Bitwa, której nie można wygrać

Barry Gray Show Wmca Radio

Barry Gray Show

Radio WMCA

Gość: Benny Lament

30 grudnia 1969 r.

"Dobry wieczór, panie i panowie, tu Barry Gray, i słuchacie bajecznego 57, WMCA w Nowym Jorku. Najszczęśliwszej stacji w kraju. Jestem tu dla was, dotrzymując wam towarzystwa w najciemniejszych godzinach nocy, zwłaszcza na tej, ostatniej audycji roku, ostatniej pełnej nocy dekady. Jutro zegar wybije północ i lata sześćdziesiąte odejdą w niepamięć, a ja miałem szczęście, że udało mi się to wszystko ogarnąć.

"Co to była za dekada, ludzie. Co to była za dekada! Lata sześćdziesiąte przyniosły nam śmierć. Wojnę. Rewolucję. Straciliśmy prezydenta. Straciliśmy prawie pięćdziesiąt tysięcy młodych mężczyzn w Wietnamie. Niektórzy z was mogą powiedzieć, że straciliśmy nasz moralny kompas. A może nigdy go nie mieliśmy. Czasami się zastanawiam. Dr Martin Luther King został zastrzelony. Bobby Kennedy też.

"Ale to nie było wszystko złe, moi przyjaciele. Pięć miesięcy temu, 20 lipca 1969 roku, Ameryka umieściła człowieka na Księżycu. Thurgood Marshall, pierwszy czarnoskóry sędzia, zasiadł w Sądzie Najwyższym. Wierzę, że historia spojrzy na te lata i powie, że była to dekada praw obywatelskich, dekada desegregacji. The times are a-changin', jak to trafnie ujął pan Bob Dylan.

"Gramy muzykę przez cały dzień tutaj na WMCA. Mój program jest jedynym w WMCA, który tego nie robi. The Good Guys nadają hity i mówią, co grają w całym kraju. Dzisiaj przez cały dzień słuchacze słyszeli zestawienie największych hitów dekady. Czy wiedzieliście, że numerem jeden na Billboard's Hot 100 w 1960 roku była piosenka "Theme from A Summer Place" Percy Faith? Był to przyjemny, mały numer z pełną orkiestrą i ani jednego tekstu. Pamiętacie tę piosenkę? Nie jest to piosenka, do której można tańczyć, chyba że tańczy się policzkiem do policzka, co, nawiasem mówiąc, jest ulubionym sposobem tańczenia pani Gray.

"Myślę, że to wymowne, że zakończyliśmy dekadę Woodstockiem, festiwalem folkowo-muzycznym w sierpniu ubiegłego roku w Bethel, około stu mil na północny zachód od Nowego Jorku. Rozpoczęliśmy i zakończyliśmy lata sześćdziesiąte z ogromnie różną muzyką. Niektórzy mogliby powiedzieć, że dwa zupełnie różne światy. Byłem tam, relacjonując festiwal, jak wszyscy wiecie, i muszę przyznać, że nadal wolę Louisa Armstronga, Franka Sinatrę i Sama Cooke'a. Ale nic nie podkreśla bardziej ostatniej dekady niż zmiana w tym, czego i kogo słuchamy. Jeśli chcesz wiedzieć, co się dzieje w danym narodzie, spójrz na muzykę.

"Teraz nie gram hitów w moim programie. Wszyscy to wiecie. Mówię o świecie. Przeprowadzałem wywiady z ludźmi z każdej dziedziny życia, od liderów i aktywistów po największe gwiazdy. Ale nie sądzę, żeby którykolwiek z moich poprzednich gości mógł powiedzieć wam więcej o skrzyżowaniu muzyki i zmian niż mój następny gość.

"Najprawdopodobniej słyszeliście jego nazwisko, ale gwarantuję, że nie znacie jego historii. Nie całą. Not even close. Jest artystą rozrywkowym, producentem i płodnym autorem piosenek. Wymień artystę, a jest szansa, że on napisał dla niego piosenkę. Dziś wieczorem obiecał, że zagra dla nas, a może i trochę zaśpiewa, i opowie nam o piosenkach, które naznaczyły jego życie i karierę - tych, które znacie i tych, których nie znacie.

"Witamy w The Barry Gray Show, Benny Lament. Let's talk."




1 Can'T Cut It Out (1)

1

NIE DA SIĘ TEGO WYCIĄĆ

Napisałem swoją pierwszą piosenkę, gdy miałem osiem lat, z rożkiem lodów czekoladowych w ręku, podczas gdy mój ojciec szarpał właściciela sklepu. Moja piosenka była prostym drobiazgiem z jednolinijkowym refrenem i jednym wersem, ale nigdy jej nie zapomniałem. Pop to straszny człowiek. Lepiej rób, co mówi. Pop boli Gino w rękę. Lepiej rób, co mówi.

Tego dnia, przed Gino's, nie potrzebowałem pianina, żeby napisać moją piosenkę. Melodia po prostu pojawiła się wraz ze słowami. Dysonans. Brzydka. Pani Costiera zakryłaby uszy. Jedyny fortepian, na którym grałem w tamtych czasach, znajdował się w jej mieszkaniu, ale pozwalała mi na nim grać, kiedy tylko chciałem, i uczyła mnie nazw klawiszy i wskazywała wzory, żebym mógł połączyć nuty w akordy.

Akordy są jak rodziny. Nuty idą razem. Jak ty i twój ojciec, twoje ciotki i wujkowie i wszyscy twoi kuzyni. Tam. Słyszysz to? Czyż to nie piękne? To akord F. F jak famiglia. Ale posłuchaj... dodajmy jeszcze obcego. Widzisz? To nie brzmi tak dobrze. Ta nuta nie pasuje do akordu F.

Miałam siedzieć na ławce po drugiej stronie ulicy, przy wózku z lodami, pochłaniając mój topniejący smakołyk, podczas gdy mój ojciec składał wizytę Gino. Lubiłem Gino. Dał mi kiedyś harmonijkę i chciałem się z nim zobaczyć bardziej niż z rożkiem. Uznałem lody za to, czym były: łapówką, która miała mnie zająć, gdy ojciec wchodził do sklepu. Ojciec kazał mi zostać na miejscu, ale ja miałem w kieszeni moją harfę i chciałem pokazać Gino, jaki jestem dobry.

Tak Gino to nazwał. Harfa. Kiedy po zaledwie kilku próbach, instynktownie wiedziałem, gdzie poruszać ustami, żeby zmienić dźwięk, Gino podniósł ręce i powiedział: "Będzie z niego harfista, Lomento. Posłuchaj tego. Dzieciak ma talent i ucho".

Mogłem zobaczyć mojego ojca przez okno. Jego wielkie plecy były skierowane do mnie, plecy, na których czasami mnie nosił, a Gino stał przed nim nad ladą. Twarz Gino była wykrzywiona, jakby próbował nie płakać, a jego ręce były rozłożone szeroko nad gablotą z zegarkami i towarami. Wyglądał, jakby "sięgał po oktawę", jak to określiła pani Costiera, ale z grzbietu jego dłoni wystawał nóż mojego ojca.

Chciałem krzyknąć, ale nie zrobiłem tego. Byłem zszokowany, ale nie byłem. Bałem się, ale nie uciekłem ani nie odwróciłem się. Zamiast tego śpiewałem cicho, słowa brzęczały mi w głowie, rymowały się i były rytmiczne, melodia była w pełni ukształtowana, jakby należała do mojego tekstu.

Kiedy mój ojciec wyszedł ze sklepu Gino, stałam tam, idealnie nieruchoma, ale moje lody roztopiły się na całej dłoni i zebrały się na chodniku.

Twarz Popa opadła, podobnie jak lody, i zabrał mi rożek z palców, rzucił go na ulicę, a mi podał chusteczkę ze swojej kieszeni, żebym wytarła ręce. Nic nie powiedział, gdy ruszyliśmy w stronę domu, słońce świeciło w dół na nasze zakapturzone głowy. Tego dnia było ciepło, a ulice pachniały gównem i cukrem. Był wrzesień 1939 roku, a gazeciarze krzyczeli o Niemcach i odległych miejscach. Ale w Nowym Jorku nie było żadnej wojny. Przynajmniej nie taka, w której brały udział samoloty i łodzie podwodne.

"Myślałem, że lubisz Gino" - powiedziałem po kilku przecznicach. Moja klatka piersiowa czuła się tak samo lepka jak moje ręce.

"To nie ma z tym nic wspólnego", odpowiedział mój ojciec.

"Nie ma?" Nie mogłem sobie wyobrazić skrzywdzenia kogoś, kogo lubiłem.

"Nie ma." Mój ojciec nie wydawał się skłonny do wyjaśnień i przeszliśmy kolejną przecznicę, zanim spróbowałem ponownie.

"B-b-ale Gino jest miły".

"Był dla ciebie miły. Tak. Ale był dla ciebie miły, bo się mnie boi."

To mnie zatrzymało. Mój ojciec przeszedł dziesięć kroków, zanim zorientował się, że nie jestem obok niego. Odwrócił się i wrócił, wziął moją lepką rękę w swoją i pociągnął mnie za sobą.

"Każdy może być miły, Benny. Ale to nie jest prawdziwe" - powiedział mój ojciec. Brzmiał tak przekonująco.

"Nigdy?" Lepkość stała się łaskotaniem, które ostrzegało przed łzami.

"Nie. Nie nigdy". Westchnął, jakby ta dyskusja też go bolała. "Ale nie ma czegoś takiego jak dobrzy faceci i źli faceci. Są po prostu ludzie. I każdy jest w środku zgniły. Niektórzy są bardziej zgniłymi niż inni, a niektórzy po prostu nie są jeszcze zgniłymi. Ale w końcu wszyscy trochę dojrzewamy, wiesz o czym mówię? Wszyscy mamy ciemne plamy".

"Nawet ty?"

"Szczególnie ja." Nie wydawało się, żeby to go zbytnio martwiło. Wydawał się akceptować ten fakt. Pogodzony z nim. Szliśmy w milczeniu, jego duża ręka osłaniająca moją, a on nie narzekał na czekoladowy osad ani na moje wolniejsze kroki. Skręciliśmy w Arthur Avenue, a linie prania rozciągały się w bocznych uliczkach, od tarasu do tarasu, machając do nas.

"Przykro mi, że musiałeś dziś zobaczyć moją zgniliznę, Benito. Bardzo się staram być dobrym ojcem. Lepszym ojcem niż był mój ojciec, ale nie zawsze jestem dobrym człowiekiem".

"Nie możesz tego wyciąć? Chodzi mi o te ciemne plamy. Pani Costiera odcina pleśń od sera".

"Nie mogę jej wyciąć. Nie. Jest jej za dużo. Wykrwawiłbym się na śmierć."

"Czy jestem zgniły?"

"Nie. Nie jesteś zgniły."

"Ale kiedyś będę?"

Westchnął jakby wpakował się w bałagan, z którego nie wiedział jak się wydostać.

"Tak. Prawdopodobnie będziesz. Takie jest po prostu życie." Wzruszył ramionami i potrząsnął głową.

"Nie obchodzi cię, że jestem zepsuta?" Piszczałem.

"Zależy od tego, dlaczego jesteś zgniły. Jeśli masz inny wybór ... to tak. Obchodzi mnie to. Gino jest winien wujkowi Salowi pieniądze. Gra na zwłokę. Unika mnie. Byłem cierpliwy, dopóki nie mogłem być dłużej cierpliwy. Nie pozostawił mi wyboru."

"Dlaczego wujek Sal nie może zdobyć własnych pieniędzy? Dlaczego ty musisz to robić?"

"To moja praca, Benny. Pracuję dla wujka Sala. Moim zadaniem jest upewnienie się, że ludzie wywiązują się ze swoich zobowiązań. Sal to pracowity człowiek. Prowadzi dużą operację. Pracuję dla Sala. Wiesz o tym."

"Co to jest... obowiązek?"

"Odpowiedzialność. Obowiązek. Wiesz. Sal był bratem mamy. Więc jesteśmy rodziną. A rodzina to nasz obowiązek numer jeden".

"Nasz obowiązek numer jeden?"




1 Can'T Cut It Out (2)

"Tak."

Zdecydowałem wtedy i tam, idąc ulicą, na której się urodziłem, w kierunku budynku, w którym się wychowałem, wśród ludzi, którzy byli tacy jak ja, że nie chcę mieć rodziny, jeśli to właśnie oznaczało rodzinę. Uznałem, że akordy, które najbardziej mi się podobają, to te z nutami, które do nich nie należą. Przez lata to były akordy, do których ciągle wracałem, wokół których budowałem swoje melodie, akordy, które do mnie przemawiały.

"Próbowałem cię odciąć. Now I'm bleedin' to death," Izzy McQueen zawodził przy mikrofonie, a ja zostałem katapultowany z powrotem z pamięci brzydkich akordów, prostych piosenek i dnia, dawno temu, kiedy zobaczyłem mojego popa takim, jakim był.

"Próbowałem cię wyciąć, kochanie. Now I'm bleedin' to death," powtarzał Izzy, tak żałobnie, tak przekonująco, że nikt na widowni nie mógł wątpić w jego nadchodzący upadek.

Zabawne. Napisałem "Can't Cut You Out" dla Izzy'ego rok temu, ale nie skojarzyłem tego z tą rozmową w drodze do domu z Gino's aż do teraz. Może zakopałam to głęboko, jak wiele rzeczy dotyczących Popa, ale te teksty były jego.

Musiałbym wypisać mu czek.

"Can't Cut You Out" było jak dotąd moim największym hitem, a ja dostawałem małego dreszczyku emocji za każdym razem, gdy pojawiało się w radiu. To nie ja śpiewałem - wątpiłem, że kiedykolwiek będzie - ale to była moja piosenka. Piosenka Popa też, jak sądzę. Całe życie pisałem piosenki na ten sam temat.

"Wziąłeś trochę tu, a trochę tam, a ja dałem z siebie wszystko" - jęknął Izzy, a moje ręce przeleciały po klawiszach. Zwykle nie robiłem tego typu koncertów. Byłem człowiekiem zza kulis, ale popijałem drinka, słuchałem, a Izzy wezwał mnie na scenę, ogłaszając mnie jakbym był bohaterem rodzinnego miasta. Następną rzeczą, jaką wiedziałem, było to, że go wspierałem.

Było mi gorąco, poluzowałem krawat i zgubiłem płaszcz kilka razy w pierwszej zwrotce. Murray's w moich włosach trzymał się jednak dobrze, z wyjątkiem kosmyka, który przylgnął do mojego czoła w wilgotnym wirze. Dym i muzyka sprawiały, że świat był miękki i dźwiękoszczelny, gdzie nic i nikt nie istniał poza kluczami i kręcącym się pierścieniem wokół mojej głowy.

Ale nigdy nie byłem sam w Nowym Jorku. Pop miał wszędzie oczy i uszy. Zwłaszcza w La Vita. Nie zdziwiłam się więc, gdy ojciec usiadł przy stoliku tuż przed sceną. Nie wziął drinka ani nie rozpiął płaszcza. Po prostu siedział, słuchając.

Nie widziałem go od miesięcy. Byłem w Detroit, LA, Chicago i Miami. Byłem wszędzie, pisałem piosenki dla każdego od Elvisa Presleya do Smokey Robinsona. Smokey nie potrzebował nikogo, kto pisałby dla niego piosenki; sam tworzył przeboje i wszyscy inni też, ale powiedział, że utrzymywałem jego brzmienie w świeżości. Berry Gordy, prezes nowo powstającej wytwórni Motown Records, wziął dziesięć moich piosenek dla swoich artystów zaledwie w zeszłym miesiącu.

"Smokey pisze jasno, a ty piszesz ciemno. Słońce i deszcz. Powinniście połączyć siły" - powiedział pan Gordy. "Nazwijcie się Smokey Lament. To może być coś wielkiego." Ale nie byłem zbyt rodzinnym człowiekiem, a Motown miało to uczucie. Jak rodzina. Poza tym, jak już mówiłem, Smokey naprawdę mnie nie potrzebował.

Izzy też mnie nie potrzebował. Szczególnie nie dzisiaj. Pomiędzy jego głosem a rogiem, pianino było tylko dodatkiem. Ale ja byłem lepszy w "tekstach i lamentach", jak powiedział Izzy, a on lubił moje piosenki. Na szczęście jego wytwórnia też.

Był taki czas, nie tak dawno temu, kiedy Izzy McQueen nie mógł występować w takich miejscach jak La Vita. Byłem na widowni, kiedy Harry Belafonte występował w Copacabanie, największym konkurencie Sal, w '58. Ale w latach czterdziestych nie wpuścili Harry'ego nawet do Copa. Odrzucili go przy drzwiach. Nie wpuszczali Murzynów. Trochę mu zajęło wybaczenie i zapomnienie, ale Harry wyszedł z tego cało. Teraz nikt nie odmawia mu wstępu. Przynajmniej nie w Nowym Jorku.

Berry Gordy miał cały spis artystów, których chciał zatrudnić w La Vita. Poprosił mnie o zorganizowanie spotkania z menedżerem, Julesem Patelem, ale nie wiedziałem, czy mogę to zrobić. Na pewno nie zrobiłam tego dla Izzy'ego, choć zastanawiałam się nagle, czy nie podrzucił mi nazwiska. Ta myśl sprawiła, że się spociłem. Musiałabym porozmawiać z Izzym i postawić go na nogi. Żadnego więcej wyciągania mnie na scenę.

Nie chodzi o to, że Patel by mnie nie wysłuchał. Wysłuchałby. Wspomniałby o moim ojcu i matce - niech Bóg ma w opiece jej duszę. Śpiewała jak anioł, ta kobieta - i to byłby mój sygnał, by wzmocnić moje powiązanie z wujkiem Salem. Nazwisko Salvatore Vitale zawsze załatwiało sprawę. Gordy miał wtedy swoje spotkanie i rezerwacje, a ja w pewnym momencie musiałem zapłacić. Próbowałem wyjaśnić to Gordy'emu, ale on tylko się roześmiał i powiedział: "Tak działa świat, Lament. Nie mów mi, że tego nie wiesz".

Ja to wiedziałem. Ale nie sądziłem, że Gordy wie, jak wygląda płacenie w mojej rodzinie. Nie chciałem, żeby ktoś w La Vita myślał, że zrobił mi przysługę i prosił o coś w zamian. Zacznij dzwonić na rodzinne koneksje, a wkrótce pojawiły się rodzinne zobowiązania.

Pop czekał, aż numer się skończy, a kiedy zszedłem z platformy, żeby go powitać, stał, niecierpliwy.

"Weź swój kapelusz. Mam kogoś, kogo chcę, żebyś poznał" - powiedział.

I tak po prostu. Żadnego przywitania. Żadnego poczucia winy. Żadnego "Gdzieś ty był, dzieciaku?" A ja poczułem ulgę. Może dlatego się nie kłóciłem. Wziąłem swój płaszcz, wyprostowałem krawat i odebrałem kapelusz od dziewczyny w szatni. Pop pospiesznie wyszedł przez frontowe drzwi na zimne powietrze. Podążyłem za nim, zaskoczony.

"Wyjeżdżasz z Sal?" zapytałem. Mój ojciec nigdy nie opuszczał Sal. Kiedy Sal był na zewnątrz, Pop był na swoim miejscu. Najlepszy, najwierniejszy pies stróżujący na świecie.

"Sal'a tu nie ma. Jest w domu. Przyszedłem, żeby cię znaleźć i usłyszeć Esther".

"Esther?"

"To jej imię."

"Masz nową panią, tato?" Kobiety lubiły mojego ojca, ale on nigdy nie był poważny w stosunku do nikogo poza moją matką. Kiedy węszył, był dyskretny, tak jak we wszystkim innym. Nigdy nawet nie miał dziewczyny.

"Zamknij się," mój ojciec trzasnął, urażony. "To nie tak."

"Nie? Więc czyim dzieckiem jest?" Byłem pewien, że to miało coś wspólnego z rodziną. Zawsze tak było. "Jesteś komuś winien przysługę?"




1 Can'T Cut It Out (3)

Pop znów się szczerzył, ale nie odpowiedział bezpośrednio. "Kiedy stałeś się tak podejrzliwy? Nie jestem nikomu nic winien. Ona przypomina mi twoją matkę. Słyszałem, jak śpiewała i chciałem, żebyś usłyszał. To wszystko." Szedł szybkim krokiem, dając mi znak, żebym poszedł za nim. "To miejsce nazywa się Shimmy's. Kilka przecznic dalej. Możemy się przejść."

"Mama była córką gangstera. Nie umawiam się z córkami gangsterów."

"Kto cię prosi, żebyś się z nią umawiał?", pstryknął. "I uważaj na siebie, dzieciaku. Zaczynasz się trochę rozluźniać z językiem".

Szliśmy w milczeniu przez dziesięć minut. Napięcie ojca postawiło mnie w stan gotowości. Wyczułem kłopoty, i to nie takie zwykłe. Gdyby to był ktoś inny niż mój tata, uciekłbym. Ale to był mój tata i nigdy o nic mnie nie prosił.

"Jak ty w ogóle znalazłeś to miejsce?" mruknąłem. Nie było żadnego znaku na ulicy i musieliśmy przejść w dół po schodach i przez dwoje drzwi strzeżonych przez mężczyzn tak samo krzepkich jak mój ojciec, zanim usłyszałem muzykę. Mężczyźni nie zatrzymali mojego ojca i przywitali go po imieniu.

"Sal gra czasem w karty na zapleczu" - mruknął w ramach wyjaśnienia. Ale byłem do tego przyzwyczajony. Wszyscy znali mojego ojca.

Lokal był wypełniony po brzegi, ale jakiś kelner popędził w naszą stronę. Ojciec pomachał mu i znaleźliśmy miejsce, żeby oprzeć się o ścianę. Wskazał na scenę.

"To jest Esther Mine", powiedział. "Będziecie chcieli posłuchać".

Jej włosy były błyszczącą czapką z loków na szpilce, a krótka miękkość kontrastowała z jej ostrą, kwadratową szczęką i odważnymi ustami. Pomalowała je na czerwono i za każdym razem, gdy się rozstępowały, widziałem błysk prostych, białych zębów. Jej brązowa skóra nie była pokryta pudrem, a oczy nie były podkreślone, ale jej rzęsy były grubymi, czarnymi miotłami na jej policzkach, kiedy zaczęła jęczeć do mikrofonu.

Dźwięk w pokoju był okropny. Sufit był przeciągnięty, psując miks, a perkusja była zbyt głośna. Gitara była wzmocniona, a mikrofony piszczały. Ale kiedy słuchałem, moja klatka piersiowa zacisnęła się, a oczy zaszły mi łzami. Znów miałem osiem lat, słuchałem głosu, który przyprawiał mnie o gęsią skórkę.

Przypomina mi twoją matkę.

Wiedziałam, co ojciec miał na myśli. Coś tam było w jakości tonu i sposobie wygłaszania, ale moja matka nie była głosem, który Esther Mine przyniosła na myśl. Mama miała pasję, ale nie miała siły. Esther Mine brzmiała jak kobieta Bo Johnson. Porównanie do wielkiego boksera wywołało u mnie uśmiech.

Nazywają go Bombą, bo jest duży i głośny, nazywają go Bombą, bo potrafi zrównać z ziemią tłum.

"Ona jest głośna ... ale nie jest zbyt duża" - powiedziałem, polemizując z moim porównaniem.

"Jest wystarczająco duża", powiedział mój ojciec. "I nie mów jej tego. Kobiety są wrażliwe na punkcie swojego rozmiaru. Kinda jak ktoś inny, kogo znam".

"Nie jestem wrażliwa na punkcie swojego rozmiaru. Po prostu nie lubię, gdy ludzie na mnie patrzą".

"Nie patrzą na ciebie, bo jesteś duża. Jesteś po prostu brzydka."

"Wyglądam zupełnie jak ty, staruszku".

Słyszałem, jak mój ojciec prycha, ale nie mogłem odwrócić wzroku od Esther Mine. Była maleńką, piękną paczką owiniętą w kropki. Jej nadgarstki, jej ręce, jej nogi, wszystkie lekkie. Miała na sobie najwyższe czerwone szpilki, jakie kiedykolwiek widziałam, co dodawało jej trochę długości, ale i tak jej głowa nie sięgała podbródka gitarzysty. Od czasu do czasu gruchał do mikrofonu obok niej, ich głowy były ułożone jedna nad drugą, przejmując wysoką harmonię, kiedy ona wypowiadała melodię. On też był szczupły, ale wysoki, jego ramiona pochylone nad gitarą, jego długie ręce pracujące nad strunami. Chłopak na perkusji ledwo podnosił wzrok, ale nigdy nie gubił rytmu ani nie zwracał uwagi na swoje umiejętności, co łatwo było zrobić na perkusji. Mężczyzna na basie robił nieco mniejsze wrażenie; nie był tak dobry jak pozostała trójka, ale uśmiechał się więcej niż reszta razem wzięta i wydawał się dobrze bawić, co czyniło go przyjemnym do oglądania.

Nie mieli człowieka na rogu ani człowieka na klawiszach. To była tylko ich czwórka, ale kiedy pani śpiewała "Ain't Nothin'" publiczność jej nie wierzyła. Ja jej nie wierzyłem. Zdecydowanie czuć było, że to coś. Może i była wielkości kufla, ale jej głos był cały kobiecy. Miał zgrzyt i ostrze Billie Holiday oraz zawodzenie i moc wyszkolonego sopranu. Z nią na mikrofonie nie potrzebowali waltorni.

Zamknąłem oczy, żeby się zdystansować, ale w jakiś sposób sprawiło to, że jeszcze trudniej było ją ignorować. Jej głos przesączał się pod moimi powiekami i sprawiał, że moje palce drgały. Chciałem napisać dla niej piosenkę.

"Co jest nie tak? Dlaczego tak zamykasz oczy?" szepnął Pop. "Ona jest dobra, prawda? Wszystkie są dobre. Tak samo dobre jak każdy śpiewający w La Vita. Tak samo jak każdy, kto śpiewa w radiu".

Kiedy nic nie powiedziałam, nawet nie otworzyłam oczu, Pop kontynuował. "Masz problem z jej kolorem? Pracowałeś z Murzynami przez długi czas. Nie sądziłem, że to będzie miało dla ciebie znaczenie."

To było głupie pytanie i nie odpowiedziałem, ale Esther Mine rozpoczęła nową piosenkę i musiałem na nią spojrzeć. Jej głos był policzkiem w twarz, wymagający i ostry. Nie uśmiechała się ani nie flirtowała z publicznością. Śpiewała tak, jakby chciała wcisnąć nam ten numer do gardła. Wściekła. Szorstka. Jej drobna sylwetka wibrowała wraz z dźwiękiem.

"Ona nie chce być tam na górze" - powiedziałam głośno, nie zamierzając, ale Pop przeskoczył na moje słowa.

"Śpiewa w tej norze od dwóch lat. Potrzebuje przerwy. Wielkiego hitu. Czegoś, co może uzasadnić wysłanie jej na trasę Erskine'a".

"Erskine Hawkins? Erskine to stare dzieje, tato. On jest wielkim zespołem. Tego ludzie już nie słuchają. Nie słuchają tego od dekady. Erskine Hawkins nie miał hitu od czasu Tuxedo Junction. Czy zabiera całą orkiestrę na to tournee?"

"Nie wiem, Benny. Słyszałem to od Ralpha." Mój ojciec wskazał na barmana.

"Huh. Jak się w to wmieszałeś?"

"Nie jestem w to wmieszany. Jesteś autorem piosenek. Jesteś teraz grubą rybą. Pomyślałem, że może mógłbyś jej pomóc."

Natychmiast zacząłem kręcić głową. Nie chciałem się w to mieszać. Nie zrobiłbym tego dla Berry'ego Gordy'ego i nie chciałem tego zrobić dla Esther Mine.




1 Can'T Cut It Out (4)

Ale moja niechęć rozpadła się pod jej wykonaniem "Maybe" The Ink Spots.

To była prosta piosenka, która nie powinna współpracować z jej głosem. Ale zaśpiewała ją jak groźbę, a to wywierciło dziurę w mojej piersi.

"No, cholera", szepnąłem.

"Jest dobra, prawda?" mruknął mój ojciec, jego usta przy moim uchu. Brzmiał na zadowolonego z siebie.

"Tak. Ona jest dobra, Pop."

Zostałem na cały zestaw, stojąc obok ojca, ale kiedy wyszliśmy na zewnątrz, powiedziałem mu, żeby wrócił do La Vita beze mnie.

"Nie chcesz podwieźć do domu?" zaprotestował.

"Nieee, jestem w Park Sheraton. Przejdę się. Myślę, że pójdę do Charley's na przegryzkę".

"Wracaj do domu, Benny. Nie ma powodu, by wydawać pieniądze na mieszkania, kiedy możesz spać we własnym łóżku."

"Przerosłem to łóżko, Pop."

Wpatrywał się we mnie przez chwilę, wetknął cygaro do ust, ale go nie zapalił, i odwrócił się w stronę La Vity. "Kupiłem ci nowe. Wracaj do domu. I następnym razem, gdy będziesz w mieście, nie każ mi słuchać tego od Sala. To mnie zawstydza."

Nie przeprosiłam i nie poszłabym do domu. Nie dziś wieczorem. Moja skóra była gorąca, a klatka piersiowa bolała. Robiło mi się niedobrze. Elvis śpiewał o tym. O tym, że trzęsły mu się ręce i że kolana były słabe.

"No, cholera" - powtórzyłem. Popa już nie było. Nikt nie słuchał. Cały roztrzęsiony czy nie, prawdopodobnie wróciłbym jutro wieczorem do Shimmy'ego, żeby posłuchać, jak śpiewa Esther Mine.

Nie poszedłem do Charley'a. Nie byłem zbyt głodny. Zamiast tego poszedłem na spacer. Jest pewna wolność, na którą pozwala duży mężczyzna w drogim garniturze, który może chodzić bez celu, nie przejmując się późną godziną ani częścią miasta. Myślałem o innym wielkim człowieku, o którym nie myślałem od lat. Bo "Bomba" Johnson. To było najdziwniejsze, ale dudnienie jego głosu nie opuszczało mojej głowy. Słyszałem drobnego murzyńskiego piosenkarza, który pasował do mikrofonu, a Bo Johnson powstał z martwych - lub gdziekolwiek skończył - aby przejść ze mną przez Manhattan.

Mój dziadek, Eugenio Lomento, wyemigrował z Sycylii na przełomie wieków i nauczył mojego ojca boksować, bijąc go na miazgę każdego wieczoru po kolacji. Mój ojciec doszedł do wniosku, że równie dobrze może zarabiać za to, że ktoś mu wali w łeb i miał zaledwie szesnaście lat, kiedy stoczył swoją pierwszą usankcjonowaną walkę. Był tak dobry, że nikt nawet nie kwestionował jego wieku. W ringu był Jackiem "Lamentem" Lomento i największym nazwiskiem we Wschodnim Harlemie.

Był mistrzem wagi ciężkiej przez dekadę i nigdy nie przegrał walki, dopóki Bo "the Bomb" Johnson nie znokautował go tak zimno, że nie obudził się przez tydzień. Potem już nie walczył. Przynajmniej nie w ringu. Zaczął pracować dla Sal'a Vitale w jego klubie w Harlemie, bramkarz zamiast boksera, załatwiacz zamiast zawodnika. Wtedy poznał moją matkę, siostrę Sala. Mój ojciec powiedział, że Bo Johnson zrobił mu przysługę odbierając tytuł w taki sposób, w jaki to zrobił.

"Bo wbił we mnie trochę rozsądku", powiedział. "Gdyby nie on, nigdy bym się nie zatrzymał. Żadnej Giuliany. Żadnego Benny'ego. Tylko boks."

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Bo Johnsona, nie wiedziałem, jak mój ojciec w ogóle przeżył tę walkę.

Bo Johnson był największym, najsilniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek widziałem, większym nawet od mojego ojca, a jego głos był jak organy piszczałkowe w Mass-rich, głęboki i dźwięczny. Próbowałem nucić wysokość dźwięku, ale znajdował się on poniżej mojego rejestru.

Kilka miesięcy po śmierci mojej matki obudziłem się, gdy ten głos, wraz ze światłem, przesiąkł pod drzwiami mojej sypialni. Wyskoczyłem z łóżka, myśląc, że znalazłem niebo, a Bóg był w drugim pokoju. Bóg i moja matka. Głosy były mieszaniną znajomych i dziwnych, wysokich i niskich, a kot miauczał. Otworzyłem drzwi i stanąłem, mrugając do światła, moje ręce drżały, gdy przysłaniały mi wzrok.

Ale mojej matki tam nie było.

Nie było też Boga, choć nieznajomy w moim salonie mógł być aniołem zniszczenia. Żadne promienie światła go nie pochłaniały, ale promieniował mocą. Nie miał skrzydeł, ale jego ramiona i barki wybrzuszały się mięśniami, a szyja była równie gruba jak jego lśniąca, łysa głowa. Siedział z wygiętymi plecami, a głowę miał pochyloną między wielkimi kolanami. Kiedy podniósł głowę i spotkał się z moim spojrzeniem, moje stopy wtopiły się w podłogę.

"Bo Johnson," jąkałem się i pocierałem pięściami oczy, pewien, że śnię.

"On wie, kim jestem?" Bo dudnił.

"Zna historie", odpowiedział mój ojciec.

"Znam wszystkie historie", powiedziałem, przytakując. "Wiem, że jesteś najlepszym wojownikiem na świecie. Nawet lepszym niż Pop. Wszyscy się ciebie boją."

"Wszyscy?" zapytał.

"Wszyscy", powiedziałem, przytakując dobitnie.

"Nie powinienem był przychodzić. On się wygada" - powiedział Bo, odwracając się do mojego ojca. Wyglądał na tak zmęczonego. Gruby koc był złożony obok niego na kanapie, jakby może Pop zaoferował mu miejsce do spania. Gdy patrzyłam, koc się poruszył. Miękkie mewling emanował z fałd; płacz-kot dźwięk wyjaśnił.

"Wracaj do łóżka, Benny", powiedział mój ojciec, wskazując na drzwi mojej sypialni.

"Nie będę mówił, Pop. Nie będę mówił, panie Johnson," powiedziałem.

"Benny. Łóżko."

Byłem posłuszny, zamykając za sobą drzwi, ale rozciągnąłem się na podłodze, więc mogłem ich słyszeć przez szparę pod drzwiami. Byli cicho - nawet kot - ale wielcy mężczyźni mają wielkie głosy, a dzieci mają dobre uszy. Wytężyłem się, żeby usłyszeć każde słowo, choć nic z niego nie rozumiałem.

"Czy ty to zrobiłeś, Bo?"

"Nie dotknąłem ani jednego włosa na jej głowie. Ale oni będą mnie obwiniać. Powiedzą, że to była moja wina."

Cisza wypełniła salon i byłem pewien, że wiedzieli, że słucham i obniżyli głos. Ale kilka minut później mój ojciec zapytał: "Co mam zrobić?".

"Zabierz ją do Glorii. Daj jej gotówkę i list. Powiedz jej, że będzie więcej. Wrócę, kiedy będę mógł. W Harlemie będzie tylko kolejną gębą do wykarmienia. Nikt nie będzie patrzył dwa razy."

"Czy będą jej szukać?" zapytał ojciec. "Rodzina Maude?"

"Nie sądzę. Wcześniej nie chcieli mieć z nią nic wspólnego. Dlaczego teraz? Będą zadowoleni, że odeszła."

Usłyszałam, że ktoś opuszcza mieszkanie i pobiegłam z powrotem do mojego łóżka, przerażona. Pop nigdy nie zostawiał mnie samej. Pani Costiera pilnowała mnie, gdy on pracował. Sekundy później Bo Johnson pchnął drzwi do mojego pokoju. Naciągnęłam koce na głowę i udawałam, że śpię.




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Bitwa, której nie można wygrać"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści