Król łotrów i jego hybrydowa partnerka

Rozdział 1

Punkt widzenia Daphne

"Jutro się ze mną żenisz!"

Zdusiłam w sobie płacz, gdy Carl szarpnął mnie do tyłu, bym stanęła z nim twarzą w twarz. Był teraz tak samo brzydki, jak kilka miesięcy temu. Odsunęłam się od niego, ale trzymał mnie mocno.

"Puść mnie."

Jego usta wykrzywiły się w obrzydliwym szyderstwie: "Nie uciekaj ode mnie! Dziś wieczorem opuścisz swoją głupią chatę i zamieszkasz ze mną. Czy to jasne?"

Znowu to samo. Mój żołądek skręcił się z obrzydzenia i złości. Carl, mój rzekomy narzeczony, był synem wodza wioski niedaleko chaty, w której mieszkałam z babcią. Od dnia, w którym się poznaliśmy, w jego oczach był dziki błysk opętania.

Oderwałam się od niego gwałtownie, wyślizgując się z jego uścisku i patrząc na niego, choć czułam, jak przeszywa mnie strach. Niemal słyszałam modlitwy mojej babci, żebym nie mieszkała sama po jej śmierci. Może myślała, że małżeństwo z nim jest lepsze niż samotność, ale moje serce wiedziało lepiej.

Temu mężczyźnie nigdy nie zależało na mnie bardziej niż na przyjemności, jaką mógł czerpać z pozornego posiadania mnie. Może kiedyś rozważałam pogodzenie się ze znalezieniem odrobiny spokoju w wiosce, ale to było zanim próbował mi się narzucić.

Arogancka świnia.

"Dlaczego miałabym przyjmować rozkazy od ciebie?"

Zarumienił się: "Jak śmiesz tak do mnie mówić, wiedźmo!".

W tłumie wokół nas rozległ się szmer. Odmówiłam wzdrygnięcia się na to słowo. Słyszałam je przez całe życie. Powinnam się już na nie uodpornić. W tym słowie był strach i obrzydzenie, ale on używał go tylko po to, by dopiąć swego.

Żeby mnie uciszyć i przejąć nade mną kontrolę.

"Nie jestem czarownicą.

Jego ramię drżało z wściekłości, tak jak zawsze, gdy byłam zbyt spokojna jak na jego gust. Podniósł rękę, jakby chciał mnie uderzyć, ale była to pusta groźba. Wpatrywałam się w niego, niemal wyzywając go, by zrobił to na oczach swoich przyszłych poddanych.

W ich oczach mogłam być czarownicą, ale on od lat ogłaszał mnie swoją przeznaczoną, mówiąc, że wyleczy mnie z moich złych nawyków. W pewnym sensie jego zaborczość była ochroną, ale nie na tyle, bym chciała dołączyć do wioski jako jego żona.

Mieszkańcy wioski grozili, że spalą mnie na stosie, aby chronić swoje życie, ale nikt nie miał odwagi pójść za mną do lasu, aby znaleźć moją chatę lub zaatakować mnie, szepcząc o pułapkach i mówiąc sobie, że tak długo, jak nic im nie zrobię i szybko odejdę, wszystko będzie dobrze.

Odwróciłam się na pięcie, gdy Carl zaczął krzyczeć: "Masz tylko tę ładną buzię! Gdyby nie ja i moja rodzina - gdyby twoja babcia nie błagała mnie, żebym się z tobą ożenił...".

Poczułam ból i pęd wiatru wokół mnie, gdy odwróciłam się i uderzyłam go w twarz. Jego twarz pokryła się powoli tworzącym się siniakiem.

"Nigdy więcej nie mów o mojej babci!

Carl zastygł w bezruchu, jakby wstrząśnięty moją furią. Wykorzystałem jego oszołomienie, by uciec. Nikt nie stanął mi na drodze.

Krzyknął za mną: "Zapłacisz mi za to, suko!".

Poszłam znaną mi ścieżką z wioski do mojej chaty, przez nieoznakowane drogi i błotniste zarośla, ślizgając się po stromych zboczach i pędząc przez strumienie. Nie minęłam jeszcze zewnętrznych granic wioski, gdy łzy żalu napłynęły mi do oczu, płonąc i spływając po policzkach, unoszone wiatrem. Nie miałem żadnych wspomnień o moich rodzicach; oboje zmarli, gdy byłem zbyt młody, by ich poznać. Moja babcia była jedyną rodziną, jaką kiedykolwiek znałam. Nie minął jeszcze rok od jej śmierci, a mimo to czułam się, jakby to było wczoraj.Przez lata mieszkaliśmy w naszym uroczym domku położonym w lesie, jeżdżąc do miasta tylko po rzadkie artykuły pierwszej potrzeby i to, czego nie mogliśmy wyhodować lub zebrać w lesie. Przez lata spotykałam się z Carlem kilka razy. Od pierwszego razu, gdy mnie zobaczył, był mną zainteresowany i zaproponował małżeństwo, gdy skończyłam 18 lat, pod sankcją jego ojca, chociaż nic o sobie nie wiedzieliśmy.

Moja babcia namawiała mnie, żebym się zgodziła, ale nigdy nie słuchała albo nie obchodziło jej to, że z wiekiem stawał się coraz bardziej złośliwy. Może myślała, że robi mi przysługę, ale wolałabym mieszkać sama w lesie do końca życia, niż za niego wyjść.

Mimo to jego słowa mnie zaniepokoiły. Wściekłe pragnienie w jego oczach sprawiło, że serce ścisnęło mi się ze strachu. Może wiedzieli, gdzie jest moja chata. Może przyszedłby wcześnie rano i zabrał mnie następnego dnia.

Strach mieszkańców wioski o mnie i moją babcię był niczym w porównaniu ze strachem, jaki odczuwali na myśl o wygnaniu z wioski.

Co powinienem zrobić?

Co mógłbym zrobić?

Nie jestem czarownicą. Nie znałam magii ani nie wiedziałam jak się bronić...

Udałam się na skraj mojego ulubionego miejsca w lesie. Mała łąka wypełniona pachnącymi kwiatami zawsze mnie uspokajała. Przychodziłam tu, gdy kłóciłam się z babcią.

Zwykle chodziło o opuszczenie naszej chaty i udanie się gdzieś, gdzie moglibyśmy żyć w spokoju w ludzkiej wiosce.

Zacisnęłam wargi. Teraz już jej nie było... Poza wspomnieniami, co mnie tu trzymało? Odwróciłem się, by spojrzeć na ścieżkę, która zaprowadzi mnie do mojej chaty.

Czy te wspomnienia były warte życia, które zaplanował dla mnie Carl?

Zadrżałam. Nie. Ucieczka była moją najlepszą opcją. Miałam przewagę, ponieważ był pewien, że nie pomyślę o ucieczce. Ale dokąd miałabym pójść? Głębiej w las?

A co z niebezpieczeństwami, o których mówiła moja babcia?

Zaczęłam panikować, gdy moją uwagę zwrócił chrzęst i szelest trawy i krzaków. Zamarłam, gdy do mojego nosa dotarł metaliczny zapach, przerażający i znajomy.

Krew.

Serce chciało mi wyskoczyć z piersi.

Wstrzymałem oddech i powoli się odwróciłem.

Jarzące się czerwone oczy wpatrywały się we mnie z pyska wilka znacznie większego niż jakakolwiek bestia, jaką kiedykolwiek widziałem.

Nasze spojrzenia się spotkały. Warknął i rzucił się na mnie, zanim zdążyłam pomyśleć o ucieczce.

Wrzasnęłam, gdy wilk wylądował na mnie, przygniatając mnie do ziemi. Górował nade mną z otwartą paszczą i warczeniem. Jedna z jego łap znajdowała się na moim gardle, wrzynając się w skórę. Serce waliło mi w piersi, gdy przygotowywałem się na śmierć. Mógł mnie zabić tak łatwo, jak ja mrówkę. Moje oczy przeleciały po bestii, ale ten widok sprawił, że bałam się jeszcze bardziej. Brud i krew pokrywały każdy centymetr jego futra. Część krwi wydawała się świeża, wciąż mokra i sącząca się z niego.

Wiedziałem, że ranne zwierzęta są najbardziej niebezpieczne.

Podniosłem wzrok i spojrzałem w jego jarzące się, krwistoczerwone oczy. Przez chwilę byłem oszołomiony. Wcale nie przypominały krwi, ale błyszczały jak rubiny spoczywające w rozświetlonym słońcem stosie złota. Nigdy nie widziałem tak pięknych oczu. Na chwilę zapomniałam o bólu w szyi i strachu przepływającym przez moje żyły.Wtedy odezwał się wilk. Jego głos był zabarwiony złością i niedowierzaniem.

"Co?"

Jego głos był głęboki i męski. Powiedziałabym, że atrakcyjny, gdybym nie była przerażona. Wilki nie potrafiły mówić. Świadomość tego uderzyła mnie jak grom z jasnego nieba i z trudem zassałam oddech.

To nie był wilk. Męski wilkołak.

"P-proszę, nie zabijaj mnie..." Moje oczy płonęły łzami, "P-proszę, ja..."

Wilk wzdrygnął się, oderwał łapę ode mnie, jakbym go poparzyła swoimi słowami.

"Nie. Nie. Nigdy... Przepraszam..."

Serce waliło mi jak młotem, ale zwolniło, gdy zdałam sobie sprawę, że nie zamierza mnie zabić. Mój strach powoli zamienił się w dezorientację, zanim skrzywiłam się z powodu ukłucia w gardle od miejsca, w którym wbiły się we mnie jego pazury.

Warknął, nisko i niemal czule: "Koleżanko".

Co to miało znaczyć? Jego oczy zmieniły się w rozmarzone, a potem zamglone, zanim cofnęły się i cały jego ciężar spadł na mnie, wybijając ze mnie wiatr z głośnym syknięciem.

Skręciłam się i walczyłam, by wydostać się spod wilka, zrzucając z siebie jego ciężar i wyciągając swoje ciało spod niego. Gdy się uwolniłam, gałązki i liście spadły z moich włosów na niego. Światło zafalowało na jego skórze, a pokryte krwią i brudem futro zniknęło, pozostawiając zakrwawioną skórę. Ostatnim pchnięciem przewróciłam go na plecy i wydostałam się spod niego. Wylądował z lekkim sapnięciem bólu.

Ostrożnie podeszłam bliżej, by zobaczyć jego twarz. Policzki miał umazane błotem, ale nie umniejszało to jego przystojności. Nie mógł być dużo starszy ode mnie. Jego szczęka była ostra i męska, a cała dzikość jego wilczej postaci zdawała się ustępować, gdy leżał nieprzytomny.

Co miałam zrobić? Dlaczego był cały we krwi? Skąd się tu wziął?

Kim on był?


Rozdział 2

Arthur's POV

Morderca! Nazwali mnie. Wariat!

Zgodziłem się.

Odkąd Alma, moja młodsza siostra, została zabita dziesięć lat temu, Lucas, mój wilk, przebił się przez jakąś ścianę w moim umyśle i oślepił mnie. To była moja wina. Właśnie byliśmy na pikniku. Powinnam była ją ochronić, ale zawiodłam. Gdybym nie zostawił jej samej na te kilka minut, wciąż by żyła.

Wiedziałem, że została brutalnie zamordowana, ale świat stał się ciemny, gdy furia wzięła górę.

Kiedy ciemność się rozjaśniła, zapach krwi przyprawił mnie o zawrót głowy. Straciłem kontrolę i zaatakowałem każdego, kto się do mnie zbliżył. Uciekali, a ja ich goniłam, aż nie mogłam dłużej. Krzyczeli, gdy moje pazury i zęby wbijały się w nich.

Byłem szaleńcem, dawno opuszczonym przez boginię księżyca.

Alfa i Luna, moi rodzice, zamknęli mnie w klatce. Każda kropla krwi wewnątrz tej klatki pochodziła z mojej walki z szaleństwem. Każdy ich cios był jak kara cielesna: zasłużona.

Wyrzucili mnie z domu, kiedy nie mogli mnie już dłużej trzymać w klatce ani powstrzymywać.

Nie wiedziałem, kto zabił Almę, aż do dwóch dni temu, podczas corocznej ceremonii godowej Brown Valley Pack.

Nie zostałem zaproszony, ani nie byłem zainteresowany pójściem, nawet gdybym mógł znaleźć partnera. Chciałam tylko zakraść się do domu alfy, by znaleźć wino do kolacji. Jednak alfa Haley, Luna Irene i Adam, ich syn, już tam byli. Czekałem na zewnątrz, ale podsłuchałem ich kłótnię.

"Nie bądź dzieckiem, Adam!" krzyknęła Irene. "Ten maniak jest coraz silniejszy. To tylko kwestia czasu, zanim zabije wszystkich i przejmie stado!".

Adam skrzywił się - Powinien był o tym pomyśleć, zanim zgodził się ich przyjąć.

Serce mi się ścisnęło. Co Adam właśnie powiedział? Zostałam adoptowana? A co z Almą?

"Dlaczego po prostu się go nie pozbyłeś?"

"Próbowaliśmy - westchnęła Haley.

"Łotry, które zabiły Almę, spieprzyły sprawę. Irene wzdrygnęła się. "Teraz postradał zmysły i stał się jeszcze potężniejszy. Musisz szybko wybrać partnera. Musisz być następnym alfą!"

To byli oni! To oni zabili Almę! Wściekłość oślepiła mnie w jednej chwili. Kiedy znów mogłem widzieć i słyszeć, Irene leżała na ziemi, a zapach jej krwi wypełniał powietrze. Skoczyłem na nią. Irene wrzasnęła, gdy poczułem, jak jej ramię pęka w mojej dłoni. Haley wydała z siebie przeraźliwy krzyk, przyciśnięta do ściany.

Patrol przybył, a ja uciekłem z domu, a następnie z wioski. Patrol wytropił mnie i wykorzystał moją niestabilność, aby zaprowadzić mnie w pułapkę tej nocy, ale zabiłem większość z nich i uwolniłem się.

Ścigali mnie już od dwóch dni. Byłem głodny, zmęczony i prawie śmiertelnie ranny.

Przetrwaj - ponaglił Lucas, dodając mi sił. Przetrwaj i wróć po ich głowy.

Otrząsnęłam się z zawrotów głowy i skupiłam na drodze przed sobą. Nie wiedziałam, dokąd prowadzi. Nigdy wcześniej nie byłam tak daleko od Brown Valley i nie miałam pojęcia, jak daleko zaszłam.

Serce mi waliło, gdy jakaś postać pojawiła się przede mną. Warknęłam i rzuciłam się na nią, celując pazurami w jej szyję.Krzyk rozbrzmiał w moich uszach, gdy wylądowałem na ciele. To była kobieta.

Koleżanko! Lucas zaklął, wysoko i szaleńczo w moim umyśle. Nasza towarzyszka!

O czym Lucas mógł mówić? Byłem przeklętym człowiekiem. Nie zasługiwałem na żadną partnerkę.

***

Szybko podniosłem się z ziemi, marszcząc brwi na szmatkę, która leżała na moich kolanach, i podniosłem ją do nosa, by wziąć głęboki oddech.

Czy to wszystko było snem? Gdzie ja byłam? Było już późno. Las był ciemny. Rozejrzałem się i znalazłem w pobliżu dogasający żar ogniska.

Przynajmniej nie byłem martwy.

Lucas odchrząknął: - Urodziła się dla nas, tak jak my dla niej. Musimy ją znaleźć.

Jego słowa były dziwne, ale przywróciły mi zmysły na tyle, że przypomniałam sobie, że kobieta, na którą skoczyłam, nie była częścią patrolu.

Nie powiedziałbym, że byłem przekonany, ale przynajmniej musiałem jej podziękować.  Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek został potraktowany tak uprzejmie, nie mówiąc już o nieznajomym.

Prawdopodobnie powinienem też przeprosić za to, że przestraszyłem ją na śmierć w moim zamglonym stanie. Podniosłam się na nogi i ugasiłam ogień, czując się odświeżona. Szmatka, która obwiązywała moje rany, była czerwona, ale nie czułam bólu. Przesuwając dłonią po materiale, ledwo wyczułam miejsce, w którym znajdowała się okropna rana.

Byłem uzdrowiony. Ale jak to możliwe?  Kim ona była?

Złożyłem starannie płaszcz, trzymając go w ramionach, gdy szedłem. Podniosłem nos, by znaleźć ścieżkę, którą obrała i podążyłem nią pewnym, cichym krokiem przez las, aż dotarłem do małej chatki. Wyglądała na starą i zwietrzałą i gdybym nie podążał za jej zapachem, mógłbym pomyśleć, że jest opuszczona.

Podszedłem do drzwi i znalazłem na nich zamek. Podniosłem go, by się przyjrzeć i skrzywiłem się, gdy pękł w mojej dłoni. Nie chciałem go złamać.

Ostrożnie otworzyłem drzwi i zajrzałem do kabiny, gdzie zastałem kobietę leżącą w łóżku i pozornie śpiącą. Serce zabiło mi szybciej na widok kobiety leżącej w kałuży księżycowego światła. Jej lśniące czarne włosy wyglądały jak spokojne jezioro w pełni księżyca, a jej wyraz twarzy był spokojny, niezaniepokojony, nie obawiający się we śnie.

Wyglądała zbyt pięknie, zbyt eterycznie, by mogła być prawdziwa, jakby zstąpiła na chwilę z domeny bogini księżyca.

Nie mogłem oddychać. Nie chciałem oddychać ze strachu, że mógłbym jej przeszkodzić i bogini wezwałaby ją do domu.

Drgnęła przez sen i otworzyła oczy, spoglądając na mnie przez ciemność. Jej bursztynowe oczy zdawały się świecić w świetle księżyca.

"Kto tam?" Zaskoczyła mnie, ale jej głos był anielski.


Rozdział 3

Punkt widzenia Daphne

To był długi dzień. Nie mogłam zasnąć. To, co się dzisiaj wydarzyło, wciąż tkwiło w mojej głowie.

Cholera, Carl! Najpierw zrujnował mi dzień, a ja wciąż nie byłam pewna, co zrobię z nadchodzącym dniem.

A co z wilkołakiem, który mnie zaatakował?  Nie byłam pewna, czy uczynił mój dzień lepszym, czy gorszym.

Czy był prawdziwym wilkołakiem? Czy miałam halucynacje?

Przypomniałam sobie słowo, które warknął, zanim upadł: "Mate"

Czy to był ktoś, kogo szukał, czy dla kogo został zaatakowany?

Wyglądało na to, że nie chciał mnie skrzywdzić, mimo że przeciął mnie pazurami. Był poważnie ranny. Nie byłam nawet pewna, czy przeżyje do jutra.  Moje serce było przepełnione współczuciem i smutkiem z powodu jego cierpienia, więc postanowiłam uleczyć go moją krwią.

Moja krew mogła leczyć rany, ale nikt, nawet moja babcia, o tym nie wiedział. Dowiedziałam się o tym przypadkiem, gdy miałam dwanaście lat i znalazłam ranne jelonko. Przypadkowo skaleczyłem się i kapnęła mi krew na ranę. Podniosło się, pogłaskało mnie i odbiegło, jak gdyby nigdy nie było ranne, ku mojemu szokowi. Byłem wdzięczny. Była to niezwykle przydatna umiejętność dla dziewczyny takiej jak ja, żyjącej samotnie w lesie.

Im więcej myślałam, tym bardziej bolała mnie głowa.

Co miałam zrobić? Poślubienie Carla nie wchodziło w grę. Ucieczka była moją jedyną opcją, ale co jeśli spotkam innego wilkołaka? Takiego, który chciał mnie skrzywdzić?

Mój mózg był bliski eksplozji. To były najgorsze urodziny w moim życiu.

Wtedy poczułem coś w pobliżu.  Nie był to wiatr, ale coś ciepłego, żywego i poruszającego się.

To był ktoś. Ktoś w moim domu. Spięłam się w łóżku, serce mi waliło, gdy osoba poruszała się po kabinie, choć nie zbliżała się do mojego łóżka. Czy to był Carl?

"Kto tam jest?" zapytałam z taką siłą, na jaką było mnie stać.

Musiałem coś zrobić! Rozejrzałem się w poszukiwaniu broni.

Coś się poruszyło, a ja wpatrywałem się w mrok, w którym rozległ się dźwięk. Światło księżyca wpadło przez okno i powoli z cienia wysunęła się postać. Światło księżyca tańczyło i ścigało się wokół sylwetki mężczyzny, który się zbliżał.

Chwyciłam nożyczki ze stolika nocnego i rozłożyłam je między nami.

Dwa świecące na czerwono punkty spojrzały na mnie przez pokój, a ja sapnęłam.

Wilkołak tu był.

"Och, to ty..." Z ulgą opuściłam nożyczki. "Jestem pewna, że... zamknęłam drzwi. Jak się tu dostałeś?"

"Złamałem je - mruknął wilkołak i wyglądał na nieco zdenerwowanego. Wyglądał, jakby nie miał zbyt wielu interakcji z innymi ludźmi. "Przepraszam. Mogę to naprawić. To było..."

Zmarszczyłam na niego brwi i przerzuciłam nogi przez krawędź łóżka: - Cóż... Przypuszczam, że niewiele można z tym zrobić. Przyjmę twoje przeprosiny..."

Wpatrywał się we mnie oniemiały. "Nie boisz się mnie?"

Wzruszyłam ramionami: "Nie, dopóki twoje łapy trzymają się z dala od mojej szyi".

Jego twarz zrobiła się czerwona. Widziałam, że był zdenerwowany. "Przepraszam. Naprawdę przepraszam. Myślałem, że jesteś wrogiem. Nie... to znaczy..."Moje serce zmiękło i odłożyłem nożyczki.

"Zostałaś zraniona - powiedziałam łagodnie. "W porządku. Poza tym przeprosiłeś.

Ponownie wzruszyłem ramionami: "Jesteś taki silny. Gdybyś naprawdę chciał mnie zranić, nie byłabym w stanie wiele z tym zrobić. Szczerze mówiąc, poza zadrapaniem, nawet mnie nie dotknąłeś... Zgaduję, że jesteś uprzejmym i przystojnym, dżentelmeńskim wilkołakiem. Jednak nigdy nie sądziłam, że wilkołaki naprawdę istnieją, dopóki nie poznałam ciebie".

"Myślisz, że jestem grzeczny i przystojny?" Wydawał się być zakłopotany moim komplementem.

"I..." Moje policzki rozgrzały się: "Przepraszam... Zbyt długo żyję samotnie, więc w końcu mówię za dużo, gdy jestem w pobliżu ludzi. Przepraszam, jeśli cię uraziłem... Nigdy nie spotkałem wilkołaka. Jestem tylko człowiekiem."

Nie mogłam przestać myśleć o tym, że Carl mógłby się czegoś nauczyć od tego wilkołaka, a mianowicie jak przepraszać, być przystojnym i uprzejmym.

Nie wydawał się dbać o to, kim jestem i co właśnie powiedziałam, po prostu wyrzucając z siebie: "Jesteś moją partnerką".

Zmarszczyłam brwi. Powiedziałeś to, zanim zemdlałeś. Ale co to jest?"

Zacisnął dłoń: "Mój wilk powiedział mi... Myślałem, że nie mam partnera, dopóki nie spotkałem ciebie". Potem spojrzał mi w oczy, pytając niecierpliwie: "Lubisz mnie? Bardzo cię lubię."

Zarumieniłam się na jego szaleńczy wyraz uczucia, ale nie odpowiedział na moje pytanie. "Ja... nie rozumiem. Czy to cecha wilkołaków? Czy wszystkie wilkołaki są takie? To znaczy... ja cię nawet nie znam, ty nawet nie znasz mojego imienia..."

"Artur - uciął szybko. "...Mógłbyś mi powiedzieć jak masz na imię?"

Spojrzałam na niego wojowniczo, a on wyglądał, jakby starał się nie ruszać, gdy na niego patrzyłam.

"... Daphne. Mam na imię Daphne." Rumieniec na moich policzkach jakoś wzrósł.

"Daphne... Cóż za piękne imię." Uśmiechnął się do mnie ciepło, niemal rozmarzony.

Jego uśmiech pobudził moją ciekawość: - Wciąż nie do końca rozumiem. Czy każdy wilkołak ma partnera? Nie jestem wilkołakiem, więc jak mógłbym być twoim towarzyszem. I mam narzeczonego..."

Tak jakby. Nieważne, że planowałam jakoś uciec.

"Narzeczonego?" warknął Arthur.

"Tak. Byłam zszokowana jego zmianą zachowania, ale jakoś w głębi serca wciąż wierzyłam, że nie zamierza mnie skrzywdzić. "Jutro, w moje osiemnaste urodziny, mam za niego wyjść.

To się nie wydarzy, jeśli będę miała cokolwiek do powiedzenia.

"Nie. Nie możesz! Jesteś moja!"

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Uspokoił się chwilę później.

"Przepraszam. Mam trudności... z kontrolowaniem siebie, zwłaszcza mojego wilka, Lucasa. "

Jakie to dziwne, że jego wilk też miał imię.

"Dlaczego powiedziałeś, że myślisz, że nie masz partnera?"

"I--"

Następnie napiął się i powąchał. Jego głowa odwróciła się gwałtownie, jakby wyczuwając w powietrzu znajomy zapach. Arthur warknął, a jego oczy rozbłysły czerwienią, gdy odwrócił się w stronę okna. Przycisnął swoje ciało do ściany i pochylił się w stronę okna, aby przeskanować okoliczne drzewa.

"Co się stało? zapytałam.

Warknął w ciemność: "Nadchodzą wilki".

"Trzęsiesz się. Boisz się ich?"

"Nie. Moje ciało trzęsie się z powodu zbliżającej się walki i pragnienia krwi. To nie jest coś, co mogę kontrolować.Przełknęłam jego słowa. Jak mógł być tak zainteresowany krwią i walką?


Rozdział 4

Punkt widzenia Daphne

Wilkołaki? Już sam fakt, że Arthur odnalazł moją małą część lasu był zaskakujący, ale żeby było ich więcej? Czy były niebezpieczne?

Bazując na reakcji Arthura i wściekłości na jego twarzy, prawdopodobnie tak. Zostawił mój płaszcz złożony na stole, po czym wymknął się przez frontowe drzwi. Nie widziałam go, ale czułam jego obecność na zewnątrz. Przeszłam przez pokój, by wyjrzeć na zewnątrz, mając nadzieję, że to złagodzi powoli narastający niepokój w moim sercu.

Las był cichy. Noc była spokojna. To nie było normalne. Nie było nawet rechotu żab ani cykad.

Odwróciłam się i zgasiłam płomień lampy, po czym wróciłam do łóżka, by chwycić nożyczki. W żołądku mi burczało i czułam, jak wszystkie moje zmysły wytężają się, by znaleźć niebezpieczeństwo czające się w ciemności.

Coś tam było. Byłam tego pewna i nie potrzebowałam do tego zmysłów wilkołaka.

Coś błyszczało w ciemności. Były to oczy wilków z zamiarem zabicia. Przełknęłam ciężko, gdy zdałam sobie sprawę, dlaczego były znajome: bardzo przypominały oczy Arthura, gdy na mnie skoczył.

Wycofałam się, zamykając drzwi kabiny i próbując uspokoić serce. Gdzie był Arthur?

"Wiem, że tu jesteś, Arthurze! Głos był groźny: "Twój smród jest wszędzie".

"Wyjdź, tchórzu!"

Cisza wypełniła powietrze. W nocy rozległ się przeraźliwy skowyt, który wstrząsnął powietrzem i napełnił mnie strachem, zanim drzwi kabiny zatrzęsły się od siły uderzającego o nie ciała. Krzyknęłam, gdy drewno skrzypnęło i pękło od uderzenia.

"Kobieta? zapytał wilk - "Co tu robi kobieta?".

"Zabij ją." warknął inny wilk. Sapnęłam, mocniej ściskając nożyczki, gdy warknął na mnie. "Nie możemy pozwolić, by wyszło na jaw, że polujemy...

Coś szeleściło i usłyszałam wściekły skowyt z głębi ciemności. To był Arthur. Zabił wilka przed drzwiami. Krew rozbryzgnęła się po oknie i drzwiach. Arthur zatrzymał się, odrzucając nogę drugiego wilka, z której wciąż tryskała krew.

Zadrżałam, potrząsnęłam głową i osunęłam się na ziemię. Odczołgałam się od okna, a wilki wyły i szamotały się.

Jęki były przerywane ostrymi trzaskami i głośnymi warknięciami. Cienie tańczyły na ścianie w świetle księżyca. Wilków było znacznie więcej, ale żaden z nich nie był tak duży jak Arthur.

Nagle okno eksplodowało w deszczu szkła, gdy ciało wilka przebiło się przez nie i uderzyło w przeciwległą ścianę.

Krew rozbryzgnęła się po podłodze, pokrywając moje stopy i rąbek szlafroka, gdy wilk uderzył o ścianę i upadł na ziemię.

Zakryłam usta, by stłumić krzyk, ale nie mogłam oddychać z powodu paniki i strachu, gdy nożyczki roztrzaskały się o podłogę.

Wilk pozostał nieruchomy, a ja zadrżałam, uświadamiając sobie, że to tylko zwłoki, wyrzucone przez okno z walki na zewnątrz.

"Daphne! Spojrzałam w górę, gdy w oknie pojawił się cień. Szerokie ramiona, brudne blond włosy i świecące oczy jak rubiny."Arthur?"

Wskoczył przez okno i podszedł do mnie, podając mi rękę: - Musimy iść. Chodź ze mną!"

Dokąd? Dlaczego? Jak? I na jak długo? Zerknęłam na ciało leżące na środku pokoju i rozejrzałam się po domku, który był moim domem przez całe życie.

Może to jedyna szansa, by uciec od Carla, ale jakim kosztem?

Zabij ją - głos wilka rozbrzmiał w moim umyśle, mrożąc moje wnętrze i oczyszczając myśli.

Nie mogłam zostać. Gdybym została, skończyłabym martwa.

Spojrzałam na Arthura, który wydawał się w większości nietknięty. Był pokryty krwią i potem, nagi i dyszał. Był moją jedyną nadzieją, więc chwyciłam go za rękę.

Ręka Arthura była mokra i lepka, a ja prawie zwymiotowałam, gdy zdałam sobie sprawę, że jest pokryta krwią.

Chciałam się wyrwać, ale Arthur przyciągnął mnie w swoje ramiona. Zapach krwi zaatakował mnie i sprawił, że zakrztusiłam się jego klatką piersiową, gdy zrzucił mnie z siebie.

Nie zdążyłam nawet zapytać, czy coś mu się stało, bo szybko się odwrócił, wyskoczył przez okno i pognał w stronę drzew. Serce ścisnęło mi się z przerażenia.

Wilki warczały i wyły za nami. Ich łapy uderzały o ziemię tak szybko, jak moje serce.

"Draniu, nie uciekniesz!"

"Morderco! Ty i twoja suka nie żyjecie!"

Zesztywniałem. Morderca? Arthur? Jak?

Nie wyglądał mi na mordercę. Był miły i opiekuńczy.

Ale zabił swoich pobratymców bez litości. Kogo jeszcze zabił? Czy coś przede mną ukrywał?

Spojrzałam na twarz mężczyzny, a moje serce zaczęło bić ze strachu

Myślałam o ucieczce, ale uścisk Arthura był jak imadło, trzymał mnie przy piersi, gdy biegł przez las. Drzewa mijały mnie w cienistych plamach, a oczy paliły mnie od wiatru wiejącego w twarz. Próbowałam dostrzec coś znajomego w mijanej scenerii, ale poruszali się zbyt szybko.

Wilki za nami wyły i szczekały na Arthura, skacząc mu po piętach i próbując go ugryźć. Arthur przeklął.

"Trzymaj się mojej szyi, Daphne, i nie puszczaj!

Owinęłam ramiona wokół jego szyi, patrząc za nimi z przerażeniem, gdy poczułam, jak rozchodzi się po nim energia. Gładka skóra ustąpiła miejsca miękkiemu futru, a on nabrał prędkości. Zacieśniłam uścisk, gdy się obrócił, a siła jego ruchów przesunęła mnie na jego plecy. Goniące nas wilki zdawały się coraz bardziej oddalać, a moje ramiona płonęły od prób utrzymania się.

Krzyknęłam, gdy Arthur wystrzelił w lewo, jego szczęki otworzyły się szeroko i zamknęły z głośnym chrupnięciem. Wydawało mi się, że usłyszałam głos, ale zagłuszył go dźwięk cieczy rozpryskującej się na ziemi i drzewach. Ciepła, metalicznie pachnąca ciecz ochlapała mi twarz. Krzyknąłem ponownie.

Płakałam, wtulając się w szyję Arthura. Poruszał się tak szybko, że skręciłabym sobie kark, gdybym go puściła. Nieważne, że goniące mnie wilki mnie złapały. Były gotowe mnie zabić, zanim Arthur oderwał nogę ich towarzyszom. Niewielka szansa na przekonanie ich o mojej niewinności przepadła. Ile wilków zabił w pobliżu mojej chaty?

Jak bardzo byłem pokryty krwią? Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę moją małą chatkę?Pomyślałem o wilku leżącym w kałuży krwi, nieruchomym i coraz zimniejszym.

"Nic nam nie będzie. Obiecuję, że zabiorę cię w bezpieczne miejsce - powiedział Arthur.

Przylgnęłam do niego, szlochając i zastanawiając się, czy jestem zła w podejmowaniu decyzji.  Uciekałam od Carla i domku, który zawsze chciałam opuścić, ale skończyłam w bardziej niebezpiecznej sytuacji.

Czy mogłam być bezpieczna z zabójcą?

Zebrałam się na odwagę i powiedziałam: "Nazwali cię mordercą".

Wydał z siebie niskie warknięcie, nie do końca ze wzburzenia, ale z frustracji: "Tak".

Jego głos stał się ciemny i złośliwy. "Wszyscy na to zasłużyli. Przez nich zginęła moja siostra.

Wzdrygnęłam się. Jego siostrę? Zacisnęłam wargi. To była jakaś waśń krwi. Czy mogłam mu zaufać?

Arthur potknął się lekko, stękając z bólu i nieco zwolnił.  Mój uścisk nieco się rozluźnił, gdy zdałam sobie sprawę, że wycieka z niego więcej krwi.

Był ranny.

Westchnęłam, ocierając łzy: - Jesteś ranny.

"Nic mi nie jest. Nadal mogę biegać.

To było kłamstwo. Czułem zmianę w jego chodzie. Odczuwał ból. Może to nie wystarczyło, by go zabić, ale wystarczyło, by go spowolnić.

Część mnie zadrżała z lekkim okrzykiem strachu, podczas gdy część mnie poczuła skurcz serca, gdy zobaczyłam, jak krwawi. Przygryzłam wargę i postanowiłam mu zaufać.

"Nie. Nie możesz już uciekać. Ja... Proszę, połóż mnie. "

"Wszystko w porządku? Arthur zwolnił do zatrzymania, uważając, by mnie nie upuścić, i uklęknął, by ułatwić mi zejście. Moje nogi drżały i uginały się, gdy próbowałam wstać.

Oddech utrudniał mi wypowiadanie słów, które chciałam powiedzieć. Oczywiście, że nic mi nie było! Byłam cała we krwi. Grożono mi śmiercią dwa razy w ciągu niecałego dnia. Ścigały mnie wilkołaki, które chciały mnie zabić, a ja nie wiedziałam, czy przeżyję do rana.

Chciałam na niego nawrzeszczeć za tak niedorzeczne pytanie, ale gdy na niego spojrzałam, moja wściekłość ucichła.

Był pokryty sączącymi się ranami. Jego pot zmył większość pozostałej krwi, dając mi wyraźny widok na jego obrażenia. Czy była jakaś część jego ciała, która wyszła z tego bez szwanku? Jakim cudem przebiegł tak daleko? Łzy napłynęły mi do oczu i znów zaczęłam płakać.

Arthur podszedł bliżej, z szeroko otwartymi z niepokoju oczami: - Złamałaś nogę? Nie byłem wystarczająco delikatny? Nie martw się, zniosę cię".

Potrząsnęłam głową - Ugryzienie w nogę... Jak mogłam pozwolić ci nieść mnie z takim urazem? Powinienem ci pomóc i..."


Rozdział 5

Punkt widzenia Daphne

"To nic takiego. Doświadczyłam znacznie gorszych rzeczy. Nie martw się." Arthur uciszył mnie i pogłaskał po głowie - Jesteś tylko człowiekiem. Nie byłbyś w stanie nadążyć. A ty jesteś moją towarzyszką. Moim obowiązkiem jest cię chronić. "

"Mówiłem ci, że nie wiem, o czym mówisz - potrząsnąłem głową - Musisz się mylić.

"Zrobiłbym dla ciebie wszystko.  Wyglądało na to, że nie słyszał lub nie obchodziło go to, co właśnie powiedziałam.

Nagle jego spojrzenie powędrowało dookoła, a potem odwrócił się, by spojrzeć za siebie. Jego ramiona były napięte i czułam jego niepokój. Wilki nie były tuż za nami, ale to tylko kwestia czasu.

"Daphne, naprawdę powinniśmy już iść. "

"Najpierw muszę cię uleczyć.

"Co masz na myśli?"

Obeszłam go i uklękłam przy jego nodze. Odwrócił głowę i patrzył, jak przeciągam palcami po otwartej ranie na ramieniu i smaruję krwią ranę na jego nodze. Ciało i futro lśniły, gdy rana zaczęła się zasklepiać.

Sapnął: "Czy... Czy tak traktowałeś mnie wcześniej? Czy naprawdę jesteś człowiekiem?"

"Jestem!" powiedziałam obronnie. "Nie jestem czarownicą!"

Artur potrząsnął głową i uśmiechnął się szeroko: - Nie sądziłem, że jesteś... musisz być bardzo wyjątkowym człowiekiem.

Zacisnęłam wargi, obserwując jak rana całkowicie się zasklepia. Arthur poruszył nogą z imponującym pomrukiem.

"Obiecaj mi, że nikomu nie powiesz - powiedziałam, a serce waliło mi ze strachu. "I--"

"Obiecuję - powiedział z łatwością, siadając na swoich biodrach i patrząc na mnie. "Czy możesz mi obiecać coś w zamian?

Spojrzałam na niego: "Na przykład co?".

"Traktuj mnie w ten sposób tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Ja... nie chcę, żebyś używał swojej krwi do leczenia innych."

Byłam zszokowana tą prośbą. Chciałam odpowiedzieć, ale Arthur znów stanął na nogach, wpatrując się w las za nami.

"Szybko! Uklęknął i szturchnął mnie w plecy, po czym ruszył do przodu.

Wilkołaki nas znalazły.

"Gdzie idziemy?

"W stronę wody - powiedział Arthur, skręcając gwałtownie i przyspieszając.

Trzymałem się mocno i chciałem poczuć, jak daleko są, albo ich usłyszeć, ale mogłem polegać tylko na tym, że poczucie pilności Arthura słabło i powoli zastępowała je nadzieja.

Wydawało się, że oddalamy się od wilków i zaczęłam słyszeć szum rwącej wody. Arthur przedarł się przez drzewa i zatrzymał na brzegu. Podążyłem za nurtem i poczułem moment, w którym nadzieja Arthura zmieniła się w rozpacz: rzeka prowadziła do kilkudziesięciometrowego wodospadu.

Nigdy bym nie przypuszczał, że mój mały kawałek lasu był kawałkiem wyżyny, praktycznie odizolowanym od rozległego lasu poniżej klifu.

"A-Arthur? Co teraz zrobimy?"

Odwrócił się z warknięciem, gdy usłyszałem zbliżające się do nas wilki.

"Stań za mną - powiedział szorstko. Zsunęłam się z jego pleców i pozwoliłam mu podejść do grupy wilków.

Jeden z nich skoczył do przodu, a Arthur wymierzył mu okrutne machnięcie łapą, podczas gdy inne zbliżały się do mnie. Jeden skoczył w moją stronę. Arthur wskoczył między nas, przyjmując cios i wymieniając jeden ze swoich.

Pozostałe wilki rzuciły się na mnie, a Arthur zablokował je swoim ciałem, odnosząc kolejne obrażenia."Arthur, zostaw mnie i uciekaj! Krzyknęłam, gdy Arthur zrzucił wilka z ostrym trzaskiem w kark i potknął się.

W takim tempie oboje skończymy martwi.

"Nie pozwolę ci jej tknąć!

Dlaczego był taki dzielny? Łatwiej byłoby się denerwować całym tym nieszczęściem, które przyniósł, gdyby nie był.

Otarłam łzy i rozejrzałam się. Nie chciałam umierać i nie chciałam też, żeby umierał Artur. Woda płynęła szybko w kierunku ryczącego wodospadu. Najlepszym wyjściem byłoby przedostanie się na drugą stronę, ale kolejną najlepszą rzeczą byłoby przejście przez krawędź.

Pień drzewa zachwiał się na brzegu rzeki, a ja odetchnąłem z nadzieją. To było trudne, ale lepsze to niż pewna śmierć z rąk wilkołaków. Ruszyłam w stronę pnia i zanurzyłam się w wodzie, by go przyciągnąć. Rozdarłam rąbek spódnicy w długi pas, aż spódnica była ledwie jedną czwartą jej pierwotnej długości.

Przywiązałam jeden jej koniec do ramienia i owinęłam część wokół pnia drzewa, gdy rzeka zaczęła je ode mnie odciągać.

"Arthur, tędy!

Odepchnął atakującego wilka, rzucając jego ciało na swoich towarzyszy, po czym pobiegł w moją stronę.

"Twoje ramię!"

Zaproponował, choć wyglądał na zdezorientowanego, gdy przywiązywałem drugi koniec materiału do jego ramienia.

"Co ty robisz?"

Spojrzałam mu w oczy: "Ufasz mi?".

Przytaknął bez wahania.

"W takim razie umrzyjmy razem.

"Z tobą? Bez żalu."

Usta Arthura drgnęły i roześmiał się, pod wrażeniem, a ja uśmiechnęłam się lekko. Musiałam być szalona, ale wyglądało na to, że on też był. To było cudowne szaleństwo, które zaprowadziłoby nas na krawędź tego klifu.

Moje serce zatrzepotało z determinacji w jego głosie. Razem pchnęliśmy bagażnik dalej w nurt. Nurt szybko nas porwał, wciągając ostro do głębszej, zimniejszej wody.

Następnie zanurzyliśmy się w niekończącą się ciemność i ciszę.


Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Król łotrów i jego hybrydowa partnerka"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści