Napad w świetle księżyca

1

W ciszy gwiaździstej nocy obcasy Marthy rytmicznie stukały o bruk Krużganka, ale w jej krokach była nuta nieporządku, brakowało jej gracji zwykle kojarzonej z kobietą spacerującą w świetle księżyca. Lord Edmund Frost spokojnie kroczył obok niej, rozkoszując się delikatnym szumem upojenia i spokojem samotnej wędrówki pod połyskującym niebem.

"Zatrzymaj się! To jest napad! Nie ruszaj się!"

Nagły syk z cienia zatrzymał ją w miejscu. Zdezorientowana Martha wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w postać wyłaniającą się zza drzewa. Chociaż nie była całkowicie otynkowana, wino przytępiło jej zmysły i wolno zarejestrowała zbliżające się niebezpieczeństwo. Odpływając myślami, zapytała: "Co ja okradam?".

Młody mężczyzna z cienia zamrugał, zaskoczony. "Moja linia jest całkiem niezła!"

"Więc jak powinien pytać? Czyżby nie miał odpowiedniego tekstu? Dama Wintera, której mowa była niewyraźna od alkoholu, głośno beknęła i pstryknęła palcami, jakby natchniona. "Wiedziałby, co jest właściwe, gdyby miał pojęcie".

Młody rabuś, chwilowo oszołomiony, próbował wyartykułować odpowiedź, ale Dame Wintera ledwo go słuchała. Jej uwaga była skupiona na zabawce błyszczącej w rękach rabusia - neonowym nożu. "To nie może być prawdziwe", pomyślała. "Prawdziwe noże nie świecą. Czy on naprawdę próbuje rabować zabawką?".

Martha była zdumiona. Kradzież za pomocą świecącego noża-zabawki? Z pewnością nie docenił inteligencji nieznajomych - a może myślał, że wszyscy są głupcami?

Zaciekawiona tym absurdem, zygzakiem zbliżyła się do młodego złodzieja, a gdy podeszła bliżej, prawie wybuchnęła śmiechem. Wyglądał na nie więcej niż piętnaście lub szesnaście lat, z chłopięcymi rysami i niewinnym spojrzeniem. Był mniej więcej jej wzrostu, miał gęste, eleganckie brwi i idealnie uformowany nos. Jego niezwykle przystojną twarz podkreślały okrągłe, błyszczące oczy, które mogłyby konkurować z najjaśniejszymi gwiazdami.

Z uśmiechem Dame Wintera kontynuowała: - Czy wyglądam na kogoś, kto rabuje dla pieniędzy lub przyjemności? Wygląda na to, że to ja jestem tutaj okradana!"

Wpatrując się w nią, na twarzy chłopca malował się szok, ale w jego oczach nie było strachu - tylko dezorientacja. "Nie jestem...

Ledwo skończył zdanie, zanim Dame Wintera odpowiedziała: "Rabunek! Nie ruszaj się!"

Młody złodziej zamarł w miejscu, na tyle zaskoczony jej rozkazującym tonem, że posłusznie wykonał polecenie.

Dame Wintera podeszła do chłopca, czule obejmując jego twarz i muskając opuszkami palców jego miękką skórę. Nie mogła powstrzymać chichotu, gdy droczyła się z nim: "Siostra z Eastman nauczyła mnie, jak rabować dla przyjemności...".

Owinęła ramiona wokół jego szyi, pochyliła się i złożyła szybki pocałunek na jego policzku. Chłopak był całkowicie oszołomiony, jego oczy rozszerzyły się, a usta otworzyły w idealnym "O", ale nie zdążył nawet krzyknąć, zanim pocałowała go w usta. W tym momencie przytłaczająca fala wina w połączeniu z odurzającym smakiem słodkiej esencji zalała jego zmysły.

Gdy wydawało się, że posunie się dalej, jej śmiałość zmalała i wycofała się nieco, przyglądając się zmarzniętemu młodemu złodziejowi z figlarnym uśmiechem. "Słuchaj, braciszku, kradzież nie jest tak zabawna, jak się wydaje. Nie dość, że to ślepa uliczka, to jeszcze możesz zostać złapany przez tych samych ludzi, których obrałeś sobie za cel. Może rozważ coś bezpieczniejszego?"
Stał tam, skamieniały, obserwując, jak Dame Wintera skrupulatnie chwieje się w drodze powrotnej do Klasztoru, a jej sylwetka znika w nocy. Przez dłuższą chwilę stał w miejscu z otwartymi ustami, aż w końcu krzyknął z niedowierzaniem: "Co do...???".



2

Jak kobieta mogła pozbawić go godności?

W dzisiejszych czasach bycie kobietą naraża twoją integralność, ale bycie mężczyzną również nie gwarantuje bezpieczeństwa!

Dame Wintera, niezrażona jego protestami, chwiejnym krokiem wróciła do domu. Niedawno kupiła dziwaczne małe mieszkanie w Easton po tym, jak poprzedni właściciel obniżył cenę, uznając je za niewygodne bez windy i zbyt gorące w lecie. Wybrała więc okazję i wprowadziła się nieco ponad rok temu.

Mieszkanie z jedną sypialnią wydawało się przestronne dla samotnej kobiety, ale podczas samotnych godzin nocnych pustka była namacalna.

W jej sypialni ściany zdobił telewizor z płaskim ekranem. Na nim głęboko sentymentalna postać, porzucona przez ukochanego, wyznawała swoje dozgonne oddanie: "Bez względu na to, jak okrutny był, bez względu na to, jak niemiły, był dla mnie tym jedynym...".

Co za głupie, absurdalne wyznanie miłości, pomyślała Wintera, przewracając oczami. Przełączyła kanał na stację muzyczną, odrzuciła pilota na bok i opadła na łóżko. Jednak jej wzrok mimowolnie powędrował w stronę szafki nocnej, gdzie stało zabytkowe radio, niczym artefakt z innego stulecia.

Ciemna obudowa urządzenia wtapiała się w cień, a jedyną rzeczą rozświetlającą mrok było migoczące zielone światło przy antenie, drażniąco sygnalizujące brak odbioru.

Wintera wpatrywała się w ten maleńki punkcik zielonego światła bez ruchu, aż do momentu, gdy powoli zaczęły docierać do niej efekty działania wina. Delikatne dźwięki muzyki otuliły ją i zapadła w sen.

Kiedy światło księżyca zajrzało do Easton następnego dnia, obudziła się i odkryła, że jest już po dziesiątej. Letnie słońce wlało się do jej mieszkania, chwilowo ją oślepiając. Gdy wyszła ze swojego osobliwego, małego korytarza, usłyszała głos wołający ją: "Lordzie Edmundzie Frost!".

Głos był mieszanką młodzieńczej niezręczności i chłopięcego entuzjazmu, dziwnie znajomy. Wintera odwróciła się i ujrzała biegnącego w jej stronę, postawnego nastolatka ubranego w niebieską koszulkę i szare szorty. Jego szczupła sylwetka była zaskakująco proporcjonalna, nie przypominając żadnego z tych niezgrabnych chłopców, którzy wciąż niezręcznie rosną.

Gdy chłopak się zbliżył, jego jasny uśmiech był niemal oślepiający, przypominający poranne słońce, zmuszając Winterę do zmrużenia oczu. Skupiła się na jego dwóch wydatnych przednich zębach, z których każdy był na tyle duży, że mógł zostać pożyczony od olbrzyma, i zastanawiała się - kim był ten dzieciak?

Lord Edmund Frost, czekał na ciebie od dłuższego czasu. Zauważywszy zdziwioną minę Wintery, chłopiec zarumienił się, jąkając: - On jest od Lady Beatrice Summer, z zeszłej nocy, hm... - powiedział.

Jego słowa potknęły się, gdy próbował znaleźć właściwe wyrażenia. Jednak Wintera rozpoznała jego głos i nagle zdała sobie sprawę, że to ten sam dzieciak, który zaczepił ją poprzedniej nocy! Czyżby znów przyszedł, by postawić swoje roszczenia na jej progu?

O co chodzi? - zapytała, krzyżując ręce.

On... on chce tylko przeprosić... za nieporozumienie zeszłej nocy! To było naprawdę... naprawdę nie w porządku... - wydukał chłopak, a jego twarz niemal płonęła, jakby właśnie przebiegł maraton w letnim słońcu.
Przeprosiny? Zasadził się na nią jak zwykły złodziej, a teraz myślał, że powiedzenie "przepraszam" wymaże pamięć o tym wszystkim?

Hmm? Wintera wydała z siebie wątpliwy dźwięk, unosząc brew. Skąd mam wiedzieć, kim on jest?

Zapytał wujka Jaspera Lee przy bramie - odparł chłopiec, wypowiadając słowa w pośpiechu.

Wujek Jasper Lee, stary strażnik, zawsze był zbyt ostrożny wobec obcych i bardzo chronił to miejsce. Nie mogła uwierzyć, że ten dzieciak był w stanie wydusić z niego jej imię. Wintera odwróciła się i spojrzała na wujka Jaspera Lee w jego mieszaninie mundurów i znoszonych odznak, zdezorientowana i lekko zirytowana.



3

Wujek Jasper Lee zauważył jej spojrzenie i szybko podszedł do Eastona, wyjaśniając: "Lady Beatrice, brakowało mu legitymacji szkolnej i numeru ubezpieczenia społecznego dziecka. Po tym, jak zadzwonił do dyrektora szkoły, nauczycieli i kolegów z klasy, aby zweryfikować tożsamość dziecka, był w stanie wyjaśnić sprawę i w końcu dowiedział się od niego, jak się nazywam".

Podczas gdy Jasper mówił, Lady Beatrice Summer przytakiwała, prawie jak pisklę dziobiące ziarno, dodając: - Lord Edmund Frost ćwiczył wczoraj rano z przyjaciółmi z Easton do pokazu maskarady. Zeszłej nocy pomylił kogoś... To naprawdę było nieporozumienie. I to poważne.

Obawiając się, że Dame Wintera mu nie uwierzy, Jasper stał się niespokojny, jego stopy poruszały się pod nim, gdy wielokrotnie się kłaniał, a jego wypolerowane czoło lśniło od potu, co tylko podkreślało delikatne rysy jego przystojnej twarzy. Oczy obu młodzieńców lśniły niczym szkło, odzwierciedlając uczucia ich właścicieli bez cienia skrytości.

Dame Wintera z trudem przypomniała sobie, kiedy ostatni raz spotkała chłopaka, którego myśli były tak przejrzyste. Podczas gdy jego wyjaśnienia starały się zdobyć jej zaufanie, jego szczerość pomogła jej nieświadomie opuścić gardę.

Chcąc podtrzymać to wrażenie o lady Beatrice, Jasper nalegał: - Lady Beatrice, ten chłopak czekał przy wejściu do klasztoru, z niepokojem domagając się ode mnie przeprosin. On naprawdę nie jest złym człowiekiem. Jestem pewien, że zeszłej nocy został oszukany.

Dama Wintera przechyliła lekko głowę, gotowa milczeć, ale Lady Beatrice zaczęła się niecierpliwić, a jej policzki poczerwieniały, gdy argumentowała: - Wujku Jasperze, jego koledzy z klasy go nie oszukali; on po prostu ma okropny zmysł orientacji, który sprawił, że zgubił drogę zeszłej nocy, a oni już mu to wyjaśnili.

Podczas gdy wyjaśnienia Jaspera mogły potencjalnie go rozgrzeszyć i oddalić podejrzenia o kradzież, chłopiec zdawał się uparcie im zaprzeczać, starając się zachować honor swoich kolegów z klasy. Ta rewelacja zaskoczyła Dame Winterę; nie mogła powstrzymać się od spojrzenia z niedowierzaniem na niemal naiwnego chłopca, wykrzykując: "Ja...".

Chłopiec, nieświadomy wskazówek dotyczących następnego kroku w rozmowie i wyglądający na błogo niewinnego, naprawdę przypominał rzadki zagrożony gatunek. Ale pomimo swojej łagodności, z pewnością nie wydawał się w żaden sposób zagrożony.

Przerwała, chcąc powiedzieć: "Nawet jeśli to była tylko gra, kto nie chciałby towarzyszyć swojemu koledze z klasy, aby przeprosić po tym, jak pomylił go z rabusiem?". Ale powstrzymała się, pomyślała, że nie ma sensu marnować oddechu na tak nieistotnego małego wichrzyciela. Zamiast tego skinęła głową, mówiąc: "Przyjmuję jego przeprosiny. Wszystko załatwione, może chodzić do klasy".

Lady Beatrice Summer odwróciła się zaniepokojona: - Nie, to wielka sprawa. Ma coś ważnego do omówienia!

Dame Wintera uniosła brew - Co jest takiego ważnego?

Z zauważalnym zakłopotaniem pełzającym po jej szyi, Lady Beatrice próbowała mówić, ale zmagała się przez kilka chwil, jąkając się: - Uh... On... On... On...

Potykając się o te fragmentaryczne frazy, wodziła wzrokiem dookoła, nie mogąc skupić się na twarzy Dame Wintery, gdy opuściła głowę, prawie tak, jakby chciała skurczyć się w swojej skorupie jak nieśmiały żółw, desperacko pragnąc uniknąć bycia zauważoną.


4

Dame Wintera nie mogła pojąć wyrazu twarzy Merlina Hawthorne'a. W międzyczasie Martha Dust przypomniała sobie, z zawstydzającą wyrazistością, lekkomyślną decyzję, którą podjęła poprzedniej nocy, pobudzona zbyt dużą ilością wina. Zszokowany wyraz twarzy Lady Beatrice Summer wciąż ją prześladował; był to rodzaj spojrzenia, który sprawiał, że włosy stawały jej dęba, a ona czuła, że zboczyła z kursu w sposób, którego nigdy nie zamierzała. Choć na ogół była bystra, teraz zupełnie brakowało jej słów - coś zupełnie nowego dla niej.

W tym momencie z tyłu klasztoru wyłonił się elegancki srebrny Peugeot, podjeżdżając obok Dame Wintery. Okno opuściło się, ukazując promienną twarz pana Eastmana. "Dame Wintera, to on mnie podwiózł - powiedział wesoło.

Przyłapana w niezręcznym momencie, gdy Lady Beatrice rozważała zatrzymanie jej, fortuna uśmiechnęła się do Dame Wintery. Bez zastanowienia rzuciła się do drzwi samochodu z szybkością, która mogłaby konkurować z gepardem rzucającym się na ofiarę. Podmuch wiatru, który wywołała, zaskoczył sir Felixa Hartmana, który przybył, by eskortować pana Eastmana.

Lady Beatrice, wahając się i chcąc ją zawołać, patrzyła, jak Dame Wintera siada w samochodzie. Dopiero wtedy zebrała się na odwagę i opuściła szybę. Zmuszona do niezręcznego chichotu, zwróciła się do Eastmana: - Mój drogi bracie, dziś rano był trochę pijany... nie pamięta, co się stało. Już przeprosiłam i wierzę, że zrozumiał. Miejmy to już za sobą, dobrze? Do widzenia.

Z tymi słowami Peugeot odjechał, pozostawiając Lady Beatrice Summer oszołomioną w miejscu. Nagle wybuchła: "Czekaj! Jak możemy tak po prostu zapomnieć o dzisiejszym wieczorze? Pocałowałam go!

Wujek Jasper Lee, który miał ją zganić za stanie na drodze, zamarł na jej połowiczne wyjaśnienie, a jego oczy rozszerzyły się w szoku, jakby wszystkie zmarszczki wokół nich wygładziły się w jednej chwili. Nie zastanawiając się długo, wymierzył Lady Beatrice solidny policzek w tył głowy, besztając: "Jak śmiesz igrać z Lordem Edmundem Frostem! On myśli, że jesteś przyzwoitą osobą!".

Lady Beatrice stała oszołomiona i czuła się całkowicie pokrzywdzona. "Wujku Jasperze, to nie on był niestosowny! To nie ja... to jego pocałowałam...

Pocałowałaś go?! Wujek Jasper powtórzył, a jego temperament zawrzał. Jak mogłam dać się zwieść myśleniu, że on nie jest złym facetem? A ty - nie mogę uwierzyć, że to odwróciłaś!

Co ja, u licha, zrobiłam? wykrzyknęła Lady Beatrice, jej głos podniósł się w proteście. Zamieszanie w powietrzu było namacalne, a każda nieudolna próba obrony tylko potęgowała chaos.

Wuj Jasper potrząsnął głową, zdając sobie sprawę, że być może w tej całkowicie zagmatwanej sytuacji Lady Beatrice miała trochę racji. Ale jeśli skarcił Dame Winterę, czuł się źle - jak można winić kobietę za pocałunek, gdy to mężczyzna zachował się nieostrożnie? Absurdalność tego wszystkiego przygniatała niczym ciężar.

Tak więc oboje stali obciążeni spiralą emocji, uwikłani w plątaninę pożądania i nieporozumień, patrząc, jak ostatnie ślady Peugeota znikają w oddali.


5

Podczas gdy Lady Beatrice Summer i wujek Jasper Lee wymieniali gorące spojrzenia, ich uwaga została na chwilę przerwana, gdy samochód Dame Wintery wyjechał z klasztoru. Sir Felix Hartman, kierowca, odwrócił się do niej z kpiącym uśmiechem i zapytał: "Dame Wintera, czy ten młody człowiek właśnie odrzucił moje wysiłki swatania z zeszłej nocy?".

Dama Wintera spojrzała na niego, niezrażona. "Ten dzieciak wygląda na nieletniego; jak w ogóle mógł odrzucić twoją propozycję?"

Sir Felix zachichotał - Cóż, to młody Roland mnie z nim zapoznał. Biorąc pod uwagę jej osobowość, założyłem, że to całkowicie normalne, że znalazła mi młodego przystojniaka, z którym mogłabym się umówić.

Młody Roland, niezawodny asystent Dame Wintera, był właśnie tym, kogo starał się złapać. Pracowała na pół etatu w sklepie Dame Wintera od czasów nastoletnich, a po ukończeniu studiów została zaproszona do pełnoetatowej pracy jako jedna z jej prawych rąk.

Choć młody Roland był młody, był z Dame Winterą przez wszystkie wzloty i upadki budowania biznesu - prawdziwy partner w zbrodni. Jej dojrzałość przeczyła jej wiekowi, ale zachowała kapryśnego ducha młodej dziewczyny, co czyniło ją nieco nieprzewidywalną. Obawy Sir Felixa dotyczące jej wiarygodności nie były bezpodstawne.

Dame Wintera, słysząc słowa Felixa, roześmiała się. "Być może powiedziałam to zbyt wcześnie. Wczorajszy mecz małego Toma rzeczywiście odbiegał od jej zwykłego gustu, ale w oczach społeczeństwa jest on prawdziwą zdobyczą - historią sukcesu."

Sir Felix uniósł brew, zaintrygowany. "Naprawdę? Zmieniła zdanie? Jak wyglądał mecz?

"Nie ma się czym chwalić - wzruszyła ramionami Dame Wintera, przewracając oczami. "Chociaż pasuje do formy odnoszącego sukcesy faceta, uosabia również wszystko, czego może chcieć nowoczesna kobieta pragnąca wyjść za mąż - z wyjątkiem odrobiny dodatkowej pewności siebie".

Sir Felix westchnął dramatycznie. "Aż trudno uwierzyć, że młody Roland znalazł społeczną perełkę, którą chciał mi przedstawić, a ja pozwoliłem mu tak po prostu prześlizgnąć się przez palce.

Dame Wintera zachichotała na myśl o wydarzeniach ostatniej nocy. "Cóż mogę powiedzieć? Aby zdobyć jego serce, musiała zagłębić się w życie domowe - być mistrzynią w gotowaniu i prowadzeniu domu, znosić teściów, być świadkiem upiornych godzin męża i znosić jego zły nastrój, gdy tylko się pojawiał".

Felix roześmiał się tak mocno, że prawie stracił panowanie nad kierownicą. "Lista kryteriów jest naprawdę niezła, co? Pomyśleć, że spotkałem tak rzadkie znalezisko tylko po to, by pozwolić mu zniknąć - to po prostu szaleństwo! Powinienem był go zatrzymać na kilka dni, żeby zobaczyć ich miny w domu".

Dame Wintera zachichotała: - Cóż, nie usłyszał wszystkich twoich żądań, ale i tak by uciekł.

"Chcesz powiedzieć, że wymieniłem kilka kryteriów kwalifikacyjnych, które mogłyby go odstraszyć?" - drażnił się.

"Twoje były prostsze - tylko cztery słowa: "przystojny, silny, bogaty, młody".

Felix wybuchnął śmiechem, a jego głos rozbrzmiał w samochodzie. "Nic dziwnego, że uciekł. Zamień się z nim na chwilę miejscami i zobacz, czy poradzisz sobie z tymi wymaganiami!".



Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Napad w świetle księżyca"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



👉Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści👈