju?".

Jenna klasnęła w dłonie w szybki wzór trzech, gdy podeszła do swojego lidera linii czekającego z wolontariuszem-rodzicem na rogu naszego korytarza. Sekundy później jej klasa odpowiedziała z powrotem z podobnym klaśnięciem, zanim pomaszerowali z powrotem w dół korytarza. "Karty to świetny pomysł, panno Bailey", odpowiedziała Jenna przez ramię w swoim najbardziej autorytatywnym brzmiącym głosie. "Daj mi znać, co moja klasa może zrobić, aby pomóc".

"Cześć, panno Bailey!" Tabitha Connelly, mój wybrany na ten tydzień lider linii, szepnęła na mój widok. Podniosła nasz laminowany znak pierwszej klasy, a reszta mojej klasy podążyła za nią do rogu, zatrzymała się i czekała na moje klaśnięcie, tak jak ich nauczono.

Niewiele było na świecie lepszych rzeczy niż ta chwila właśnie tutaj - dwadzieścia cztery optymistyczne twarze, wszystkie gotowe do rozpoczęcia nowego tygodnia z zaraźliwym zapałem. Nawet najbardziej przyziemny poniedziałek nie był w stanie przyćmić tego żywego tłumu.

Uśmiechnęłam się do mojej szczęśliwej ekipy. "Dzień dobry, klaso. Chodźmy na spacer."

Na tym etapie roku moje "pierwszaki" wiedziały, czego oczekuje się od nich po wejściu do naszej klasy. Szalony pęd wieszania plecaków i przechowywania pudełek na lunch znacznie się uspokoił od czasu rozpoczęcia szkoły we wrześniu. Ich głosy pozostawały w ściszonych tonach, gdy wyjmowali swoje poranne foldery, kładli je na biurkach, odmawiali przysięgę wierności i czekali, aż dam im sygnał do rozpoczęcia porannej zabawy w słówka z partnerami.

Pięćdziesiąt minut później, pukanie do drzwi zaalarmowało mnie o koledze z piątej klasy wysłanym po moich uczniów na zajęcia muzyczne. Wszyscy ustawili się w pół spokojnej kolejce i pomachali na pożegnanie. Dmuchnąłem im buziaka i powiedziałem, że będziemy pracować nad projektem niespodzianką, kiedy wrócą. To wywołało kilka pompek na pięści i trzęsących się tyłków.

Minuty po ich wyjściu, położyłam arkusz papieru konstrukcyjnego na każdym z ich biurek, przygotowując kartki z poczuciem winy-er, get well cards na powrót dzieci. Na szczęście, miałam więcej niż wystarczającą ilość materiałów plastycznych, by podzielić się z sublokatorką z naprzeciwka. Nie miałam pojęcia, gdzie pani Walker przechowuje swoje własne przybory, a nie chciałam być tą, która obwinia się za bałagan w jej systemie, kiedy tylko wróci.

Zebrałam kilka par dziwnych nożyczek, dziurkaczy, markerów i naklejek, żeby się nimi podzielić, sprawdziłam zegar nad drzwiami. Sublokator miał za kilka minut zwolnić klasę Walkera na zajęcia muzyczne. Z wyjątkiem biblioteki, zamienialiśmy się wszystkimi innymi zajęciami w ciągu tygodnia.

Uzbrojona w niezbędne przybory, zaniosłam pudełko z pracami plastycznymi do sali i natychmiast cofnęłam się o krok na dźwięk... kwilenia zwierzęcia? Zerknęłam w stronę jadalni, a potem w stronę biblioteki. Dziwne. Żaden dźwięk nie dochodził z żadnego końca korytarza. Zlokalizowałem system alarmowy nad pracownią komputerową. Żadnego migającego światła, które sygnalizowałoby niebezpieczeństwo.

I wtedy to się powtórzyło.

Najbardziej drażniący, uciążliwy dla ucha... ryk? Chwilę później rozległ się hałaśliwy doping, dochodzący z wnętrza klasy pani Walker. Przyspieszyłem kroku, aby przejść przez linoleum między naszymi dwoma pokojami.

W normalnych okolicznościach nie odważyłbym się otworzyć jej drzwi bez pukania, ale instynkt kazał mi przekręcić klamkę i szeroko je otworzyć. I wtedy, tak po prostu, moje stopy zastygły na podłodze, moja szczęka zwisała luźno na widok, który całkowicie wywrócił mój przyziemny poniedziałek do góry nogami.

Ktokolwiek ryczał na klasę sześciolatków... z pewnością nie był na liście sublokatorów pani Walker.




Rozdział 2 (1)

========================

rozdział

dwa

========================

Na dębowym biurku pani Walker kucał człowiek bez głowy - a przynajmniej zakładałem, że to człowiek. Ale jego biały podkoszulek, skórzany pasek i ciemno sprane dżinsy były tylko drugorzędnymi szczegółami w stosunku do zielonego podkoszulka Kermita, nałożonego na głowę i przyciśniętego do twarzy jak folia termokurczliwa.

Realistyczny sitodruk głowy T-Rexa - z przerażającymi oczami i jeszcze bardziej przerażającymi zębami - ukrywał wszelkie ślady ludzkich rysów. Z jego krótkich, zielonych rękawów wyrastały dwie zwichrowane ręce, a stopy tupały, gdy wydawał z siebie kilka gniewnych pomruków.

Klasa parsknęła śmiechem, niektóre dzieci wołały, żeby zeskoczył i pogonił je po sali. Zamiast tego, z niepokojącą jak na ślepca dokładnością, schylił głowę i podniósł zszywacz między swoje olbrzymie, pokryte tkaniną zęby dinozaura.

Przez chwilę zakwestionowałem integralność protokołu bezpieczeństwa naszej szkoły.

"Niesamowite! Zrób to jeszcze raz!" Mason Grady wiwatował z pierwszego rzędu.

"Chcesz zjeść mój lunch?" zapytała Rosie Simons, trzymając w górze swój lunchbox z księżniczką. "Nigdy nie zjadam mojego serowego patyczka".

Człowiek-zaur upuścił zszywacz na biurko, po czym zaczął wąchać powietrze, zanim wydał z siebie kolejny potężny skowyt.

Kilka dziewczyn zakryło uszy i rozejrzało się po pokoju, po raz pierwszy dostrzegając mnie w pobliżu drzwi.

"Uh . . . Panie Avery?" Joy Goldman podniosła okulary i podniosła rękę. "Panna Bailey jest -"

T-Rex odciął ją potężnym huffem.

"Ale, panie Avery! Pan Avery!" Dzieci zachichotały i kontynuowały wskazywanie na jedynego nauczyciela w sali, który nie próbował odtworzyć Parku Jurajskiego.

Ze wszystkich szkoleń w sytuacjach kryzysowych, które przeszliśmy jako pracownicy, ze wszystkich ćwiczeń zamykających, które przeprowadziliśmy jako okręg szkolny... Byłem zupełnie nieprzygotowany na ten szczególny scenariusz. Jaka dokładnie była moja rola? Czy rzuciłam mu w głowę moje pudełko markerów, próbując uratować dzieci? Czy odwróciłem jego uwagę batonikiem z granoli w mojej kieszeni, a następnie popędziłem dzieci do mojej klasy?

"Przepraszam?" Podeszłam z ostrożnością. "Czy jesteś sublokatorem pani Walker?"

Wciąż ślepy, gotowy do szarży dinozaur biczował głowę w moim kierunku, a ja ledwo zdołałam odgryźć się od krzyku. Nie jest prawdziwy, Lauren. Nie. Prawdziwy.

Natychmiast miniaturowe dłonie T-Rexa wystające z otworów rękawów zaczęły rosnąć w dwa pełnowymiarowe, całkowicie męskie ramiona. Dziesięć palców chwyciło jednocześnie za obszycie jego koszulki schowanej nienaturalnie za karkiem. Pociągnął go ostro.

Potargane włosy, które nie były całkiem blond i nie były całkiem brązowe, sterczały we wszystkich kierunkach. Pociągnął koszulę jeszcze niżej, odsłaniając ciemne oczy, pożądliwe kości policzkowe i kwadratową linię szczęki. Szokujące odkrycie w niczym nie przypominało prehistorycznego potwora, którego przedstawiał.

Mężczyzna zamrugał, jakby chciał się ponownie zapoznać z XXI wiekiem, i pozwolił, by koszula Ask Me About My T-Rex opadła mu do pasa, zanim zeskoczył z biurka pani Walker. Zgrabił rękę przez jego rumpled, karmelowe włosy i uśmiechnął się grymasem, który miał mnie kwestionując mój własny gatunek w tej chwili. "Cześć, jestem Joshua Avery".

To było to. Żadnych wyjaśnień. Żadnych przeprosin. Żadnych rumianych policzków z upokorzenia za to, że został przyłapany z koszulą przez głowę podczas udawania dinozaura. Tylko zdawkowe powitanie, jakby wszystko było zupełnie normalne.

Przełknęłam i rzuciłam w jego stronę przypadkową grupę przyborów artystycznych, które wciąż trzymałam, w tym kolekcję znaczków, które moja matka znalazła podczas jednego ze swoich bardziej lukratywnych najazdów na szafy. "Masz. To dla ciebie, dla twojej klasy, to znaczy. Do zrobienia. Jeśli ty - oni - chcesz."

Spojrzał w dół na rzemieślnicze parafernalia teraz w jego rękach, a następnie z powrotem do mnie, każdy uczeń w pokoju skupił się na nas dwóch. "Czy przegapiłem lekcję sztuki w planie Charlotte na dziś?"

Charlotte? On nazywa panią Walker po imieniu? Było coś bluźnierczego w nazywaniu nauczycielki z prawie trzydziestu pięciu lat po imieniu. "Nie, to nie jest na lekcję sztuki. Są na kartki z życzeniami powodzenia. Do wysłania do pokoju szpitalnego pani Walker."

"Aha, no tak. Jasne." Przytaknął. "To naprawdę fajne z twojej strony. Dzięki, że o tym pomyślałeś."

"Tak... nie ma sprawy." Niezręczny beat I-have-noidea-what-to-do-next loomed nad mną, a ja uderzył kciuk w kierunku korytarza. "Powinnam wrócić do swojego pokoju. Moje dzieci za chwilę przyjdą z zajęć muzycznych". Jego brak reakcji popchnął mnie do kontynuowania. "Co oznacza, że uczniowie pani Walker będą mieli muzykę w następnej kolejności. Pracują nad programem z okazji Święta Dziękczynienia. Pomocnik z piątej klasy będzie tutaj, aby je odebrać, jak tylko odprowadzi moje z powrotem."

"Och, świetnie. Dzięki za informację." Kolejny dobroduszny chichot nastąpił po geście do biurka za nim. "Rzeczywiście mam gdzieś zapisany harmonogram, ale jak widzisz, trochę zboczyliśmy z trasy".

Prawie się przy tym roześmiałam. "Pewnie, że tak. Cóż, jestem po drugiej stronie korytarza, jeśli ..." Jeśli co? "Jeśli czegoś potrzebujesz lub masz jakieś pytania".

Jakby moje ręce i nogi były zrobione z metalu i śrub, zrobiłam sztywny krok w kierunku drzwi.

"Pa, panno Bailey" - zaśpiewało kilku uczniów.

Przekręciłam się lekko, aby pomachać klasie, kiedy Joshua spotkał moje spojrzenie z mrugnięciem.

"Tak, do widzenia, panno Bailey. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy."

Coś w sposobie, w jaki wypowiedział moje imię, sprawiło, że chciałam cofnąć słowa, które wypowiedziałam do Jenny wcześniej tego ranka. Nie moje zobowiązanie do trzymania się z dala od świata randek, ale moja ostateczna analiza wszystkich mężczyzn, którzy zamieszkiwali w mojej okolicy.

Bo się myliłam. Nie poznałam każdego typu mężczyzny, jaki Idaho miało do zaoferowania. A Joshua Avery był tego dowodem.

Moje spojrzenie skierowało się w stronę połowy okna w drzwiach mojej klasy więcej razy niż chciałam przyznać, starając się uchwycić spojrzenie sublokatora po drugiej stronie sali. Jakim cudem ktoś tak skandalicznie przeciwny pani Walker - lub Charlotte, jak zwykł ją nazywać - znalazł pracę nauczyciela w jej twierdzy, jaką jest klasa? Czy ktoś w biurze zbuntował się przeciwko jej życzeniom? Czy Joshua Avery był żartem wysłanym przez okręg szkolny?




Rozdział 2 (2)

Starałem się jak mogłem, ale nie mogłem zrozumieć tej sytuacji. W tym przypadku, jeden plus jeden nie równało się dwa. To równało się dorosłemu mężczyźnie, który wyjadał zszywacze przez koszulkę dla rozrywki dzieci.

"Panno Bailey?" Palce Noaha Lawlera wędrowały w powietrzu jak robaki na końcu żyłki wędkarskiej. "Czy mogę przygotować klasową torbę na książki? Dzisiaj moja kolej."

Moja uwaga przesunęła się z okna na zegar nad drzwiami. Trzy minuty do biblioteki.

"Och, tak. Dziękuję, Noah. W porządku, moje małe pierwszaki" - powiedziałam, zwracając się do sali z podwójnym klaskaniem. "Proszę zamknąć swoje foldery i ustawić się obok swojego kumpla pod ścianą. Zmierzamy na czas biblioteczny z panią Dalton".

Jeden po drugim moi uczniowie zamknęli swoje zeszyty do pisania, gdy Noah praktycznie galopował, aby odczepić naszą klasową torbę na książki od wieszaka. W środku torby były książki, które czytaliśmy razem w zeszłym tygodniu w kąciku czytelniczym Red Rovera. Praca nosiciela torby była bardzo pożądana, co prawdopodobnie wyjaśniało, dlaczego wyraz twarzy małej Caitlyn Parker zmienił się w karykaturalną pyskówkę. Dałam znak Tabithy, naszej liderce, żeby poprowadziła nas dalej, i przytknęłam palec do ust.

Gdy większość moich uczniów wciągnęła się do sali jak wolno jadący pociąg, zajęłam miejsce w kabinie z Caitlyn i zaoferowałam jej swoją rękę. To było niesamowite, jak szybko kwaśny nastrój u dziecka może się odwrócić, gdy poświęci się mu trochę dodatkowej uwagi. A że mama Caitlyn zbliża się do końca trzeciego trymestru ciąży z dzieckiem numer cztery, dodatkowa uwaga była dla Caitlyn zrozumiale trudniejsza do zdobycia w domu w tych dniach.

Ścisnąłem jej rękę po przejściu przez pracownię komputerową i kafeterię. "Pomyślałam, że mogę potrzebować dodatkowego pomocnika, aby wybrać specjalną książkę o Święcie Dziękczynienia na nasz czas czytania w tym tygodniu. Czy mogłabyś sprawdzić jedną dla naszej klasy?"

Wodniste niebieskie oczy Caitlyn zamrugały do mnie. "Naprawdę, mogę?"

"Absolutnie", powiedziałem. "Powiem Noah, że dzisiaj dodasz książkę do torby".

"Dziękuję, panno B." Jej uśmiech ogrzał środek mojej klatki piersiowej, gdy przesunąłem się na przód linii, aby dać kolejne przypomnienie, aby nasze usta pozostały nieruchome po wejściu do biblioteki.

Gdy tylko otworzyłem nieporęczne drzwi, zobaczyłem go. Człowiek dinozaur. Tylko tym razem nie kucał na szczycie biurka, tylko sięgał po książkę na szczycie półki. Wręczył książkę non-fiction z piłką do koszykówki na okładce chłopcu z gipsem na ramieniu. "Proszę bardzo, mistrzu".

Mrugnąłem moją uwagę z powrotem do moich uczniów, jak wypełniły się w dużej przestrzeni, machając do swoich kolegów pierwszoklasistów entuzjastycznie. Podwładny strzelił do mnie konwersacyjnym uśmiechem i podszedł do mnie, jakbyśmy byli starymi znajomymi, którzy mieli dłuższą niż trzyminutowa interakcję.

"Witam ponownie, panno Bailey".

"Witam," odpowiedziałam, pracując nad zamaskowaniem mojej twarzy w coś innego niż osłupienie, które nosiłam podczas naszego pierwszego spotkania.

"Właśnie usłyszałam plotkę o tobie. Chociaż, technicznie rzecz biorąc, nie sądzę, że można to jeszcze nazwać plotką, kiedy usłyszałem ją z dwudziestu sześciu wysoce renomowanych źródeł." Jego grymas nasilił się. "Czy naprawdę masz deski do balansowania i piłki do jogi w miejsce krzeseł w swojej klasie?" zapytał głosem, który w żaden sposób nie był przyjazny dla biblioteki.

Moje usta zadrgały. "Twoje źródła są poprawne".

"Niewiarygodne. Słyszałem o nauczycielach przesuwających się po swoich klasach, aby promować lepszą naukę, ale nie spotkałem wielu osobiście. Jak to było dla twoich uczniów?"

"Szczerze mówiąc, to był całkowity game-changer, jeśli chodzi o ich uwagę i skupienie, zwłaszcza dla moich bardziej poszukujących zmysłów dzieci. Mam szczęście, że pracuję w dzielnicy, która wspiera prywatne darowizny i niekonwencjonalne pomysły."

"Niekonwencjonalne pomysły są często najlepszymi pomysłami. Gdyby więcej nauczycieli było skłonnych do wyjścia poza ramy i podjęcia twórczych swobód w ramach swojej klasy, wierzę, że dzisiejszy system edukacyjny mógłby wyglądać znacznie inaczej."

Z życzliwości w jego tonie wiedziałem, że jego wypowiedź miała być komplementem, ale kwestia, którą poruszył nie powinna być tak łatwo uproszczona. "Podejmowanie pewnych kreatywnych swobód w klasie zdecydowanie odgrywa rolę w ulepszaniu naszego systemu edukacyjnego, ale częściej niż nie, ograniczenia nauczyciela zazwyczaj zaczynają się i kończą na poziomie wsparcia, jakie otrzymują od swoich pracowników administracyjnych. Brighton nie jest bogatą szkołą, ale jesteśmy obdarzeni otwartymi umysłami, które chcą słuchać prawdziwych potrzeb naszych uczniów. Moim zdaniem to jest warte znacznie więcej niż datek na alternatywną metodę siedzenia."

"Wow." Kącik jego oczu zmarszczył się z uznaniem. "Widzę, dlaczego zostałeś nagrodzony dotacją dla swojej klasy. Jeśli kiedyś będę musiał napisać grant, wiem do kogo przyjść."

Moja twarz rozgrzała się pod jego spojrzeniem i mogłam sobie tylko wyobrazić pogłębiający się odcień karmazynu, który splamił moją szyję i policzki. Moja klasyczna skandynawska skóra nie pozostawiała wiele do życzenia, była jak stały pierścień nastroju, którego nie mogłam zdjąć ani nawet opalić. Mój ojciec nigdy nie był jednym z tych, którzy dawali mi życiowe rady, kiedy dorastałam, ale powiedział mi kiedyś, że blondwłosa, niebieskooka dziewczyna o skórze tak jasnej jak moja powinna trzymać się z dala od wszelkich zawodów, które przynoszą zyski poprzez pomijanie prawdy. Kiedy zapytałam go dlaczego, powiedział po prostu: "Bo kłamstwa nie utrzymają się pod skórą tak bladą jak twoja".

"Chociaż," kontynuował bezczelnie sublokator, "weź to ode mnie, jest kilku sześciolatków po drugiej stronie korytarza od twojej klasy, którym też przydałoby się kilka wskazówek dotyczących pisania".

"Co?" zapytałem, dokładnie zdezorientowany jego nagłą zmianą tematu.

"Kartki z życzeniami dla Charlotte. Świetny pomysł, ale musiałem ocenzurować kilka moich reakcji, kiedy dyktowali mi swoje wiadomości."

Odwróciłam się, by stanąć przed nim w pełni. "Ich wiadomości do pani Walker, masz na myśli?"

"O tak." Zniżył głos i pochylił się. "Jeden z nich zaoferował, że pożyczy Charlotte zardzewiały chodzik w garażu jej rodziny - ten, który nie sprzedał się na ich corocznej wyprzedaży podwórkowej. Inny zapytał, czy mógłby narysować robotyczny staw na jej odlewie biodrowym, żeby wyglądała bardziej jak superbohaterka. Ale mój ulubiony ..." Jego pauza skupiła moją uwagę na jego ustach. "Dotyczył jej bielizny".




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Niemożliwa decyzja"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści